Półfinał wystawił młodym Polakom rachunek. Brązowe medale i niewymierny sukces

Dawid Szymczak
Polacy odpadają, ale mogą spojrzeć w lustra. Nie zmienili stylu gry i tak długo, jak mieli siły, dorównywali Niemcom. Ostatecznie przegrali jednak 3:5. Półfinałowy mecz mistrzostw Europy do lat 17 wystawił im rachunek za tak energiczną i ambitną grę w całym turnieju. Pod koniec zabrkało im sił. Kończą z brązowymi medalami. - Osiągnęli też niewymierny sukces - mówi Marcin Dorna, dyrektor sportowy PZPN.

Piękna była cała akcja, która doprowadziła do zdobycia pierwszej bramce - dwa dobre podania i przytomny strzał. Przy drugiej można było zachwycić się asystą Daniela Mikołajewskiego, który piętą podał piłkę do Karola Borysa. Ozdobą całego meczu był gol Filipa Wolskiego na 3:3 - piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki. Dużo mówiła mina Zbigniewa Bońka, który aż poderwał się z krzesełka i spoglądał na boisko pełen uznania, wręcz dumy. Można było cmokać jeszcze nad wieloma akcjami Polaków, które nie skończyły się golem. Ale przede wszystkim należy docenić mentalność tej drużyny: jej pewność siebie i absolutny brak strachu przed Niemcami. Tak długo, jak mieli siły, potrafili im dorównać. Tych sił, niestety, w ostatnim kwadransie już im zabrakło - wtedy stracili czwartą i piątą bramkę. 

Zobacz wideo Ronaldo bohaterem, Krychowiak załamany. Kulisy meczu w Arabii Saudyjskiej

Ta akcja mówi wiele mówi o stylu gry Polaków. Później zabrakło im sił

Była 20. minuta półfinałowego meczu mistrzostw Europy do lat 17, Polacy prowadzili z Niemcami 1:0, a Igor Orlikowski miał piłkę tuż przed własną bramką. Zza jego pleców nadbiegał już jeden z Niemców, jednak obrońca Zagłębia Lubin ma tak bardzo wpojone, by rozgrywać piłkę i szukać jej świadomego wyprowadzenia, że nawet w tak niebezpiecznej sytuacji unikał wybicia jej przed siebie - byle zminimalizować ryzyko. Mimo naporu rywala próbował obrócić się w kierunku boiska, rozglądał się w poszukiwaniu kolegów. Piłkę stracił, a Niemcy oddali niecelny strzał. Orlikowski prawdopodobnie przesadził, zagrał nieodpowiedzialnie, wręcz brawurowo, ale powiedział wszystko o tym, jak Polacy chcą grać i czego szukają na boisku. 

Gdy dzień przed meczem podpytywaliśmy pracowników PZPN o ich przewidywania, nie mieli wątpliwości, że Polacy zagrają po swojemu, czyli odważnie, do przodu i wysokim pressingiem. Wiedzieli też, że dorównają Niemcom pod względem technicznym. Martwiła ich jedynie przewaga fizyczna rywali. - Jest tam pięciu-sześciu zawodników, którzy wyglądają, jak seniorzy. To dobrze zbudowani chłopacy, którzy szybciej dojrzeli. U nas są natomiast Krzysiek Kolanko czy Karol Borys, piłkarze świetni technicznie, ale jeszcze bardzo drobni - mówiła jedna z osób odpowiedzialna za szkolenie młodzieży. - Chłopacy śmieją się, że Niemcy to takie byczki. Ale to nie znaczy, że w naszym stylu gry coś się zmieni - dodawała. Słyszeliśmy też, że tak energiczna gra Polaków we wcześniejszych meczach poskutkowała sporym zmęczeniem wielu z nich i paroma drobnymi urazami. Przez ostatnie trzy dni fizjoterapeuci pracowali niemal bez przerwy.

Pierwsza połowa pozwalała jednak stwierdzić, że udało im się postawić Polaków na nogi. Rywale zaczęli mecz od odważnych ataków i stworzenia dwóch bardzo groźnych okazji? Polacy też odpowiedzieli atakami i pierwsi strzelili gola. Niemcy wyrównali i znów zaczynali dominować? Polacy jeszcze chętniej dryblowali na ich połowie i zasypywali ich bramkę strzałami. Niecałe 10 minut później znów prowadzili. Po przerwie Niemcy strzelili na 3:2? Odpowiedź przyszła już po dwóch minutach. Ale na kolejne dwa ciosy już nie zareagowali.

Sposób, w jaki gra drużyna Marcina Włodarskiego, jest efektowny, ale też niezwykle wymagający. Ciągłe doskakiwanie do przeciwników, gonienie za piłką już na ich połowie i jak najszybsza próba odbioru po stracie kosztują mnóstwo sił. Niemcy przez większość meczu próbowali unikać pressingu Polaków. Prostymi środkami przenosili grę pod pole karne i szukali dośrodkowań, by wykorzystać swoją fizyczną przewagę. Trzy z pięciu goli strzelili właśnie po centrach. Rozstrzygnęli ten mecz, gdy Polakom brakowało już sił, przez co zostawiali na boisku więcej wolnego miejsca. Niemcy grali dojrzalej, a w składzie mieli zawodników, uchodzących za przyszłe gwiazdy warte kilkadziesiąt milionów euro. Wrażenie robili pomocnik Freiburga - Noah Darvich, autor dwóch asyst, a także strzelcy goli: Charles Hermann i Paris Brunner, zawodnicy Borussii Dortmund. 

Polacy przegrali w półfinale mistrzostw Europy. Ale nie mają się czego wstydzić

Za taki styl gry Polacy byli w ostatnich tygodniach wielokrotnie chwaleni. Na ich półfinałowym meczu w Budapeszcie byli m.in. Cezary Kulesza i Zbigniew Boniek, a z kraju powodzenia życzył im Fernando Santos. - Ta drużyna gra wspaniale. To przyszłość naszej reprezentacji, której owoce będziemy mieli za 4-5 lat. Będę oglądał jej mecz - zapowiadał selekcjoner i zdradził, że w przypadku awansu do finału rozważyłby wyjazd na Węgry. 

Polacy jednak w finale nie zagrają, natomiast dochodząc do półfinału, automatycznie zakwalifikowali się do mistrzostw świata. Te zostaną rozegrane między 10 listopada a 2 grudnia. PZPN postrzega to jako sukces i uznaje, że cel na tych mistrzostwach został zrealizowany. Federacja, zainspirowana angielską FA, chce, by młodzi polscy piłkarze rozgrywali jak więcej meczów o stawkę. - Chcielibyśmy kiedyś powiedzieć, jak któryś z młodych zawodników dotrze do dorosłej kadry, że w przeszłości grał na mistrzostwach świata do lat 17, ma medal mistrzostw Europy w innej kategorii wiekowej, był na dużym turnieju z reprezentacją U-21 i generalnie tych meczów w młodzieżówkach uzbierał kilkadziesiąt. Im wyższa stawka, tym lepiej - tłumaczył kilka tygodni temu Maciej Mateńko, wiceprezes PZPN ds. szkolenia. 

O zdefiniowanie sukcesu w kontekście kadry U-17 poprosiliśmy też Marcina Dornę, dyrektora sportowego federacji. - Oczywiście, jesteśmy mierzeni liczbą zawodników, którzy dotrą do pierwszej reprezentacji. I jeśli za kilka lat pochylimy się nad tą drużyną, to okaże się, że kilku zawodników z tego meczu z Niemcami będzie też w składzie dorosłej kadry. Ale, co naturalne, pojawi się też kilku spoza tej kadry. Kilku jeszcze innych dotrze na poziom ligowy i to będzie ich limit - przewidywał. - Jeden z trenerów tej kadry powiedział, że dzisiaj drzwi do kariery są dla tych zawodników uchylone, a oni sami musza je otworzyć, podejmując właściwe kroki.

- Niewymiernym sukcesem tej kadry jest również zmiana spojrzenia na sposób gry drużyn młodzieżowych. Tworzymy środowisko do rozwoju zawodników. Bierzemy na siebie ryzyko, które ci zawodnicy podejmują. Cechą charakterystyczną tej kadry jest proaktywność. Czasami za nią płacimy, np. jak w meczu z Walią (0:3). Chcemy też dawać szansę wszystkim zawodnikom, który przyjechali na ten turniej, by doświadczyli gry na mistrzostwach Europy, dlatego selekcjoner dokonał w tym spotkaniu wielu zmian. Może zabrakło też pragmatyzmu w ćwierćfinale z Serbią, gdy wciąż szliśmy do przodu zaraz po stracie piłki i w efekcie straciliśmy bramkę. Ale takie zachowanie jest dla nas całkowicie akceptowalne na tym poziomie. Dzięki temu ci piłkarze się rozwijają. Przekonujemy do takiej gry trenerów młodzieży na wielu konferencjach i chcemy, by nasi reprezentanci też pokazywali, że warto w ten sposób grać. Trenerzy kupują ten pomysł, ale czasami przy pierwszym niepowodzeniu zaczynają się wycofywać. Ta kadra udowadnia, że warto być cierpliwym - mówił Dorna w programie Sport.pl LIVE w poniedziałkowy wieczór.

Mecz z Niemcami wyglądał tak, jak spodziewali się polscy trenerzy i przedstawiciele PZPN: Polacy zagrali odważnie, optymistycznie, szczególnie w pierwszej połowie nie brakowało im entuzjazmu. Karol Borys efektownie dryblował na połowie rywali, nad piłką świetnie panował też Krzysztof Kolanko, najczęściej faulowany zawodnik na tym turnieju, a Mikołajewski dwukrotnie piętką wystawiał piłkę swoim kolegom. Po przerwie jednak jeszcze wyraźniej widać było fizyczną przewagę Niemców i indywidualną jakość kilku piłkarzy. Polacy odpadli, kończą mistrzostwa z brązowymi medalami i z podniesionymi głowami, a bilety na mundial mają już w kieszeniach. To duży sukces.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.