Włączasz mecz i czujesz powiew świeżości. Polski obrońca dryblingiem zaczyna akcję, środkowi pomocnicy nie chowają się za rywalami i proszą go o podanie, a wahadłowi potrafią i chcą kiwać. Zresztą - żadnego zawodnika piłka wyraźnie nie parzy, każdy pragnie mieć ją jak najczęściej. Po stracie od razu dopada więc do przeciwnika, a po przejęciu podaje do przodu. Ryzyko jest wpisane w grę. Selekcjoner - Marcin Włodarski - usunął wręcz ze słownika "bronienie" i mówi o "atakowaniu bez piłki". Często po meczach najwięcej przebiegniętych kilometrów mają napastnicy, których należałoby nazwać pierwszymi obrońcami. Mateusz Skoczylas z Zagłębia Lubin ma najwięcej goli w turnieju, ale też sporo odbiorów. "Gra w piłkę ma sprawiać przyjemność" - to wręcz najważniejsza zasada u Marcina Włodarskiego.
Ale słysząc o wizji, wieloletnim planie, w dodatku pełnym takich określeń, jak ofensywa, proaktywność czy pressing, jesteśmy nieufni. Za dużo razy polscy działacze i trenerzy nas nabrali, by uwierzyć im na słowo. Sam widziałem to po tekście napisanym na początku kwietnia, w którym dyrektor sportowy PZPN Marcin Dorna i selekcjonerzy młodzieżowych kadr dość szczegółowo opisywali, w jaki sposób chcą grać i jakie przyświecają im wartości. Nie brakowało komentarzy, że są mocni w gębach, że to tylko teoria, a na koniec piłkarze wyjdą na boisko i tyle będzie z tych obietnic. Ale reprezentacja U-17 nie oszukuje. I chyba dlatego sympatia do niej jest tak duża.
Może przegrać, nawet 0:3 - jak w ostatnim meczu z Walią, ale i tak zachowa swój styl, który tak wyraźnie różni się od tego, co w ostatnich miesiącach proponuje dorosła kadra. Kadra U-17 nie gwarantuje zwycięstw, ale obiecuje inną grę i daje nadzieję na mentalną zmianę. Burzy stereotypy, że Polska jest stworzona do gry z kontry i nie może utrzymywać się przy piłce. Pokazuje, że można na boisku ryzykować, mieć piłkę częściej niż rywale, a przy tym wygrywać. Młodzi polscy zawodnicy nie stresują się, mając piłkę i zazwyczaj nie brakuje im pomysłów, co z nią zrobić. Błędy się zdarzają - tu zła asekuracja, tam strata w niebezpiecznym miejscu. Ale ta kadra może być symbolem zmiany w polskiej piłce.
Wystarczy posłuchać jej zawodników:
To slogan, że najlepszą obroną jest atak. Nie zawsze i nie w każdym przypadku, ale akurat kadra U-17 myśli w ten sposób i często dzięki temu wygrywa. Nawet na trwających obecnie mistrzostwach Europy do lat 17 prowadziła z Węgrami - gospodarzami turnieju - 3:0, ale w drugiej połowie straciła dwie bramki i zrobiło się nerwowo, bo do końca meczu pozostawało jeszcze 20 minut. Wielu trenerów spróbowałoby utrzymać to jednobramkowe prowadzenie. Może wprowadziłoby dodatkowego obrońcę? Może defensywnego pomocnika? Polacy ruszyli jednak do przodu i w 10 minut strzelili dwa gole, a mecz skończył się hokejowym 5:3.
To było już drugie zwycięstwo w fazie grupowej. W pierwszym meczu z Irlandią wynik był jeszcze lepszy (5:1). Zaczęło się jednak od gola rywali. Mogło wówczas wkraść się zwątpienie: Polacy w tej kategorii wiekowej od jedenastu lat nie wygrali bowiem meczu otwierającego turniej, a tutaj przegrywali już od 5. minuty i wydawali się odgrywać znany scenariusz. Ale tylko przez chwilę. Nie było powtórki choćby z seniorskiego spotkania Czechy - Polska, gdy fatalny początek kompletnie rozbił drużynę i zniweczył jakikolwiek plan przygotowany przez debiutującego wówczas Fernando Santosa. Młodzi Polacy nie zwiesili głów i nie stracili zbudowanej w kwalifikacjach pewności siebie. Jeszcze odważniej ruszyli do przodu, przed przerwą strzelili dwa gole, a po niej dołożyli trzy kolejne. Ani przez chwilę nie mieli dosyć, wciąż gonili za kolejnymi golami. W żadnym momencie nie pomyśleli, że już wystarczy i czas pograć bezpieczniej.
W tę pułapkę wpadli za to w drugim meczu. Gdy prowadzili 3:0 z Węgrami, wydawało im się, że zwycięstwo mają już pewne. Później selekcjoner Włodarski miał o to spore pretensje. - Może dziwnie to zabrzmi, ale przy 3:0 niepotrzebnie graliśmy do tyłu, pozwalając rywalowi się napędzać. To nie jest nasze DNA, tak nie chcemy grać. Niestety po dwóch takich wstecznych podaniach przeciwnicy przechwycili piłkę i strzelili gole. Nie będę oszukiwał - przy wyniku 3:2, po dwóch głupio straconych bramkach, obawiałem się, że możemy za bardzo się cofnąć. Przy tumulcie z trybun chłopaki nie słyszeli wszystkich wskazówek z ławki, ale sami wiedzieli, że trzeba przesunąć się wyżej. Efektem tego były kolejne gole - powiedział po meczu "Łączy nas piłka".
Włodarski już dawno wpadł na pomysł, by grać w ten sposób. Pracując przy innych młodzieżowych kadrach, zauważył, że kiedy Polacy przegrywali i nie mieli nic do stracenia, to zaczynali grać odważniej. Podejmowali większe ryzyko, chcieli szybciej odzyskiwać piłkę, nie przejmowali się, ile goli jeszcze stracą, raczej skupiali się na strzeleniu własnych. I wówczas zaczynali grać dużo lepiej. Potrafili te gole strzelać, a przy tym wcale nie zaczynali ich tracić. Jakoś udawało im się przeciwników kontrolować. Na pewno znacznie lepiej niż wtedy, gdy czekali na własnej połowie i intencjonalnie oddawali im piłkę. "Dlaczego nie grać tak od początku?" - pomyślał Włodarski, a federacja przyklasnęła.
Dzisiaj to rywale dostosowują się do Polaków. Irlandczycy chociażby zmienili ustawienie specjalnie pod mecz z nimi - w eliminacjach grali 1-4-2-3-1, ale tym razem dołożyli kolejnego środkowego obrońcę i przeszli na 1-5-3-2. - Odpowiadało nam to. Jeśli przeciwnik rezygnuje ze swojego stylu, by nam się przeciwstawić, świadczy to o tym, że jesteśmy mocną drużyną i się nas boi. To dla nas bardzo miłe. Irlandczycy próbowali zagrać w innym systemie, ale bardzo ciężko jest zmienić system, gdy na co dzień go nie ćwiczysz. Stąd taki, a nie inny wynik - opisywał po meczu Włodarski w rozmowie z federacyjnym portalem.
Przed trzecim meczem Polacy byli liderami grupy, mieli pewny awans i najlepszy bilans bramkowy (10:4) spośród wszystkich zespołów. Mecz z Walią (0 pkt po dwóch meczach) w większości rozpoczęli więc rezerwowi. Tempo i intensywność nie było już tak dobre, jak w poprzednich dwóch meczach, ale sytuacje podbramkowe i tak się pojawiały. Polakom brakowało jednak skuteczności, a wejście w przerwie kilku podstawowych zawodników niewiele zmieniło. Jak przyznał po meczu Karol Borys, jeden z najlepszych piłkarzy tych mistrzostw, on i koledzy nieco Walię zlekceważyli. - Piłka nie chciała nam wpaść do siatki, ale najważniejsza lekcja jest taka, by do każdego meczu podchodzić na 120 proc. - mówił na gorąco przed kamerami TVP. Polacy w 82. minucie stracili bramkę na 0:1, odsłonili się jeszcze bardziej i przyjęli kolejne dwa ciosy.
Reprezentacja do lat 17 jest wizytówką PZPN. Grający w niej piłkarze przeszli przez wszystkie szczeble szkolenia federacji, uczestniczyli m.in. w projekcie Akademia Młodych Orłów czy programie Future. Można usłyszeć, że byli wręcz modelowo prowadzeni i od dawna mieli wpajane wartości, które PZPN od jakiegoś czasu trzyma na sztandarach: proaktywność, grę do przodu i odwagę w pojedynkowaniu się z rywalami. Młodym taka gra pasuje. To pokolenie, które nie ma kompleksów, nie uznaje z założenia przewagi rywali z Zachodu, nie boi się samych nazw - jak Belgia czy Anglia. Obie te reprezentacja Polacy pokonali po 5:0. Z Portugalią z kolei w marcu przegrali 0:1, ale nie zagrali znacząco słabiej czy ostrożniej i spokojniej niż w tamtych spotkaniach. - Było wręcz odwrotnie, bo Portugalczycy pierwszy raz, odkąd śledzę ich kadrę, nie wyszli wysoko i oddali nam inicjatywę. Przez godzinę ten mecz był bardzo wyrównany, później oni doszli do głosu i wygrali 1:0 po rzucie karnym - opowiadał Włodarski.
Kadra U-17 reklamuje to, o czym na konferencjach dot. szkolenia mówi PZPN: - Zmieniliśmy podejście do reprezentacji młodzieżowych i ich sposobu gry. Chcemy ryzykować, grać jeden na jeden, budować akcje od tyłu pod presją rywali. Chcemy reprezentantów, którzy poprzez młodzieżówki przejdą do dorosłej kadry i będą potrafili w ten sposób grać - podkreślał na spotkaniu z dziennikarzami Maciej Mateńko, wiceprezes PZPN ds. szkolenia.
- W piłce młodzieżowej trzeba spodziewać się niespodziewanego. Z pełnym przekonaniem mogę jednak stwierdzić, że zespół, który w tym roku jedzie na Euro, gra bardzo proaktywnie. Kibice zobaczą entuzjazm i ofensywną grę. Zawodnicy będą odważni i będą podejmowali ryzyko. Ten, kto zajmuje się piłką wie, że wyniki przychodzą, jeśli jest się konsekwentnym w swoim działaniu. A ta kadra taka właśnie jest. Dzięki temu zagra w mistrzostwach Europy, a ja jestem przekonany, że trener i cała ekipa dalej będą wierni swoim ideałom - mówił jeszcze przed turniejem dyrektor sportowy Marcin Dorna. Po fazie grupowej słowa te bardzo dobrze się zestarzały. Polska zagrała zgodnie z zapowiedziami.
Collin O"Brien, selekcjoner Irlandii, po meczu stwierdził, że Polska właściwie nie ma słabych punktów. W każdej formacji da się jednak wskazać wyróżniających się zawodników: choćby Jakuba Krzyżanowskiego w obronie, który bardzo odważnie wyprowadza piłkę i swobodnie nad nią panuje, Karola Borysa w pomocy, biorącego na siebie ciężar gry, biegającego non stop, odważnie dryblującego i dobrze odnajdującego się na małej przestrzeni czy Mateusza Skoczylasa, który w dwóch meczach strzelił trzy gole i dołożył jedną asystę.
- Nie szedłbym jednak za daleko z tymi określeniami o złotym pokoleniu - mówił na początku kwietnia Marcin Włodarski. - Jest w tej kadrze kilku chłopaków, pewnie ze trzech, dla których widzimy dzisiaj perspektywę wejścia kiedyś do pierwszej reprezentacji, ale takie wróżenie też jest obarczone ryzykiem. Wiele może się zmienić. Na pewno mamy dobrych napastników. I to aż czterech, dlatego nimi rotujemy. Stąd też ta duża liczba strzelanych goli. Chcemy też stwarzać im jak najwięcej okazji, dlatego w środku pola, po przejęciu piłki, wymagamy podania jej do przodu, nawet jeśli wiąże się to z ryzykiem straty. Najważniejszy jest pomysł, sam zamiar - tłumaczył i przyznał, że nawet tak młodzi piłkarze, jeszcze nie do końca ukształtowani, początkowo mieli opory przed tak ryzykowną grą. - Mieli już swoje przyzwyczajenia z klubów czy akademii. Musieliśmy trochę z nimi walczyć i przekonywać ich do ofensywnej gry. Pomogły nam dobre wyniki, bo łatwiej było piłkarzom uwierzyć w nasz pomysł, jeśli widzieli, że dzięki niemu wygrywają mecze. Robimy postępy, coraz lepiej gramy w obronie, już nie tracimy tylu goli. Wcześniej nam to doskwierało - dodaje.
W ćwierćfinale Polacy zmierzą się z Serbami, którzy zajęli drugie miejsce w grupie B. Przegrali 2:4 ze Słowenią, wygrali 2:0 z Włochami i zremisowali 1:1 z Hiszpanią. Zwycięzca awansuje do strefy medalowej, a ponadto wywalczy awans na tegoroczne mistrzostwa świata U-17. Europę będzie reprezentowało pięć drużyn: wszyscy półfinaliści EURO oraz zwycięzca barażu między dwoma przegranymi ćwierćfinalistami z najlepszym dorobkiem po fazie grupowej.
Nie wiadomo, czy Polacy awansują, czy skończą z medalem, ani ilu z tych piłkarzy przebije się do dorosłej reprezentacji. Najbardziej trwałym sukcesem tej reprezentacji może być udowodnienie, że Polska potrafi grać odważnie i może narzucać swój styl gry niemal każdemu przeciwnikowi. A oklaski, które po takiej grze słyszy - niezależnie od wyników - są najlepszym dowodem, że warto.