Podczas mistrzostw świata w Katarze w szeregach reprezentacji Polski doszło do rozłamu. Wszystko za sprawą słynnej już "afery premiowej", między innymi, przez którą ze stanowiskiem selekcjonera pożegnał się Czesław Michniewicz. Pomimo tego, że od scysji wewnątrz kadry minęło już sporo czasu, temat premii obiecanej przez rząd ciągle powraca.
Nowy selekcjoner reprezentacji Polski Fernando Santos ma w ostatnim czasie dużo obowiązków medialnych. W niedzielę ukazała się jego rozmowa dla stacji CANAL+Sport, podczas której został zapytany o szczegóły "afery premiowej". Konkretnie o słynny już wywiad Łukasza Skorupskiego dla "Przeglądu Sportowego".
- Nie znałem wcześniej Skorupskiego, ale teraz znam go dobrze i wiem, że nie miał złego zamiaru. Powiedział mi, że udzielił wywiadu miesiąc wcześniej i nie wiem, dlaczego czekano z publikacją tyle czasu. Nie wydaje mi się, że to zachowanie w dobrym tonie, że opublikowano wywiad dwa dni przed zgrupowaniem - przekazał.
Więcej podobnych treści znajdziesz na Gazeta.pl
Nie tak dawno Santos w wywiadzie dla TVP Sport zdradził, że po raz pierwszy usłyszał o "aferze premiowej", kiedy przyleciał do Polski. Błyskawicznie musiał zareagować, dlatego wprowadził nowe zasady i już na pierwszym zgrupowaniu zarządził ciszę medialną. - Ta cisza medialna nie odbiła się na naszym zespole, nie wpłynęła na koncentrację i jakość treningu. Ominęliśmy przeszłość. Jeżeli ktoś atakuje naszą drużynę, to wszyscy jej bronimy, by utrzymać jej dobry obraz. Uprzedziłem piłkarzy, żeby na przyszłość byli bardzo ostrożni - powiedział.
68-latek zdradził, dlaczego zdecydował się na wprowadzenie zakazu rozmów piłkarzy z dziennikarzami. - Zrobiłem to, co zrobiłby każdy trener. Czułem, że może wytworzyć się zła atmosfera, więc zebrałem piłkarzy i powiedziałem, że jeśli ta sytuacja ma wywołać kiepską atmosferę, to trzeba to załatwić, ponieważ jesteśmy tu dla reprezentacji Polski, a nie, żeby do siebie strzelać - zakomunikował podczas rozmowy z CANAL+ Sport.