W debiucie Fernando Santosa reprezentacja Polski przegrała z Czechami 1:3 w pierwszym meczu eliminacji Euro 2024. Biało-Czerwoni zaprezentowali się z fatalnej strony i już po trzech minutach gry przegrywali 0:2, jedynego gola dla nas zdobył Damian Szymański już przy wyniku 0:3. Eksperci przekonują, że nowy selekcjoner nie wniósł do kadry tyle, ile powinien i to jego obwiniają za porażkę. Jednym z nich jest Antoni Piechniczek, który jeszcze przed ogłoszeniem Santosa mówił, że zagraniczny trener będzie "drogą na skróty" i niepotrzebną stratą pieniędzy.
Pierwsze trzy minuty meczu zaskoczyły Biało-Czerwonych i właściwie ustawiły całe spotkanie. Zdaniem Antoniego Piechniczka nie były one efektem przypadku, a świetnej gry Czechów i fatalnego zachowania polskiej defensywy. - Nie można powiedzieć, że to były przypadkowe bramki. One zostały przez Czechów wyreżyserowane. Wiedzieliśmy, że rzut z autu to ich silna strona i po takim zagraniu padł pierwszy gol. Drugi był efektem pressingu na naszej połowie, odebrania nam piłki, fatalnego zachowania naszego prawego wahadłowego, który przegrał pojedynek biegowy i pozwolił na dośrodkowanie. I w efekcie po niespełna trzech minutach przegrywaliśmy 0:2, co chyba w bogatej historii naszej kadry nie miało miejsca - przekonuje były selekcjoner, cytowany przez "Gazetę Olsztyńską"
Trener, który poprowadził reprezentację Polski do brązowego medalu mistrzostw świata w 1982 roku, uważa, że dla Fernando Santosa początek meczu musiał być szokiem i kompletnie przekreślił jego pracę na pierwszym zgrupowaniu. - Wszystko, co powiedział, co zdążył zrobić z zespołem podczas zgrupowania, poszło w niepamięć. Jakby piłkarze nie czuli, o co chodzi. Rzadko się trafia coś takiego - stwierdził Piechniczek.
Piechniczek jest pewny, że kadra potrzebuje impulsu w poniedziałkowym meczu z Albanią i to tam powinna zrobić wszystko, by zmazać plamę po fatalnej grze przeciwko Czechom. - Kiedy nie stracimy gola, co też jest ważne, a strzelimy kilka, wszyscy powiedzą, że trener Santos jest na dobrej drodze i wie, co robi. Potrzebna jest totalna mobilizacja, żeby wygrać w dobrym stylu i wysoko. Wtedy wszyscy będą na innej ścieżce - dużego optymizmu, wiary, że nas stać, że możemy się liczyć - dodał.
Na sam koniec nie zabrakło jednak odwołania się do pracy zagranicznego trenera, którego kontrakt obowiązywać ma aż do mistrzostw świata w 2026 roku. - Powinien go wypełnić do końca, czego mu serdecznie życzę, ale kiedy odejdzie, to – bez względu na osiągnięte wyniki – uważam, że powinniśmy na zawsze pozostać przy polskich trenerach - podsumował Antoni Piechniczek.
Więcej podobnych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Reprezentacja Polski zagra z Albanią na stadionie PGE Narodowym w poniedziałek 27 marca o godzinie 20:45.