Zegar na obiekcie w Pradze pokazywał 140. sekundę spotkania, a Polacy w pierwszym meczu Fernando Santosa i w pierwszym spotkaniu eliminacji przegrywali z Czechami już 0:2. Bramki łatwo strzelili nam Ladislav Krejci i Tomas Cvancara. Polscy kibice nie bardzo wiedzieli, co się dzieje. Oglądający ten mecz w domowym zaciszu Dariusz Szpakowski, komentator TVP, też przecierał oczy ze zdumienia.
- Jak piłkę komentuję od 50 lat, to tak fatalnego początku polskiej reprezentacji nie pamiętam. Trudno to było nawet w najczarniejszych snach wymyślić. Mecz do zapomnienia, ale trudno będzie zapomnieć, bo wrażenie po tym spotkaniu w Pradze jest fatalne. Ten mecz jak szybko się zaczął, tak szybko się dla nas skończył - nie dowierzał Szpakowski. Jego zdaniem błędy Polaków i natychmiastowa kara, zdeterminowały ostateczny wynik.
- Jaki zespół dałby radę się z tego dźwignąć? Mógłby sobie Fernando Santos chyba tylko do Carlo Ancelottiego w przerwie zadzwonić i spytać jak on niedawno z tego 0:2 z Liverpoolem wyciągnął na 5:2. Tylko tam był Real Madryt, a niestety takich graczy jak ma Real, w kadrze nie mamy. Byliśmy tłem dla Czechów. Zdaję sobie sprawę, że po takim początku spotkania trudno się było piłkarzom podnieść - mówi doświadczony sprawozdawca. Jego zdaniem limit przepraszania, też już w się w kadrze wyczerpał.
- Lewandowski przepraszał przed meczem za premie, Bednarek przepraszał po meczu za grę. Co nam jednak z tych przeprosin? Nasi zawodnicy sami nie byli w stanie wytłumaczyć tak słabego wejścia w mecz. Jakie oni mieli w Pradze nastawienie, co się działo w ich głowach? To trzeba wszystko przegadać, zanalizować, sprawić by się nie powtórzyło - mówi nam Szpakowski. Czy za wynik wini selekcjonera, który wydaję się, że na początek meczu w Pradze nie trafił ze składem?
- Trudno za to co się stało winić Santosa. Przypomnę, że on miał mało czasu, trzy jednostki treningowe. Zresztą czym innym jest trening, czym innym mecz. Sporo kadrowiczów teraz regularnie nie gra, kilku innych ważnych ma problemy zdrowotne. Selekcjoner nie wychodzi na boisko, selekcjoner dobiera zawodników. Czy dobrał ich dobrze? W jego przypadku to była trochę taka selekcja w trakcie meczu. Tak jak debiutujący Sousa, który dobrze korygował skład w starciu z Węgrami, które zaczęliśmy bez Glika. Teraz też graliśmy bez Glika, niby wiadomo, że tego Glika kiedyś trzeba będzie jakoś zastąpić, ale jak to teraz zrobić? Z Kiwiorem, który nie gra w klubie, z zagubionym Michałem Karbownikiem. Ze spóźniony raz i drugi Karolem Linettym, czy nienadążającym Matty’m Cashem, który pozwalał rywalowi na dośrodkowanie. Zresztą Cash może być z meczu z Albanią wykluczony przez uraz – punktuje komentator. Pytany, czy ten mecz pokazał, jak ważny jest dla kadry Glik, odpowiada, że ważni są piłkarze z doświadczeniem.
- W defensywie było widać brak Glika, człowieka, który krzyknie, szybko wszystkich ustawi, opieprzy, który ma serce do gry. Jeśli czasem narzekamy na graczy starszych, ganimy Krychowiaka, to jednak widać, ile na boisku znaczy doświadczenie - opisuje. Szpakowski jednak po meczu z Czechami zwraca uwagę nie tylko na słabości polskiej obrony, ale też funkcjonowanie wszystkich formacji.
- Po tym 0:2 nie było widać w naszych piłkarzach determinacji, zaangażowania, złości. To mnie najbardziej zadziwiło - mówi nam komentator. Wszystko, co wydarzyło się później, było jego zdaniem już konsekwencją wyniku.
- Czesi zmusili nas do czegoś, czego nie lubimy, czyli ataku pozycyjnego. Nie mieliśmy szans na kontrataki. Oni strzelili dwa gole w dwie minuty, my pierwszy celny strzał oddaliśmy w 20 minucie, to o czym my rozmawiamy? Miała być zmiana, miał być nowy styl, miało być ofensywnie, a wyszło katastrofalnie – puentuje Szpakowski.
Mimo wszystko komentatora pytamy o to czy da radę wyciągnąć z Pragi jakieś pozytywy i pokrzepić kibiców przed poniedziałkowym starciem z Albanią?
- Miejmy nadzieję, że zimny prysznic podziała na piłkarzy dobrze. Musi być w nich ta sportowa złość. Niech usiądą i porozmawiają, a potem? Nie ma nic lepszego w futbolu niż kolejny mecz i szansa rehabilitacji. Teraz pozostaje im wypocząć w sobotę, skoncentrować się w niedzielę i wygrać mecz w poniedziałek pokazując pazur - mówi Szpakowski. Życzy Biało-Czerwonym takiej skuteczności jak mieli na Narodowym dwa lata temu. - W tamtym meczu to rywal prowadził grę, a my mieliśmy cztery sytuacje i strzeliliśmy cztery gole – przypomina. Dodaje, że w całych eliminacjach jeden mecz wiele nie przesądza, ale ubolewa, że tak łatwo ograła nas drużyna porównywalna do Polski.
- Czesi nic wielkiego nie pokazali. Wykorzystali naszą niefrasobliwość, błędy w ustawieniu, kryciu, brak zaangażowania, uśpienie. Oni natomiast zagrali z determinacją, agresywnie i z wolą walki i to przyczyniło się do ich wygranej – ocenia.
Kolejny mecz tych eliminacji Polska zagra w Warszawie w poniedziałek 27 marca z Albanią. Początek spotkania na Stadionie Narodowym o 20.45.