Zbiorowa panika i paraliż ciała. Santos miał plan "dopóki zespół nie dostał w łeb"

Dawid Szymczak
Mike Tyson mawiał, że każdy ma w ringu jakiś plan, dopóki nie dostanie w łeb. A że Polacy w starciu z Czechami już do 3. minuty przyjęli dwa mocne ciosy, to o planie Fernando Santosa na reprezentację wciąż wiemy tyle, co przed meczem: niewiele, by nie powiedzieć nic.

Dawno temu podobne uczucie bezradności towarzyszyło walce Andrzeja Gołoty, gdy wyszedł do ringu z Lennoxem Lewisem i zasypany ciosami wytrwał zaledwie 95 sekund. Polscy piłkarze w Pradze przyjęli pierwszy cios już w 27. sekundzie i nawet nie próbowali się przed nim zasłonić. Nadszedł z prawej strony - po rzucie z autu Ladislav Krejci wbiegł w pole karne i uderzył głową. Gardy zabrakło też dwie minuty później, gdy Czesi zaatakowali z lewej strony, a Tomas Cvancara bez trudu zgubił w polu karnym Jakuba Kiwiora. Było 0:2. Kiwior grał, jakby zgubił mapę. Matty Cash, jak z zaciągniętym hamulcem ręcznym. Michał Karbownik, jakby reprezentacyjna koszulka była kilka kilogramów cięższa od klubowej. Za to Czesi wyglądali jak zawodnicy z innej kategorii wagowej - Polacy zostali fizycznie stłamszeni, odbijali się od nich, byli wolniejsi i mniej zdecydowani, a widząc przewagę rywali, tracili resztki wiary we własne możliwości. Zasłużenie przegrali 1:3. 

Zobacz wideo Tak wyglądał trening kadry pod okiem Fernando Santosa

Jak inaczej niż zbiorową paniką i paraliżem ciała niemal każdego piłkarza z osobna wytłumaczyć, że drużyna z pozoru zbudowana pod lepsze rozgrywanie piłki wciąż nie potrafiła wymienić kilku z rzędu podań, a nieźli technicznie piłkarze mieli problem z jej dobrym przyjęciem? Polacy drżeli za każdym razem, gdy tylko Czesi ruszali z ostrym pressingiem. Piłkę w środku pola tracili Linetty, Cash i Bielik. Do fatalnej obrony, pozbawionej koncentracji i odpowiedzialności, Polacy szybko dołożyli jeszcze bardzo słabą grę z piłką. Jednym odważnym podaniem przesuwali się do przodu, ale już kolejnym cofali o kilkanaście metrów. Druga połowa była dopełnieniem beznadziei. I to właśnie boli najbardziej: że nadzieja, wpisana przecież w nowe projekty, zmiany i początki, wyparowała tak szybko - w pierwszych minutach pierwszego meczu. Przed Santosem, nieustannie załamującym ręce, mnóstwo pracy - wielopoziomowej, sięgającej także szkolenia, w które ma być zaangażowany. By kiedyś doczekać w końcu czasów, w których piłka nie będzie parzyła polskich piłkarzy.

Dramatyczny występ Polaków. Nie brakuje Dramatyczny występ Polaków. Nie brakuje "jedynek". Ale są i plusy [OCENY]

Dwa ciosy w trzy minuty i żadnych pozytywów

Oczywiście - na pierwszym po mundialu zgrupowaniu reprezentacji Polski więcej było kontuzji i urazów niż treningów w pełnym składzie, dlatego trudno o fundamentalne wnioski i ostateczne stwierdzenia już po pierwszym meczu. Ale pierwsze wrażenie jest fatalne. Plan, pewnie nakreślany godzinami, został wybity w trzy minuty. Trudno nawet odgadnąć, co zakładał. Co miało być priorytetem, czego polscy piłkarze mieli w tym meczu próbować, a czego unikać. Dość powiedzieć, że Santos, sam przedstawiający się jako piłkarski i życiowy pragmatyk, pierwszego gola jako selekcjoner Polski stracił po prostym rzucie z autu - na stojąco i bez reakcji. Był w Polsce witany entuzjastycznie, a jedyne obawy dotyczyły tego, czy dostatecznie wyraźnie zmieni styl gry Polaków na bardziej ofensywny. W to, że uszczelni obronę i dobrze zorganizuje drużynę, nikt nawet nie wątpił. Tymczasem drugiego gola stracił już w 3. minucie, gdy Czesi przeprowadzili niemal identyczną akcję jak w meczu ze Szwajcarią. Widząc to, co dzieje się na boisku, tylko załamywał ręce. Przed meczem zwracał piłkarzom uwagę, że Czesi dobrze wykonują stałe fragmenty gry - w tym także rzuty z autu. 

Robert Lewandowski w meczu Czechy - Polska Lewandowski złapał się za twarz. Ta mina mówi wszystko. Koszmar i katastrofa

Jeszcze na przedmeczowej konferencji prasowej Santos był optymistą. Chwalił zawodników za atmosferę, chęć nauki i szybkie przyswajanie jego uwag. Ale już po spotkaniu przybyło mu mnóstwo powodów do zmartwień. Michał Karbownik na razie nie rozwiązuje problemów z lewą obroną, dlatego został zmieniony już w przerwie. Znów najwięcej zyskał piłkarz, który akurat nie grał - bo trudno uwierzyć, że nawet pozbawiony meczowego rytmu Bartosz Bereszyński spisałby się gorzej. A jeśli przy niegrających jesteśmy - Kiwior zaliczył najgorszy występ w reprezentacji Polski. Słabo spisał się też ustawiony na boku Sebastian Szymański. Owszem, jest wszechstronny, ale pełnię umiejętności pokazuje tylko grając w środku. Santos jest już drugim selekcjonerem z Portugalii, który zaczyna kadencję kombinując z wystawieniem go przy bocznej linii. W dodatku Szymański, zwykle zaangażowany w odbiór piłki, niespecjalnie pomagał bocznym obrońcom - David Jurasek równie łatwo mijał Casha (zszedł z urazem już w 9. minucie), co Roberta Gumnego. Słusznie obawialiśmy się o przetrzebioną kontuzjami obronę.

Problemy przywiezione z Kataru dotyczące środka pola również nie zostały rozwiązane. Karol Linetty, który chyba nigdy nie wydawał się być w kadrze na stałe i na pewno, za to już od przeszło 40 meczów i dziewięciu lat dostaje w niej szansę, znów jej nie wykorzystał. Ale z wyjątkiem Szczęsnego o każdym piłkarzu, który rozpoczął ten mecz, można napisać, że zawiódł. Nieco lepiej poradzili sobie zmiennicy: Michał Skóraś, który asystował przy golu Damiana Szymańskiego, Nicola Zalewski, który potrafił okiwać przeciwnika czy Karol Świderski, który wniósł nieco ruchu z przodu.

Polacy nie zareagowali na ciosy Czechów. Potrzebna natychmiastowa poprawa

Zawiedli przede wszystkim piłkarze, bo nikt nie kazał im bezczynnie stać w polu karnym i machnąć ręką na wbiegających Czechów, ale wydaje się, że Jaroslav Silhavy trafniej niż Santos zdiagnozował najsłabsze punkty przeciwnika. Trudno też o wnioski z drugiej połowy, gdy selekcjoner Polaków reagował na dwubramkową stratę i dokonał bardzo ofensywnych zmian, wpuszczając Skórasia za Karbownika i Świderskiego za Bielika. Skrzydłowy wszedł więc za bocznego obrońcę, a napastnik zmienił defensywnego pomocnika. Takie ustawienie szybko się nie powtórzy, ale z tej szalonej ofensywnej mieszanki można jednak wyciągnąć coś na przyszłość: Polska wyglądała nieco lepiej, gdy miała na boisku dwóch napastników, a Zieliński lepiej prezentował się, grając głębiej.

Ale to szukanie optymizmu nieco na siłę, bo Polacy wyglądali w tym meczu, jak w czeskim filmie, w którym nie wiadomo, o co chodzi. Martwi przede wszystkim brak jakiejkolwiek reakcji na stracone gole. Ta reakcja musi się pojawić już w poniedziałkowym meczu z Albanią, by całych eliminacji do mistrzostw Europy nie rozpocząć, jak meczu z Czechami: od dwóch ciosów, po których bardzo trudno będzie się pozbierać. 

Czech Republic Poland Euro 2024 Soccer Tak wygląda tabela grupy el. Euro 2024 po kompromitacji Polski w Pradze

Więcej o: