Katastrofa w debiucie Santosa. Przypominał człowieka z internetowych memów

Frustracja, złość, bezradność - to słowa, jakimi można opisać emocje Fernando Santosa w trakcie jego debiutu w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Kadra Portugalczyka skompromitowała się w Pradze, przegrywając z Czechami 1:3 w pierwszym meczu eliminacji Euro 2024.

Już kilkadziesiąt sekund po rozpoczęciu meczu, kiedy Wojciecha Szczęsnego pokonał Ladislav Krejci, Fernando Santos rozłożył ręce i z niedowierzaniem odwrócił się w kierunku naszej ławki rezerwowych. Dwie minuty później, kiedy kolejnego gola strzelił Tomas Cvancara, Portugalczyk już ze wściekłością machał rękoma w kierunku murawy.

Zobacz wideo Tak wyglądał trening kadry pod okiem Fernando Santosa

Kiedy Polacy zaczynali grę od środka Santos nieruchomo przyglądał się grze z dłońmi przyłożonymi do szczęki. Selekcjoner naszej kadry wyglądał na człowieka, w którego głowie kłębiły się tysiące myśli. Jedną z nich była pewnie ta o ilości pracy, jaka czeka jego i jego zawodników w kolejnych miesiącach. Takiego koszmaru w debiucie Portugalczyka nie spodziewał się nikt.

Frustracja, złość, bezradność

- Każdy trener stresuje się przed meczem. Jeśli tego stresu nie ma, to nie wykonujesz pewnie swojej pracy. Praca trenera to ciągły stres, a debiut to wielka odpowiedzialność. Jestem w innym kraju i to nowy etap w moim życiu, ale nie powiedziałbym, że stres jest mniejszy lub większy niż wcześniej - mówił Santos na konferencji prasowej przed meczem w Pradze.

68-latek od początku wyglądał na kogoś, kto chce uczestniczyć w grze i ciągle podpowiadać polskim piłkarzom. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem sędziego Santos ustawił się na skraju swojej strefy, by być jak najbliżej linii bocznej boiska. Ale chęć do taktycznego instruowania naszych zawodników szybko zamieniła się we frustrację, złość i bezradność.

Chwilę po pierwszym golu Santos prawie wszedł na boisko i intensywnymi oklaskami motywował swoich piłkarzy. Po drugiej bramce wymownymi gestami pokazywał im, by po prostu się uspokoili. Ale Portugalczyk sam nie trzymał nerwów na wodzy.

W 5. minucie selekcjoner wściekł się na Matty'ego Casha, który nie wykorzystał świetnego momentu, by podać do niekrytego Roberta Lewandowskiego. Prawi obrońcy, którzy przed przerwą byli ustawieni najbliżej Santosa, co chwilę otrzymywali od niego emocjonalne wskazówki. Kiedy zmiennik Casha - Robert Gumny - niewłaściwie ustawił się przy wznowieniu gry przez Czechów, Portugalczyk ze wściekłości nie tylko krzyczał, ale i podskakiwał przy linii bocznej boiska.

Czech Republic Poland Euro 2024 Soccer Katastrofa w Pradze. Eksperci bez złudzeń. "Z czym do ludzi?"

Santos momentami wyglądał na człowieka z internetowych memów, które pojawiały się w trakcie meczu. Można było odnieść wrażenie, że po niektórych zagraniach naszych piłkarzy Portugalczyk miał dość pracy po kilkunastu minutach. Bezradne rozkładanie rąk, chowanie w nich twarzy - to ruchy i gesty, jakie najczęściej wykonywał portugalski szkoleniowiec. Tak jak 12. minucie, kiedy niedokładnym podaniem i zbyt wolnym wyjściem z własnej połowy Polacy zmarnowali dobrą okazję do przeprowadzenia kontrataku.

Mniej więcej po 20 minutach Santos się uspokoił. Przed przerwą ożywił się tylko raz - w doliczonym czasie - kiedy dwie interwencje Szczęsnego cudem uchroniły nas od straty trzeciego gola. Do końca pierwszej połowy selekcjoner najczęściej stał jednak bez ruchu i spokojnie przyglądał się grze. Co chwilę schodził też do ławki rezerwowych, by konsultować się ze swoimi asystentami. 68-latek wyglądał jak ktoś, kto przygotowywał plan na drugą połowę. 

Zmiany, które niczego nie zmieniły

I zmiany rzeczywiście były. W przerwie z boiska zeszli boczny obrońca - Michał Karbownik - i defensywny pomocnik - Krystian Bielik. W ich miejsce weszli skrzydłowy - Michał Skóraś - oraz napastnik - Karol Świderski. Santos nie zostawił wątpliwości: cała naprzód od początku drugiej połowy.

Polacy po przerwie grali w ustawieniu 4-2-3-1. Przemysław Frankowski, który zaczął mecz w roli skrzydłowego, w drugiej połowie został przesunięty na lewą obronę. W środku pola ustawieni byli Piotr Zieliński i Karol Linetty, a Roberta Lewandowskiego wspierało trzech piłkarzy. Na skrzydłach Skóraś i Sebastian Szymański, a w roli ofensywnego pomocnika Świderski.

Matty Cash Kolejny cios dla reprezentacji Polski. Tracimy dwa gole i kluczowego piłkarza

4-2-3-1 to jedno z ustawień, z jakich Santos korzystał jako selekcjoner reprezentacji Portugalii. Tak samo jak 4-3-3, w którym zaczęliśmy mecz i 4-1-4-1, w które to ustawienie mogło się zmieniać. W pierwszym Portugalczycy grali na ostatnim mundialu, w drugim wygrali pierwszą edycję Ligi Narodów, w której m.in. wygrali i zremisowali z kadrą Jerzego Brzęczka.

Santos reagował też w trakcie drugiej połowy. W 64. minucie zdjął z boiska Szymańskiego i wpuścił Nicolę Zalewskiego, niedługo później Damian Szymański zmienił Linettego. Wszystko jednak na nic. Na boisku zmieniali się piłkarze, ale nie zmieniła się nasza gra. A wraz z nią nie zmienił się nastrój Santosa.

Rezygnacja po trzecim golu

W momencie gdy do wejścia na boisko gotowy był Zalewski, gola na 3:0 strzelił Jan Kuchta. Santos, który jeszcze sekundę wcześniej przy linii bocznej klepał Zalewskiego po plecach, ze wściekłości odskoczył od zawodnika i znów zaczął wymachiwać rękoma.

O ile po pierwszej bramce selekcjoner motywował piłkarzy, a po drugiej ich uspokajał, o tyle po trzeciej kolejnego gestu już nie wykonał. Santos tylko włożył ręce w kieszenie i poszedł na ławkę rezerwowych. Do końca meczu podnosił się z niej rzadko. Selekcjoner, jak wszyscy Polacy, wiedział już, że mecz w Pradze był przegrany i że trzeba o nim jak najszybciej zapomnieć.

Santosa nie wzruszały już ani kolejne błędy i niedokładne zagrania naszej drużyny, ani kolejne okazje bramkowe Czechów. Kiedy strzeliliśmy honorowego gola, selekcjoner nawet nie wzruszył ramionami. Portugalczyk, tak samo jak przed przerwą, wyglądał na człowieka zamyślonego. Bo po blamażu w Pradze ma o czym myśleć.

Kolejny mecz Polacy zagrają już w poniedziałek z Albanią w Warszawie. Czasu na analizę i wnioski jest ekstremalnie mało. A będzie to mecz bardzo ważny, bo drużyna Sylvinho to na papierze drugi - obok Czechów - najtrudniejszy rywal w grupie. I choć na pierwszy rzut oka nie powinniśmy mieć powodów do obaw, to po porażce z Czechami trudno ich nie mieć. A ewentualny brak zwycięstwa z Albanią sprawi, że eliminacje, które miały być dla nas spacerkiem, mogą się okazać drogą przez mękę.

Więcej o: