Werner Liczka: Tak samo. Wiadomo, że podstawowym i długofalowym celem jest awans na mistrzostwa Europy, a z grupy wychodzą dwie drużyny, ale chcemy w marcu zdobyć sześć punktów, czyli wygrać najpierw z Polską, a trzy dni później z Mołdawią. Taki jest nie tylko nasz cel, ale takie są także - a może nawet przede wszystkim - oczekiwania kibiców. Wszyscy chcemy, by nasz zespół wrócił do formy sprzed dwóch lat, kiedy na mistrzostwach Europy dotarł do ćwierćfinału. Awans na kolejne Euro to nasz obowiązek.
- Może nie powiedziałbym, że najważniejsze, bo równie ważne będą spotkania z Wyspami Owczymi, Mołdawią czy Albanią, które mogą dać 18 punktów, ale wiem, co trener miał na myśli.
- To, że idą nowe, lepsze czasy dla naszej reprezentacji. I poprawę w grze naszej reprezentacji będzie widać już w piątek w meczu z Polską.
- Silhavy cieszy się poparciem nowego prezesa, który powiedział, że stworzy drużynie jak najlepsze warunki. Ma komfort i wciąż duży kredyt zaufania. A że w Polsce takiego komfortu, a nawet bardziej zaufania czasem brakuje? No cóż... Ja to was nazywam Italią północy. Emanuje od was pasja do futbolu. A gdzie jest pasja, pojawiają się duże emocje. To jest fajne, u nas czasem tego brakuje. Zbliżające się eliminacje traktujemy jednak jako nowe otwarcie. Długofalowo, bo nie tylko w kontekście mistrzostw Europy, gdzie mamy dobry bilans, bo graliśmy na siedmiu ostatnich turniejach z rzędu, ale też kolejnego mundialu, gdzie nie wystąpiliśmy od 2006 roku. Mamy młode pokolenie, które puka do reprezentacji. Mamy też ciekawy sztab i trenera, który już długo pracuje z zespołem. Zna go dobrze i to jest jego duży atut. Wszyscy liczymy, że teraz to wszystko zagra też na boisku. Poczynając od piątkowego meczu z Polską.
- Myślę, że obie ligi są na porównywalnym poziomie, ale Polska ma tę przewagę, że po pierwsze jest większym krajem, a po drugie ekstraklasa jest lepiej opakowana marketingowo niż liga czeska. To wynika z waszego nastawienia do futbolu, o czym już trochę mówiłem, ale też z faktu, że my dopiero wychodzimy z dołka. Jesteśmy po gorszym okresie. W ostatnich latach nie mieliśmy zawodników w takich klubach jak choćby Chelsea, Juventus, Liverpool czy Milan. Trochę przespaliśmy ten czas po 2004 roku, kiedy na Euro dotarliśmy do półfinału. Teraz powoli to odbudowujemy. Dobrze to widać po występach czeskich klubów w europejskich pucharach, które w ostatnich latach odnosiły większe sukcesy niż polskie. Też dlatego, że zachodnie kluby nie zabijały się o nasze największe talenty, które grały i wciąż grają w naszym kraju i dostają powołania do reprezentacji.
- Mamy kilku ciekawych napastników. Jest młody Adam Hlozek, który od lipca jest klubowym kolegą Schicka w Bayerze. Ale jest też duet ze Sparty Praga - Jan Kuchta i Tomas Cvancara, którzy w tym sezonie w lidze łącznie strzelili już 21 goli. Ich współpraca układa się doskonale i myślę, że Silhavy postawi właśnie na nich. Przede wszystkim na Kuchtę, który pokazywał się w zeszłym roku z dobrej strony w meczach Ligi Narodów. Choć wcale bym się nie zdziwił, gdybyśmy zagrali na dwóch napastników. Albo w systemie 1-4-2-3-1, który w fazie ataku zmieniałby się na 1-4-3-3.
- Wiadomo, że wszystko zależy od przebiegu meczu, a ważniejsza od systemów i liczby napastników jest sama gra i jej organizacja. A tu myślę, że mamy przewagę nad Polską, bo umiemy i dobrze bronić, i dobrze odnajdywać się w tych fazach przejściowych, czyli w przechodzeniu z obrony do ataku i odwrotnie. Czechy to poukładany zespół, który w piątek ma pełne prawo myśleć o zwycięstwie.
- Tutaj muszę powiedzieć słowo o Lewandowskim, bo to jest piłkarz, którego podziwiam. Imponuje mi nie tylko to, w jaki sposób rozwiązuje sytuacje pod bramką rywali, ale też to jak bardzo jest pracowity i często - a szczególnie w kadrze - poświęca się dla zespołu. I to właśnie dla mnie jest słowo klucz - zespół. A nawet nie tyle zespół, ile jego odpowiednie nastawienie, bo Lewandowski nie będzie grał dobrze - o czym przekonaliśmy się na ostatnim mundialu - jeśli nie będzie miał wokół siebie piłkarzy, którzy mu pomagają.
- To jest dobre pytanie, ale myślę, że właśnie dlatego zmieniliście selekcjonera, by poprawić ten styl, który w trakcie mundialu dla wielu - w tym także dla mnie - był niezrozumiały, niedopuszczalny, momentami wręcz karygodny.
- Myślę, że już tak grać nie będziecie. Co nie znaczy, że Polska teraz przestanie bronić i ruszy tylko do ataku. Nie, nie. Każdy udany atak zaczyna się od udanej obrony. Ale po udanej obronie trzeba jeszcze chcieć ten atak wyprowadzić. To jest właśnie to odpowiednie nastawienie, którego w trakcie mundialu najbardziej mi brakowało w grze waszej reprezentacji.
- Nie byłem tym zaskoczony, w Polsce wszystko jest możliwe. U was zawsze pracowało wielu obcokrajowców, jesteście otwarci na szkoleniowców z zagranicy. Zupełnie inaczej jest w Czechach, gdzie nigdy nie mieliśmy selekcjonera, który nie był Czechem albo Słowakiem. Podobnie jest w naszych klubach, gdzie też dotychczas na stanowisku trenera pracowało ledwie trzech obcokrajowców.
Ale wracając do Santosa: uważam, że to dobry wybór. Doświadczony trener, który gwarantuje świeże spojrzenie na futbol. Nie jest jeszcze na tyle przesiąknięty waszym krajem. Na pewno odwoła się do emocji, dumy i jestem pewien, że dobrze zmobilizuje piłkarzy. Że do Pragi razem z nim przyleci zespół z nastawieniem, że jest mocny i wygra. Ale my też twierdzimy, że jesteśmy mocni i też chcemy wygrać.
- Nie chce umniejszać waszej reprezentacji, ale uważam, że faworytem tego meczu są Czechy. Gramy u siebie, mamy silny zespół, który się zna i który chce pokazać się z dobrej strony. Selekcjoner zapowiada nowe otwarcie i my na to otwarcie czekamy już w meczu z Polską. Oczywiście zachowujemy pełen respekt i szacunek do przeciwnika, ale też znamy swoją wartość i idziemy w tym meczu po zwycięstwo. Takie jest nasze nastawienie.