Reprezentacja Polski potrzebuje ciszy. Ale nie tej, którą narzuca selekcjoner

Dawid Szymczak
Reprezentacja potrzebuje ciszy. Ale nie narzuconej przez selekcjonera, ograniczającej rozmowy z dziennikarzami, tylko wynikającej z braku afer i aferek, zakłamania i wewnętrznych nieporozumień. Nie mniej wywiadów, a więcej odpowiedzialności - pisze Dawid Szymczak ze Sport.pl.

Wchodzi do polskiej piłki Fernando Santos, uznany selekcjoner, z kilkunastoletnim doświadczeniem i mistrzostwem Europy na koncie, a pierwsze, z czym musi się zmierzyć, to afera, w której premier kwadrans przed odlotem na mistrzostwa świata obiecał piłkarzom - z pominięciem federacji - gigantyczne premie za samo wyjście z grupy, oni tę kwotę wcześniej jeszcze dla żartów podbijali, a w samym Katarze - już całkiem serio - pokłócili się przy podziale. Ostatecznie pieniędzy nie zobaczyli wcale, bo zrobił się wokół tego ogólnopolski skandal. Dodajmy - Santos wylądował w środku Europy, a nie w żadnym z afrykańskich państw, które już niemal tradycyjnie przy okazji mundiali nie potrafią dogadać się w podobnych sprawach i drą koty znacznie mniej dyskretnie niż Polacy. W Katarze u nich było jednak spokojnie, za to Polacy przed kluczowym meczem przestali nie tylko razem śpiewać, ale w ogóle się do siebie odzywać.

Zobacz wideo To dlatego Lewandowski nie pojawił się na konferencji

Ciekawe, jak wielkie miał oczy Portugalczyk, gdy poznawał kolejne szczegóły tej sprawy, a później czytał wywiad Łukasza Skorupskiego w "Przeglądzie Sportowym". Ile pytań musiał zadać, by się w tym odnaleźć i zrozumieć. Co pomyślał o organizacji pracy wokół reprezentacji, piłkarzach i związkowych standardach. W każdym razie zareagował stanowczo - zabraniając udzielania wywiadów aż do meczu z Czechami, a wcześniej wysyłając na konferencję prasową Bena Ledermana, debiutanta, który w sprawie afery nie miał nic do powiedzenia.   

Wokół kadry jest niespokojnie od lat. Santos nie musiał nikogo kneblować

Decyzja Portugalczyka jest zrozumiała. Sprawa premii odżyła tuż przed jego pierwszym zgrupowaniem po publikacji rozmowy ze Skorupskim. Wcześniej piłkarze mieli trzy miesiące, by tę sprawę szczerze wyjaśnić, skomentować, przyznać, że została przez nich źle rozegrana i powinna stanowić nauczkę. Ale żaden z nich się do tego nie garnął - Czesław Michniewicz, Robert Lewandowski i Grzegorz Krychowiak bagatelizowali jej znaczenie i szczędzili kibicom szczegółów, które zdradził dopiero Skorupski. Dla Santosa sprawa premii jest jak odziedziczenie długu po przodkach: nie miał na to żadnego wpływu, ale musi mierzyć się z przykrymi konsekwencjami.

To pierwsze pomundialowe zgrupowanie i pierwsza okazja, by zadać piłkarzom pytania, na które dotychczas nie odpowiadali. Oczywiście, że są nieprzyjemne, mogą wręcz wywoływać u nich wstyd, a na pewno odciągać ich uwagę od najbliższych meczów. I tego właśnie Santos chce uniknąć wprowadzając zakaz udzielania wywiadów. To rozwiązanie na tu i teraz. Portugalczyk dba o siebie i drużynę, a skoro ona sama tak długo nie chciała skonfrontować się z krytyką i oskarżeniami, to niech nie robi tego teraz - przed najtrudniejszymi meczami dość łatwych eliminacji. Nie zakneblował piłkarzom ust, bo oni tego knebla nie potrzebowali. Wydaje się, że wręcz poszedł im na rękę i krytykę za brak rozmów z dziennikarzami, do których i tak byli niechętni, a oskarżenia po mundialu w większości woleli przemilczeć, wziął na siebie. Być może te pytania pozostaną zatem bez odpowiedzi jeszcze długo, bo można podejrzewać, że na oficjalnych konferencjach prasowych piłkarze również nie omówią tego tematu.

Ale atmosfera wokół kadry nie zgęstniała wczoraj i nie oczyści się jutro. Przemilczenie nie wystarczy. Afera premiowa była oczywiście tąpnięciem, które zniechęciło kibiców do piłkarzy, bo pokazało ich gorszą stronę, ale wokół reprezentacji Polski już od dawna nie ma spokoju. Ostatnia sielanka? Jeszcze przed mundialem w Rosji w 2018 r. Później było szukanie winnych odpadnięcia już w grupie i krytyka odchodzącego Adama Nawałki za złe przygotowania do turnieju

Zmieniają się selekcjonerzy, a wokół kadry ciągle nieprzyjemnie

Okres Jerzego Brzęczka był toksyczny. Budowanie oblężonej twierdzy przez samego selekcjonera, wojenki z dziennikarzami i wiele kontrowersyjnych wypowiedzi - choćby o Piotrze Zielińskim, a wreszcie wymowne milczenie Lewandowskiego po jednym ze słabych meczów i zła atmosfera w grupie ostatecznie popchnęły prezesa Zbigniewa Bońka do zmiany selekcjonera kilka miesięcy przed mistrzostwami Europy. I zaczęła się kolejna dyskusja, czy taka decyzja na pewno była sprawiedliwa, bo przecież pozbawiała Brzęczka udziału w turnieju, na który awansował.

Paulo Sousa? Do Euro było jeszcze całkiem spokojnie, ale po turnieju zaufanie do niego znacząco spadło. Jak po każdej porażce na dużej imprezie atmosfera była słaba, a krytyka duża, ale dopiero kolejne decyzje Portugalczyka ostatecznie obrzydziły go kibicom - najpierw odpuścił kluczowy mecz eliminacji mundialu z Węgrami i pozwolił, by Lewandowski podczas tego zgrupowania kręcił film o swojej karierze, a później - pod koniec roku - w bardzo nieelegancki sposób porzucił kadrę na rzecz brazylijskiego Flamengo.

Następca, Czesław Michniewicz, wzbudzał kontrowersje od pierwszego dnia. Przede wszystkim wróciła sprawa jego powiązań z "Fryzjerem", korumpującym przed laty polską piłkę. Ale nawet w chwilach sukcesów, gdy teoretycznie wyniki powinny odciągać uwagę od problemów - selekcjoner dostarczał nowych: choćby po wygranych barażach na niskim poziomie rozliczał się z krytykami, a wyjście z grupy na mundialu zmąciły jego wypowiedzi w kontekście piłkarzy i ich umiejętności o "przemianie wody w wino". Afera premiowa dopełniła całości.

Cisza jest potrzebna. Ale nie o wywiady chodzi

Mniejszy i większy niesmak trwa od lat, a najważniejsza drużyna w kraju - w Polsce to określenie jest wybitnie prawdziwe, bo tylko ona interesuje masy i tylko piłkarzy w niej grających można uznać za gwiazdy - rzeczywiście potrzebuje ciszy. Nie tyle tej narzuconej przez Santosa, bo ona, jeśli w ogóle pomoże to tylko doraźnie, ale takiej wynikającej z braku kolejnych skandali, braku kolejnych kłamstw, niedomówień i komunikatów wysyłanych między wierszami. Sam selekcjoner wygląda na człowieka, który w odróżnieniu od polskich poprzedników nie będzie dostarczał gorących tematów do rozmów. Hałas pomogą też wyciszyć ewentualne dobre wyniki w pierwszych meczach, ale przede wszystkim piłkarze powinni zachowywać się odpowiedzialnej i dojrzalej. Odkupienie win i zmazanie premiowej plamy zajmie im sporo czasu, ale już po meczu z Albanią mogą podjąć pierwszą próbę.

Więcej o: