Eliminacje powinny być łatwe, ale akurat ich początek jest dość trudny. Polska pierwsze mecze zagra z Czechami w Pradze (piątek) i z Albanią w Warszawie (poniedziałek), czyli z najgroźniejszymi rywalami w grupie. A im bliżej tych meczów, tym przybywa problemów. Głównie w obronie, gdzie kontuzjowani są Kamil Glik, Kamil Piątkowski i Bartosz Bereszyński, a Jan Bednarek ma mocno poobijane żebra, więc również może te mecze opuścić. Do tego dochodzą problemy Jakuba Kiwiora, który po przejściu do Arsenalu bardzo rzadko podnosi się z ławki rezerwowych. Ilu pewniaków ma dziś Fernando Santos w obronie? Naliczyliśmy jednego.
Santos jednak nie próżnuje i remontuje reprezentację Polski. Pisaliśmy już o szczegółach, które zmienił w jej codziennym funkcjonowaniu: od kształtu i układu stołów oraz wprowadzenia zakazu używania telefonów w jadalni, przez nowe godziny treningów i poważniejszą atmosferę podczas zajęć, po termin ogłaszania wyjściowego składu na mecz i wyproszenie kamer "Łączy nas piłka" z szatni. Poza boiskiem Portugalczyk korzysta z niemal pełnej władzy i wydaje kolejne polecenia - choćby to o zmianie ławki gospodarzy na Stadionie Narodowym. Dotychczas Polacy siadali po lewej stronie, ale od meczu z Albanią będą po prawej, by sędzia liniowy biegał blisko Santosa, a nie selekcjonera rywali. Drobnostka, która ma sens.
Ale boiskowych zmian prawdopodobnie nie uda mu się przeprowadzić tak szybko i bezboleśnie. Santos obejrzał kilkanaście meczów reprezentacji Polski, wyciągnął wnioski i miał plan na jej przebudowę. Patrząc na listę powołanych - plan ambitny, bo mający pogodzić pokoleniową wymianę na kluczowych pozycjach z doraźnym punktowaniem. W kadrze na marcowe mecze zabrakło choćby Grzegorza Krychowiaka, który od lat był podstawowym środkowym pomocnikiem, ale na mundialu w Katarze raz jeszcze na wierzch wyszły jego techniczne i szybkościowe niedostatki. Samo pominięcie go może sugerować, że nowy selekcjoner chce też, by Polska grała aktywniej, szybciej i składniej w ataku. Santos poszedł jeszcze dalej i sięgnął po stoperów, którzy lepiej niż (i tak kontuzjowany) Glik czują się, broniąc dalej od własnej bramki, a przy tym potrafią jeszcze dobrze rozgrywać piłkę. Zarówno Piątkowski, jak i Kiwior czy dowołany w ostatniej chwili Bartosz Salamon z Lecha Poznań tym właśnie się wyróżniają.
Najpewniej Santos zna już powiedzenie o rozśmieszaniu Boga planami. W sobotę - tuż przed zgrupowaniem - kontuzji żeber doznał Bednarek, obrońca o tyle ważny, że od kilku tygodni regularnie gra w Southampton, a w niedzielę jeszcze groźniejszej kontuzji nabawił się Piątkowski, utalentowany stoper, który zimą został wypożyczony do belgijskiego KAA Gent, gdzie nadrabiał minutowe bramki z Red Bulla Salzburg i budował niezłą formę. Piątkowski w ogóle nie przyjechał na zgrupowanie, natomiast Bednarek najpierw przeszedł badania, które wykluczyły złamanie żeber, a później z opatrunkiem wyszedł na wtorkowy trening. Nie wiadomo jednak, czy będzie gotowy, by już w piątek zagrać mecz w Pradze. Wobec tego w poniedziałek tuż przed konferencją prasową rzecznik reprezentacji wydzwaniał do Salamona, który w końcu odebrał i został awaryjnie dowołany w miejsce Piątkowskiego. A już we wtorek doszło do kolejnej wymuszonej zmiany: kontuzjowanego Bereszyńskiego, który naciągnął więzadło w kolanie, zastąpił Tymoteusz Puchacz - kolejny obrońca rzadko grający w swoim klubie.
Wystarczy rzut oka na skład reprezentacji Polski w ostatnim mundialowym meczu przeciwko Francji, by zrozumieć skalę wyzwania, przed którym stoi Santos:
Zmiennicy:
Ilu jest dzisiaj pewniaków do gry przeciwko Czechom? Szczęsny, Cash, Zieliński, Frankowski, Lewandowski, a w zależności od przyjętego systemu gry najpewniej również Kamiński i Szymański. Najbardziej palące są oczywiście problemy w obronie, gdzie nie ma oczywistych wyborów poza Cashem. Nie wiadomo bowiem, czy lekarze zdążą przygotować Bednarka do gry ani jak brak rytmu meczowego wpłynie na Kiwiora. Co z lewą obroną? Odpadł Bereszyński, który dobrze spisał się na mundialu, a zastępujący go Puchacz uzbierał w Panathinaikosie raptem 54 minuty z ostatnich 540. Zalewski? To raczej wahadłowy lub skrzydłowy, który zawodził, grając na lewej obronie u Czesława Michniewicza. Robert Gumny? Nie gra na tej pozycji, ale pozostaje jakąś alternatywą.
Teoretycznie problem z lewym obrońcą dałoby się rozwiązać poprzez zmianę ustawienia na trzech stoperów i dwóch wahadłowych - wtedy przy liniach biegaliby Frankowski i Zalewski. Ale to odsłania kolejne problemy - ze środkowymi obrońcami. Santos ma w kadrze raptem dwóch piłkarzy na tę pozycję, którym nic nie doskwiera - ani kontuzja, ani brak minut w klubie. To Paweł Dawidowicz, który w Hellasie Werona gra właśnie w takim ustawieniu i Salamon, dowołany w miejsce Piątkowskiego. Dla obrońcy Lecha Poznań to powrót do kadry po roku przerwy. Michniewicz rozważał go w kontekście mundialu, ale 24 marca w sparingu ze Szkocją doznał poważnej kontuzji, która wykluczyła go z gry aż do stycznia. Od wznowienia sezonu w ekstraklasie występuje jednak regularnie, a doświadczenie ma tak duże, że poradzi sobie w każdym wariancie ustawienia obrony. Niespodziewanie, równo po roku, może więc jeszcze raz włożyć reprezentacyjną koszulkę.
To opcja ratunkowa. Wybór między powracającym do kadry Dawidowiczem, dowołanym w ostatniej chwili Salamonem, obolałym Bednarkiem i niegrającym w Arsenalu Kiwiorem wciąż jest daleki od wymarzonego. Jeśli Santos miał plan przebudowania defensywy i połączenia jej z dobrze grającym piłką defensywnym pomocnikiem, to musi go odłożyć na kolejne zgrupowania, a teraz dalej szyć, kleić, byle całość nie rozpadła się w najważniejszych grupowych meczach.