Santos wywrócił kadrę do góry nogami. Koniec z tradycją. Przemeblował nawet Narodowy

Kacper Sosnowski, Dawid Szymczak
Jeden stół w jadalni, zakaz telefonów, ograniczenie kamer, tajemnica składu i dyscyplina jak u Adama Nawałki. Fernando Santos dokonał zmian nie tylko w sposobie funkcjonowania kadry czy kanału Łączy nas Piłka, ale też przemeblował... Stadion Narodowy.

- A dlaczego wy, jako gospodarze zajmujecie tę ławkę po lewej stronie? - zapytał dość poważne Fernando Santos podczas wizyty na Stadionie PGE Narodowym. Odpowiedź na to pytanie wcale nie była oczywista. Od chwili otwarcia obiektu biało-czerwoni na Narodowym, wychodząc z szatni, zawsze zajmowali miejsca na ławce rezerwowych po lewej stronie. To tam jest napis "gospodarze". - Od Albanii siadamy po prawej - poinformował Portugalczyk i poprosił o przeorganizowanie tego fragmentu stadionowej przestrzeni.

Zobacz wideo Santos wprowadza zmiany w kadrze. Tylko dwa stoły. "Wracamy do czasów Nawałki"

Okrągły stół i zakaz telefonów

Nie, Santos nie jest przesądny, raczej nie ma też swoich dziwnych zwyczajów czy zabobonów. Pod tym względem to nie typ Adama Nawałki, który nie pozwalał kierowcy zawracać autokaru lub nie wpuszczał do niego kobiet, bo to w piłce rzekomo przynosi pecha. Na razie też Santos nie nakazywał przycinać trawy na odpowiednią wysokość. Pierwszym łączącym go elementem z Nawałką są na pewno stoły, choć nieco inna jest ich geneza. Nawałka unikał kantów, więc wszyscy siedzieli przy wielu okrągłych stołach. Santos jadłodajnię przeorganizował tak, żeby piłkarze czuli się jedną drużyną, jednym organizmem. Poprosił więc o jeden wielki stół, a dla sztabu o drugi mniejszy. Teraz przy jedzeniu nie ma grupek, jest ekipa i szefowie obok niej. W dodatku wspólne posiłki są dla Santosa tak ważne, że selekcjoner zarządził, by na jedzenie wszyscy przychodzili bez telefonów komórkowych. Kadra na śniadaniach, obiadach i kolacjach jest zatem offline.

U Portugalczyka na razie większość, jak się wydaje oryginalnych czy dziwnych pomysłów, ma dość racjonalne – sportowe, społeczne lub psychologiczne znaczenie. Dlaczego zatem na meczach w Polsce na Narodowym biało-czerwoni będą siedzieć tam, gdzie nigdy nie siedzieli? O tym później.

Michniewicz żartował, Santos chce 100 proc. koncentracji. Wraca dyscyplina

Choć Santos jest trochę innym typem niż Nawałka, to jak usłyszeliśmy, te zasady na zgrupowaniu przypominają nieco reguły pamiętane przez cześć kadrowiczów z czasów selekcjonera, który doprowadził nas do ćwierćfinału euro. Chodzi m.in. o punktualność i przestrzeganie nakreślonego planu. Santos zaznaczył wszystkim już na pierwszym spotkaniu, że na spóźnialskich autobus czekał nie będzie.

- Wracamy nieco do czasów Adama Nawałki. Myślę, że trener Santos będzie bardzo zasadniczy, że dyscyplina na kadrze będzie przywrócona - opisywał to Jakub Kwiatkowski w programie Sport.pl Live.

O tym, że nie są to słowa rzucane na wiatr, mogłaby zapewnić grupka byłych lekkoduchów, z którymi współpracował Santos. Szczególnie w Grecji, gdzie miejscowi piłkarze przyzwyczajeni, by zegarkiem się za bardzo nie przejmować, byli odsuwani od składu, czy wyrzucani z treningów i skazywani na samotne bieganie. Ibrahim Bakayoko za czasów gry w PAOK-u, gdy minimalnie spóźnił się na zbiórkę meczową, to na mecz nie pojechał. Na nic zdało się telefoniczne przekonywanie trenera Santosa, że prosi o dwie minuty.

- Santos to bardzo mocna osobowość. Poważny człowiek. Nie znosił niechlujności. Zawsze liczyła się dla niego dyscyplina - opisywał to w rozmowie ze Sportowymi Faktami Mirosław Sznaucner, który współpracował z Portugalczykiem w Grecji. - Przy tym był opiekuńczy. Poza boiskiem dużo rozmawiał z piłkarzami, dopytywał o problemy. Nawet często proponował pomoc, na przykład dawał wolne na załatwienie spraw rodzinnych - dodawał Sznaucner.

Osoby, z którymi rozmawiamy, zwracają też uwagę na podejście portugalskiego sztabu do treningów. Widać to dobrze w porównaniu z jego poprzednikiem. U Czesława Michniewicza wejście w trening, czy nawet niektóre jego elementy, chętnie przerywane były żartami byłego selekcjonera czy też anegdotami. Michniewicz zawsze starał się dbać o dobrą i wesołą atmosferę. Nawet jego przemowy i nakreślenie planu zajęć często przerywane były okołosportowymi wtrąceniami.

Zobacz wideo

U Santosa po pierwsze zmieniły się pory treningów i plan odpraw. Michniewicz wolał trenować popołudniami, Santos preferuje godziny przedpołudniowe. Ponadto zajęcia Portugalczyka przebiegają w skupieniu, jego sztab i on ograniczają się do krótkich i treściwych przekazów. Widać to było nawet na dwóch jednostkach treningowych w ciągu kwadransa otwartego dla mediów, gdy zawodnicy mają za zadanie się dogrzać i rozruszać z piłką. Ten element zajęć był dość poważny, co można zobaczyć na poniższym nagraniu. Santos na zajęciach nie przepada za śmiechem i żartami i prosił piłkarzy, by na treningu zachować maksymalną koncentrację.

Nie jeździ do piłkarzy, nie zabiega o ich sympatię

Jak styl "poważnego pana" - jak o usłyszeliśmy o Santosie - przekłada się na relacje z piłkarzami poza zgrupowaniem? To widać już od kilku tygodni, a na kadrze trwa tego kontynuacja.

Santos odwiedził Roberta Lewandowskiego w Barcelonie, ale na spotkania z pozostałymi piłkarzami nie znalazł czasu. Najpierw musiał uporządkować swoje sprawy w Portugalii, a później chciał wszystkiego dopilnować na miejscu - w Warszawie. Obowiązków miał sporo - od typowego wdrażania się w nowym miejscu pracy i planowania pierwszego zgrupowania, przez rozmaite spotkania w siedzibie PZPN, m.in. z selekcjonerami reprezentacji młodzieżowych i dyrektorem Marcinem Dorną. Ale brak czasu na loty po całej Europie to jedno, a chęci i styl pracy - drugie. Santos nie ma w zwyczaju odwiedzać swoich kadrowiczów i przekonywać ich do swoich pomysłów czy wsłuchiwać się w ich spostrzeżenia i uwagi. Portugalczyk do większości piłkarzy, których powołał na pierwsze zgrupowanie, nie odezwał się nawet przez telefon. Relacje z nimi zaczął budować dopiero po ich przylocie do Warszawy - pierwszego dnia zgrupowania. Odprawy i pogadanki organizuje przed kolacją.

To spora różnica względem np. Czesława Michniewicza, który właściwie cały czas był w trasie i na spotkaniach z zawodnikami - odwiedził ich w Stanach Zjednoczonych, Arabii Saudyjskiej (Grzegorza Krychowiaka) i w Europie - we Włoszech, Hiszpanii, Niemczech czy Anglii. W kontrze do poprzedniego selekcjonera Santos ogranicza też kontakt z mediami. Zamierza pojawiać się tylko na oficjalnych konferencjach prasowych - przed i po meczach. Nie ma też szans na "dogrywki", które praktykowali Adam Nawałka i Michniewicz, gdy w mniej oficjalnej atmosferze, niekiedy przy wyłączonych dyktafonach, opowiadali o reprezentacyjnej bieżączce. Znów - bariera językowa to jedno, a chęci drugie. Santos nie gimnastykuje się, by udzielić błyskotliwych odpowiedzi - jest ostrożny, nie porusza kontrowersyjnych tematów i rzadko wypowiada się konkretnie o danym piłkarzu. Jakby wychodził z założenia, że im spokojniejsza będzie konferencja, tym lepiej. Od osób pracujących wokół kadry słyszymy, że Santos na korytarzach również niezbyt zabiega o ich sympatię. Jest kulturalny, ale powiedzenie, że serdeczny czy sympatyczny, byłoby przesadą. Portugalczyk niespecjalnie dba o to, żeby wszyscy dookoła go polubili. Z piłkarzami i mediami (zatem kibicami również) jest podobnie - zyska ich sympatię, jeśli będzie wygrywał mecze. Pierwszy 24 marca w Pradze z Czechami, drugi trzy dni później z Albanią w Warszawie.

Skład tuż przed meczem i zero kamer. Od Albanii na prawo

Nieco inaczej będzie też wyglądało przygotowanie do meczów. Dotychczas piłkarze poznawali skład sporo przed pierwszym gwizdkiem arbitra - czasami już dzień wcześniej, czasami w dniu meczu, ale z kilkugodzinnym wyprzedzeniem. Santos chce podawać wyjściowy skład już na stadionie, raptem półtorej godziny przed spotkaniem. Ograniczy to ryzyko przecieku do mediów, które były utrapieniem dla wielu poprzednich selekcjonerów. Nie każdy z tym walczył, ale np. Paulo Sousę irytowało to tak bardzo, że potrafił wypuszczać nieprawdziwe informacje, by sprawdzić, od kogo wychodzą. Santos uznaje też, że piłkarz nie musi wcześniej wiedzieć, czy na pewno rozpocznie mecz. Zresztą - co zawodnik, to inne podejście. Niektórzy lubią iść spać, wiedząc, co ich czeka następnego dnia, innym gra się lepiej, gdy dowiadują się w ostatniej chwili.

Jeśli trzymani do końca w niepewności ze składem zawodnicy dodatkowo będą zastanawiać się, dlaczego wychodząc na stadion w Warszawie, tym razem muszą zająć miejsca po prawej, a nie lewej stronie murawy, już odpowiadamy. To po prawej stronie biega sędzia liniowy zawodów, który zajmuje tę samą strefę co sztab. Drugi liniowy, który obsługuje lewą stronę boiska, jest naprzeciwko ławki rezerwowych co najmniej 68 metrów dalej. Z nim nie ma więc kontaktu. Santos chciał mieć liniowego "po swojej stronie" więc na Narodowym kazał zamienić ławki gości i gospodarzy. Uznał, że nagminne narażanie arbitra liniowego na możliwość konfrontacji i wywierania presji przez sztab rywali to odbieranie sobie pewnych szans. Tak z sędzią z chorągiewką będą sobie w razie czego "gawędzili" jego ludzie.

I jeszcze jedna zmiana, którą na pewno zauważą fani kanału Łączy nas Piłka. Ten za czasów Paulo Sousy czy Czesława Michniewicza zaglądał i relacjonował w swych vlogach to, co działo się w kadrowym autokarze, czy nawet na odprawach oraz w piłkarskiej szatni. Santos aż tak gościny dla kamer nie będzie, dlatego o takich obrazkach teraz na razie możemy zapomnieć. Portugalczyk wyznaje zasadę, że to, co dzieje się w szatni, zostaje w szatni.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.