- Wciąż czekamy i liczymy, że do końca tygodnia będzie jasne, czy zagramy w Warszawie. Bardzo byśmy chcieli, ale bezpieczeństwo jest najważniejsze - usłyszeliśmy we wtorek w PZPN, gdzie pytaliśmy o to, czy marcowy mecz z Albanią odbędzie się na Stadionie Narodowym. Pewności nie było. Albo inaczej: cały czas pojawiały się wątpliwości. Te ostatnie wyraził minister sportu Kamil Bortniczuk, który w środę był gościem porannej rozmowy w RMF FM.
- Na dzisiaj nie mamy pewności, czy korzystanie ze Stadionu Narodowego w kontekście imprez masowych jest dla widowni bezpieczne - powiedział Bortniczuk. - Myślę, że marcowy mecz z Albanią tutaj się nie odbędzie, ale to jest moje zdanie - dodał minister.
I mówił dalej: - Jestem w stałym kontakcie z prezesem spółki [Włodzimierzem Dolą], który próbuje grać na czas, bo jest zainteresowany, by ten mecz tutaj się odbył. Ale ja w żaden sposób na pewno nie będę naciskał ani tego sugerował, żeby mecz odbył się na Narodowym. Jestem poważnym człowiekiem i nie chcę brać odpowiedzialności na swoje barki za życie i bezpieczeństwo kilkudziesięciu tysięcy kibiców.
PZPN grał na czas. W zeszłym tygodniu sekretarz generalny Łukasz Wachowski w programie Sport.pl Live mówił, ze związek do 5 lutego zamierzał zgłosić do UEFA to, gdzie odbędzie się marcowy mecz z Albanią. Z naszych informacji wynika, że we wtorek jeszcze czekał. W środę Bortniczuk - już w innej rozmowie z RMF FM - potwierdził jednak, że mecz z Albanią na 100 proc. nie odbędzie się na Narodowym. - Nie możemy dłużej mydlić oczu kibicom i PZPN - przyznał minister.
PZPN od dłuższego czasu ma alternatywę. Nieoficjalnie mówi się, że pierwszym rezerwowym stadionem na tę chwilę jest obiekt w Gdańsku, a nie we Wrocławiu, jak informowano pierwotnie.
W listopadzie kadra Czesława Michniewicza dzień przed wylotem do Kataru rozegrała sparing z Chile (1:0). Nie na Narodowym - jak pierwotnie planowano - a na stadionie Legii, bo tuż przed meczami mistrzostw świata okazało się, że na obiekcie, gdzie reprezentacja Polski rozgrywa większość swoich domowych meczów, uszkodzony jest jeden z elementów konstrukcji dachu. Narodowy błyskawicznie został zamknięty, zlecono analizy, ekspertyzy, a później naprawę. Ponownie do użytku miał zostać oddany po dwóch tygodniach, ale do dziś nie ma pewności, kiedy w całości zostanie otwarty.
- Najgorszy scenariusz, który prawdopodobnie się nie sprawdzi, zakłada kompletne rozebranie konstrukcji dachu i zbudowanie go na nowo - powiedział Bortniczuk w środę w RMF FM.
I po raz kolejny wytłumaczył, co tak naprawdę jest problemem: - Na odlewie, a więc kluczowym elemencie dachu - jedynym takim na świecie - pojawiło się pęknięcie. Dzisiaj specjaliści z Polski i Niemiec badają ten materiał, sprawdzają jego strukturę, pęknięcie i zagrożenie czy liny, które go podtrzymują, mogą strzelić pod pewnym napięciem. Na dzisiaj wiemy, że najprawdopodobniej nie będzie potrzebna wymiana tego elementu i że wystarczy zastosowanie czterech tzw. bypassów - jak jeden, który już został zastosowany - i to najprawdopodobniej pozwoli ze stadionu korzystać w najbliższych latach. Aczkolwiek będzie potrzeba jeszcze częstszego analizowania bezpieczeństwa - podkreślił Bortniczuk.
Polska walkę w eliminacjach do Euro 2024 zacznie w marcu. Na początek zagra na wyjeździe z Czechami (24 marca) i u siebie z Albanią (27 marca). Pozostali grupowi rywale to Mołdawia i Wyspy Owcze. Na ME awansują dwie drużyny.