Zaufanie do PZPN i kadry szorowało po dnie. Kulesza znalazł rozwiązanie

Dawid Szymczak
Trudno zaufać niezwykle tajemniczemu prezesowi PZPN, niełatwo też zrozumieć rolę i zakres obowiązków dyrektora sportowego i nie sposób nie zwątpić w niektórych piłkarzy po aferze premiowej, pomundialowej zabawie w chowanego czy prośbie do Argentyńczyków, by już więcej nie strzelali. Ale Fernando Santos może być osobą, której w końcu uda się zaufać - pisze Dawid Szymczak ze Sport.pl.

Jak duża jest w polskiej piłce potrzeba znalezienia osoby, której można zaufać, pokazała choćby entuzjastyczna reakcja na mało konkretną informację, że nowy selekcjoner będzie zajmował się nie tylko reprezentacją, ale też zatroszczy się o polski system szkolenia. Nie wiadomo, co konkretnie będzie robił i jaka będzie jego rola, bo Cezary Kulesza powiedział jedynie, że Santos ma w tym zakresie współpracować z dyrektorem sportowym Marcinem Dorną i wiceprezesem ds. szkolenia Maciejem Mateńką. To jednak wystarczyło, by zyskać nadzieję, że wpływ Portugalczyka na polską piłkę będzie wykraczał poza treningowe boisko kadry. 

Zobacz wideo Santos: Chcę wygrać wszystko! Nie przyjechałem do Polski, by przegrywać

Tajemniczy prezes, proszący o litość piłkarze i afera premiowa. Komu zaufać?

Od mundialu zaufanie do władz PZPN, selekcjonera i piłkarzy szoruje po dnie. Najpierw w wizerunek wszystkich uderzyła afera premiowa, a później na jaw wychodziły kolejne niesmaczne szczegóły z mistrzostw - na czele z wyznaniem Nicolasa Tagliafico, że jeden z polskich piłkarzy prosił go w ostatnim grupowym meczu, by z kolegami nie strzelali już więcej goli. Bilans bramkowy decydował bowiem, który zespół zajmie drugie miejsce - jedna bramka Argentyńczyków więcej i Polski mogłoby nie być w fazie pucharowej. Jeden z jej piłkarzy - Tagliafico nie zdradził nazwiska - postanowił więc poprosić o litość. Ostatecznie wyproszony i pierwszy od 36 lat awans i tak został przyćmiony nędznym stylem gry oraz pozaboiskowymi problemami, które przyczyniły się też do tego, że Czesław Michniewicz stracił pracę. W PZPN najwyraźniej zabrakło zaufania, że uda mu się poprawić atmosferę wokół reprezentacji i że kadra może rozwijać się pod jego okiem. 

BFernando Santoz, nowy selekcjoner pilkarskiej reprezentacji PolskiGłos z Portugalii po konferencji Santosa. "U nas też to zapowiadał, a wyszło inaczej"

Kulesza zaczął szukać nowego selekcjonera, ale nazwiska, które przekazywał dziennikarzom, nie potęgowały zaufania, że ma szerszą i precyzyjną wizję rozwoju polskiej piłki. Proces wyboru był tak tajemniczy, jak to tylko możliwe. Nie wiadomo, jakich cech prezes szukał u nowego selekcjonera, bo nawet prezentując Fernando Santosa nie chciał zdradzić konkretniejszych kryteriów niż te, że miał to być obcokrajowiec z reprezentacyjnym doświadczeniem. Dlatego wciąż nie udało się porzucić wrażenia, że poszukiwania odbywały się bez mapy, za to z wytężonym nasłuchiwaniem społecznych reakcji na kolejne wypływające nazwiska. Santos spotkał się bodaj z najlepszym przyjęciem, bo jest doświadczony, w dorobku ma mistrzostwo Europy i pomniejsze sukcesy z Grecją, do której powinniśmy się porównywać prędzej niż do Portugalii.

Ale gdzie szukać punktów wspólnych między nim a chociażby Stevenem Gerrardem i Michałem Probierzem, by uwierzyć, że prezes PZPN miał dokładną wizję tego, kogo chce znaleźć? Ani słowa o preferowanym stylu gry, pozaboiskowych kompetencjach czy cechach charakteru. Kulesza nie chciał nawet po fakcie zdradzić, z kim współpracował podczas wyboru selekcjonera. Kilkutygodniowe poszukiwania - chociaż zakończone bardzo obiecująco - raczej nie przysporzyły mu zaufania, nadszarpniętego wcześniej przez aferę premiową i wybór "Gruchy" - kibica z ciemną przeszłością - na ochroniarza kadry.

Fernando Santos nie musi czarować. Dorobek przemawia za niego

Od kilku dni dużo mówi się i pisze o tym, jak grały drużyny Santosa, jak prowadził on kolejne reprezentacje, za co w Portugalii i Grecji go chwalili, a do czego się przyczepiali. Równie ważne, jak boiskowe sprawy jest to, że wreszcie pojawił się w polskiej piłce ktoś budzący zaufanie. Nie o słowa z konferencji prasowej chodzi, bo od czasu Paulo Sousy wszyscy stali się jeszcze bardziej wyczuleni na tanie komplementy, ale o dotychczasowe zachowanie, osiągnięcia i czyny. Gdy Sousa pięknie mówił o potrzebie budowania rodziny, już ciągnęła się za nim opinia z Bordeaux, że może uciec pierwszy. Całą karierę skakał z kwiatka na kwiatek i tylko w Fiorentinie wytrzymał ponad półtora roku. W dodatku selekcjonerem zostawał po raz pierwszy i najwyraźniej do takiego trybu pracy go nie ciągnęło, skoro prysnął po niecałym roku, tuż przed barażami mundialu.        

Poland Soccer SantosUjawniamy, ile tak naprawdę zarabia Fernando Santos. Wcale nie 3 mln euro rocznie

Santos wydaje się spójny. Potwierdził to, co już o nim słyszeliśmy: że pragmatyk, że chce równowagi na boisku, że jest spokojny. Na pierwszej konferencji powiedział to, co było konieczne. Skomplementował Polskę, wielokrotnie zapewnił o swojej motywacji, zadeklarował, że chce mieszkać w Warszawie i poznać nie tylko ekstraklasę, ale całą polską kulturę. Biło od niego doświadczenie. Nie powiedział jednego zbędnego zdania, a żeby precyzyjnie oddać swoje myśli - mówił w ojczystym języku. Był przy tym oszczędny, jeśli chodzi o piłkarskie konkrety. Nie chciał rozprawiać o taktycznych niuansach, przekonując, że ustawienie to tylko cyferki. Zamiast popisywać się taktyczną wprawą, wolał powiedzieć, że piłka to prosta gra, w której wygrywa ten, kto strzela i nie traci bramek. Nie musiał zabiegać o poklask zgromadzonych w sali dziennikarzy ani słuchających go kibiców. Wystarczyło, że powiedział: zdobyłem mistrzostwo Europy.

Nie ukłonił się też Robertowi Lewandowskiemu, jak robili to poprzedni selekcjonerzy, którzy chętnie mówili, jaki mają pomysł, by wykorzystać jego potencjał. Sousa odbył do niego pierwszą podróż, Michniewicz musiał przekonywać, że znajdzie wspólny język z piłkarzem, który od kilku lat rozmawia niemal wyłącznie z najlepszymi trenerami na świecie - Juergenem Kloppem, Pepem Guardiolą czy Hansim Flickiem. Jerzy Brzęczek wyznał w książce Małgorzaty Domagalik, że na pierwszych treningach czuł się przez kapitana testowany. Ktokolwiek nie zostawał później selekcjonerem, pojawiało się pytanie, czy zdoła mu zaimponować albo przynajmniej przekonać go do siebie i swoich pomysłów. Santos mówi na to, że całe życie pracował z wielkimi piłkarzami, a już ostatnie osiem lat spędził w towarzystwie Cristiano Ronaldo, gwiazdy, która pod względem osiągnięć i mniemania o sobie zdecydowanie przewyższa Lewandowskiego. Skoro przez lata sobie z nim radził i potrafił go posadzić na ławce rezerwowych w kluczowych meczach, prawdopodobnie poradzi sobie z każdym.

/Mecz pilki noznej Polska - Holandia w WarszawieWylosowano półfinały Ligi Narodów. Absolutne hity. Wielki rewanż za Euro 2020

Chęć oddania losów polskiej piłki w ręce Santosa dobrze świadczy o pierwszym wrażeniu, które zrobił, ale jednocześnie mówi dużo złego o zaufaniu do władz PZPN. Nie znając konkretów ani samego Portugalczyka, cieszymy się, że będzie wpływał nie tylko na pierwszą reprezentację, ale też szkolenie młodych piłkarzy. I tu brawa dla Kuleszy - sprowadził do Polski człowieka wzbudzającego zaufanie. Patrząc na ostatnie tygodnie - to bardzo dobry początek.

Więcej o: