Steven Gerrard, Paulo Bento, Herve Renard i Vladimir Petković to trenerzy, z którymi kontaktował się Cezary Kulesza w poszukiwaniu następcy Czesława Michniewicza. Trudno doszukać się u nich wielu cech wspólnych, by na tej podstawie naszkicować portret selekcjonera, który byłby ideałem prezesa PZPN. Każdy jest bowiem z innej parafii - na innym etapie kariery, w odmiennej sytuacji kontraktowej. Każdy z nich ma inne zalety i dorobek, co tylko potęguje wrażenie, że mamy do czynienia z łapanką, a nie świadomym wyborem w oparciu o jasne wytyczne.
Nie wiadomo, jakiego trenera Kulesza chce - o jakim doświadczeniu, temperamencie, jakich metodach pracy ani preferencjach co do stylu gry. Jedynym kryterium - patrząc na różnice między głównymi kandydatami - wydaje się widzimisię prezesa, który zamierza osobiście podjąć decyzję. Kulesza konsultuje się w bardzo małym gronie. Swoich preferencji nie zdradza, o szczegółach mówić nie chce. Jeśli już rozmawia z dziennikarzami, to myli tropy, podając absurdalne nazwiska polskich trenerów, które ponoć chodzą mu po głowie: Probierza, Mamrota, Bartoszka i Stokowca. Jego wypowiedzi przerażają kibiców, potęgują wrażenie chaosu i amatorki. Co prawda dziennikarze szybko wyjaśnili, że to zmyłka i do tych rzucanych nazwisk przywiązywać się nie warto, bo następca Czesława Michniewicza niemal na pewno będzie z zagranicy, ale trudniej wytłumaczyć, po co prezes w ogóle podrzucał te nazwiska, skoro doskonale wiedział, że są opcjami co najwyżej mocno rezerwowymi.
To jednak mniejszy, raczej wizerunkowy, problem. Gorzej, że ani prezes, ani dyrektor sportowy Marcin Dorna, ani sekretarz generalny i najbliższy współpracownik Kuleszy Łukasz Wachowski, nie chcą przedstawić kryteriów, według których wybierany jest nowy selekcjoner. Nie chcą powiedzieć, co przy wyborze ma mniejsze, a co większe znaczenie. Jakub Kwiatkowski, rzecznik PZPN, potwierdza w krótkiej rozmowie ze Sport.pl, że żadna z decyzyjnych osób pracujących w federacji nie wypowie się w tej sprawie.
Belgowie, którzy też po mundialu rozstali się z selekcjonerem i właśnie rozglądają się za nowym, wprost napisali, kogo chcą zatrudnić.
Nowy selekcjoner reprezentacji narodowej powinien być ambitny i mieć niezbędne międzynarodowe doświadczenie na najwyższym poziomie, taktyczną wiedzę piłkarską i spostrzeżenia, a także odpowiednie umiejętności osobiste. Powinien być seryjnym zwycięzcą z doświadczeniem w zarządzaniu czołowymi piłkarzami oraz wiedzieć, jak skupić się na tworzeniu zgranej grupy i jak integrować młodych zawodników. Poszukujemy eksperta taktycznego, który wspiera swoje wybory danymi, technologią i obiektywnymi parametrami oraz wykorzystuje wiedzę sportową i strukturę federacji
- czytamy w oficjalnym piśmie, przypominającym ogłoszenie o pracę. Nie jest ono bardzo szczegółowe ani odkrywcze. Ale Belgowie nie kierują tych słów do kandydatów z całego świata, licząc, że zasypią ich ofertami, tylko do swoich kibiców i całego piłkarskiego środowiska, by jasno wskazać kierunek poszukiwań. Pokazują tym oświadczeniem, że doskonale wiedzą, kogo chcą znaleźć. Stawiają na transparentność, zaznaczają priorytety. Tym oświadczeniem mówią, co jest w ich piłce ważne i pozwalają się też z tej decyzji rozliczyć. Belgowie stworzyli wzór i pod ten wzór szukają idealnego kandydata, bo tak działają nowoczesne federacje - metodycznie, wręcz korporacyjnie. Gdyby chodziło o wybór samochodu, wiedzieliby, że szukają czerwonej pięciodrzwiowej terenówki.
Tymczasem Polacy wyglądają na takich, którzy chodziliby od komisu do komisu i przyglądali się raz osobówkom, raz busom, stwierdzając jedynie: "Ten całkiem ładny. Może kupimy". Może nawet ostatecznie trafią i wybiorą właściwie, a nowy selekcjoner sprawdzi się i popracuje dłużej niż rok. Ale wciąż trudno będzie uwierzyć, że Kulesza miał jasną wizję, w którą stronę reprezentacja ma podążać - w jaki sposób grać i co sobą przedstawiać.
Renard ma podpisany kontrakt z Arabią Saudyjską, Gerrard i Petković pobierają jeszcze pensje z klubów, z których zostali zwolnieni, a zupełnie wolny jest Bento. Gerrard nie ma żadnego selekcjonerskiego doświadczenia, trzej pozostali już w tej roli pracowali. Petković ostatnio prowadził Bordeaux, od niemal roku nie pracuje, a Renard i Bento byli na mundialu w Katarze. Oni na mistrzostwach poprawili swoją pozycję na rynku, Gerrard w Polsce musiałby dopiero ją odbudowywać po fatalnych wynikach i zwolnieniu z Aston Villi. Tam zarzucali mu brak stylu i bezpłciowe granie, a naszą kadrę trzeba akurat uatrakcyjnić po pragmatycznym do bólu Michniewiczu. Trzej pozostali mają opinię zorientowanych na atak, choć realizują to w różny sposób.
Drużyny Renarda najczęściej bazują na dobrym przygotowaniu fizycznym, polegają na grze pressingiem, przeciwko słabszym zespołom przejmują inicjatywę i chcą atakować wieloma piłkarzami, a na lepszych potrafią znaleźć inny sposób i sprawić niespodziankę - jak Zambia, która w 2012 r. wygrała Puchar Narodów Afryki. Petković jest niezwykle solidny, również myśli ofensywnie, a wyniki, które osiągał ze Szwajcarami, robią wrażenie: wyjście z grupy na Euro 2016 i mistrzostwach świata w Rosji, a także ćwierćfinał na ostatnim Euro. Bento ma z kolei nad nimi tę przewagę, że w reprezentacji zarządzał już wielką gwiazdą - Cristiano Ronaldo u szczytu formy. Petković i Renard z piłkarzem pokroju Lewandowskiego - wobec trenerów niezwykle wymagającego - jeszcze się nie spotkali. A to polski kapitan ostatecznie musi być do selekcjonera przekonany, o czym szerzej pisaliśmy TUTAJ.
Żeby była jasność - to bardzo solidni kandydaci na selekcjonerów. Najwięcej wątpliwości jest przy Gerrardzie, bo i doświadczenie ma najmniejsze, i asystenci, na których bardzo polegał w Rangers FC i w Aston Villi, pracują już na własną rękę. Ale przekonanie do Polski kogoś z trójki Bento, Petković, Renard, byłoby dla Kuleszy sukcesem - problem w tym, że sposób, w jaki się to odbywa, kolejny raz nie dodaje federacji powagi. Można odnieść wrażenie, że prezes wybiera na nos. Po ostatnich tygodniach naznaczonych wpadkami i skandalami szuka nazwiska, które przekona wszystkich, a nie takiego selekcjonera, który będzie spełniał najwięcej kluczowych dla niego kryteriów. Nie wiadomo nawet, jakie są to kryteria i czy zostały ustalone przed rozpoczęciem poszukiwań. A przecież właśnie przejrzystości i dyskusji nad kompetencjami PZPN potrzebuje najbardziej po aferze premiowej i kontrowersjach związanych zatrudnieniem ochroniarza "Gruchy".