Z Polski, czy z zagranicy? Nie. Ten, który spodoba się Robertowi Lewandowskiemu

Michał Kiedrowski
Dyskusja: trener z Polski, czy z zagranicy, jest jałowa. Przy naszych piłkarzach światowcach trener z zapyziałej futbolowej prowincji jest stracony na starcie.

"Kulesza szykuje kadrze kolejną katastrofę? To nie on powinien wybierać trenera". Taki tekst napisałem przed jedenastu miesiącami. Miło jest poczuć, że się miało rację, choć to marna satysfakcja, bo też wolałbym się mylić. Lepiej przecież, by kadra odnosiła sukcesy i kibice garnęli się do czytania o pozytywnych bohaterach, a nie o katastrofach. 

Zobacz wideo

Dzwonił Boniek, dzwonił Kulesza

Tymczasem, mogę niemal słowo w słowo powtórzyć, to co pisałem niemal rok temu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że trenerem zostanie Czesław Michniewicz, ale przestrzegałem, że jeśli selekcjonerem nie zostanie postać wybrana przez Roberta Lewandowskiego, to się źle skończy. Przecież tak było z Jerzym Brzęczkiem. Wotum nieufności, które selekcjonerowi okazał najważniejszy polski piłkarz tego wieku, zmiotło go z posady. Tu przypomnę zabawną historię, jak to ówczesny prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniew Boniek pogubił się w odpowiedziach na pytania, czy z Lewandowskim rozmawiał telefonicznie przed czy po zwolnieniu Brzęczka.

I wydaje się, że z Michniewiczem było podobnie. Już słowa kapitana reprezentacji po meczu z Francją dawały jasno do zrozumienia, że Lewandowski z trenera nie był zadowolony. Również potem przecieki medialne, że prezes PZPN rozmawiał z napastnikiem Barcelony przed decyzją o nieprzedłużaniu kontraktu z Michniewiczem, sugerują, jaki on miał wpływ na Cezarego Kuleszę.

Zresztą chodziło nie tylko o Lewandowskiego. Inni piłkarze też podobno nie wyobrażali sobie współpracy z Michniewiczem

Piłkarze rządzą kadrą i związkiem też

Mamy więc oto do czynienia z sytuacją kiedyś zupełnie nie do pomyślenia. Piłkarze rządzą kadrą i w pewnym stopniu związkiem. Można się zżymać i mówić, że tak nie powinno być. Uderzać pięścią w stół i w inny sposób wyrażać oburzenie. Rzeczywistości to jednak nie zmieni. Piłkarze mają dziś o wiele mocniejszą pozycję niż trener. Są nie tylko sportowcami, ale także celebrytami, gwiazdorami, milionerami. Z kibicami już nie kontaktują się tylko za pośrednictwem tradycyjnych mediów. Nie muszą udzielać wywiadów. Wystarczy, że coś sobie wrzucą na Instagrama czy TikToka. Parę słów, migawka z prywatnego życia i już fani czują się dopieszczeni.  

Lewandowski, Zieliński, Krychowiak czy Milik to światowcy w każdym calu. Z bogatą karierą w najlepszych ligach świata i pokaźnym majątkiem. Jak więc trener z prowincji może im zaimponować? A Polska jest przecież głęboką piłkarską prowincją, o czym najlepiej świadczy nasze miejsce w klubowym rankingu UEFA. 

Dyskusja, czy trenerem reprezentacji ma być ktoś z Polski, czy z zagranicy, jest więc jałowa. Według mnie jest oczywiste, że przy fachowcach tej samej klasy, lepszy byłby trener z naszego kraju. Bo zna polską mentalność, zna zawodników, obserwował kadrę od lat itp. Jednak te wszystkie atuty przy podstawowym zadaniu, to tylko dodatki. Chodzi przecież o to, by kadra dobrze grała. A tu liczy się warsztat, doświadczenie, umiejętności interpersonalne, charyzma i autorytet. Jeśli chodzi o to pierwsze, to nie wątpię, że są w Polsce trenerzy o wielkiej wiedzy, oczytani i śledzący nowinki taktyczne. Problem jednak w tym, że nie widzę, żeby któryś z nich przekuł tę wiedzę w sukces na arenie międzynarodowej. I to często nie ich wina. Przygotowanie drużyny, by dobrze grała wczesnym latem w eliminacjach pucharów i późną jesienią na finiszu rundy ligowej, to karkołomne zadanie. 

Trener z prowincji jest dla naszych światowców za mały

To, czego zawsze będzie brakować trenerowi Polakowi w starciu z ego naszych piłkarzy światowców, to będzie brak autorytetu. Każdy szkoleniowiec z naszej prowincji wybrany przez Cezarego Kuleszę będzie musiał najpierw zdać egzamin przed Lewandowskim, Zielińskim i Milikiem, a dopiero później przed kibicami. Każda decyzja prowincjusza z Polski, która nie spodoba się największym gwiazdom drużyny, będzie owocowała kolejnymi przeciekami, jak to trener nie dogaduje się z zawodnikami. Przykład kadry Michniewicza pokazał, że w tej drużynie nie obowiązuje zasada: co dzieje się w szatni, zostaje w szatni

Po doświadczeniach z Jerzym Brzęczkiem i Czesławem Michniewiczem, Cezary Kulesza nie ma już właściwie wyboru. Musi postawić na trenera z zagranicy i jeszcze takiego, którego wcześniej zaakceptuje Robert Lewandowski i starszyzna drużyny. Wiem, że to dziwnie brzmi. Że nie tak to powinno wyglądać, ale zagrajmy w otwarte karty. To Lewandowski jest najważniejszą postacią polskiej piłki. On nagania do kadry sponsorów i kibiców przed telewizory. Jeśli nowy selekcjoner mu nie podpasuje, obejrzymy trzeci sezon tego samego serialu. Nowego szkoleniowca nie obroni nawet realizacja celu. Tak było z Brzęczkiem, gdy kadra awansowała na Euro 2020 i z Michniewiczem, pod wodzą którego Polska wyszła z grupy na MŚ 2022. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.