Podwójna rola Jakuba Kwiatkowskiego. Nowe fakty ws. "afery premiowej"

Reprezentacja Polski nie może zamknąć tematu tzw. afery premiowej. Na jaw ciągle wychodzą nowe fakty. Jak podaje "Przegląd Sportowy", asystent Czesława Michniewicza przygotował listę osób upoważnionych do odebrania premii i kontaktował się nawet z kancelarią Mateusza Morawieckiego. Podwójną rolę odegrać miał też rzecznik PZPN Jakub Kwiatkowski.

Reprezentacja Polski na mistrzostwach świata w Katarze osiągnęła największy sukces od 36 lat. Nasi piłkarze wyszli z grupy i zagrali w 1/8 finału, gdzie musieli uznać wyższość Francuzów (1:3). Sukces sportowy szybko został jednak przyćmiony przez tzw. aferę premiową. Mowa oczywiście o nagrodzie obiecanej przez premiera Mateusza Morawieckiego, która miała wynosić 30-50 milionów złotych do podziału. 

Zobacz wideo Rostkowski ocenił finał Marciniaka: Mecz Francja-Argentyna dobrze sędziowany przez Polaka

Nowe informacje ws. "afery premiowej" w reprezentacji Polski. Asystent Michniewicza zbierał numery kont

Piłkarze potraktowali słowa szefa rządu jako żart i niespecjalnie przejęli się sytuacją. Pieniędzmi poważnie zainteresowali się natomiast Czesław Michniewicz i jego asystent Kamil Potrykus. Zaczęli liczyć i dzielić pieniądze, których jeszcze nawet nie mieli. Pojawiły się informacje, że Potrykus w trakcie mundialu zbierał numery kont zawodników i wraz z selekcjonerem wyliczał, jak ową premię podzielić. Zawodnicy mieli jednak inne zdanie, jeśli chodzi o zaproponowane kwoty i wówczas Michniewicz oraz Potrykus stwierdzili, że w ogóle rezygnują ze swojej "doli".

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

Co ciekawe, o całej sprawie miał nie wiedzieć PZPN z Cezarym Kuleszą na czele. Michniewicz i jego ludzie działali za plecami szefa polskiej piłki, co temu zdecydowanie się nie spodobało. Jest to jeden z czynników, przez które dzisiaj Michniewicz nie może być pewny dalszej pracy z reprezentacją. Ostatecznie pieniędzy nie dostał nikt, gdyż premier szybko wycofał się, z delikatnie mówiąc, kłopotliwej deklaracji, która wywołała burzę w kraju. 

Po powrocie z Kataru Czesław Michniewicz udzielił kilku wywiadów, w których w swoim stylu głosił, że sprawę rozdmuchały media i tak naprawdę nikt w kadrze o pieniądze od rządu się nie spierał. Wydawało się, że temat tym samym został zamknięty. Mijają jednak kolejne dni, a my poznajemy nowe fakty na temat "afery premiowej". 

Jak informuje "Przegląd Sportowy", Michniewicz i Potrykus faktycznie mieli mocno zaangażować się w sprawę premii. Wszystko odbyło się z pominięciem PZPN-u. Szkoleniowiec i jego zaufany człowiek ponoć kontaktowali się bezpośrednio z ludźmi z otoczenia premiera Morawieckiego. Co ciekawe, wszystko zaczęło się jednak od Jakuba Kwiatkowskiego, rzecznika związku. 

Podwójna rola rzecznika PZPN

Numer telefonu Kwiatkowskiego miał podobno trafić do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów za pośrednictwem Mariusza Chłopika, byłego doradcy premiera i członka zarządu Legia Training Center - osoby doskonale znanej Czesławowi Michniewiczowi. "Całą logistyką zajęło się kierownictwo kadry łącznie z Michniewiczem i wspomnianym Kwiatkowskim" - czytamy w artykule.

Kwiatkowski, jako rzecznik PZPN, a więc i Cezarego Kuleszy, powinien poinformować swojego przełożonego o sprawie. Wychodzi jednak na to, że tego nie zrobił. Jest to o tyle dziwne, że z wcześniejszych doniesień wynika, że Kwiatkowski sam był zniesmaczony całą sytuacją i popadł nawet w konflikt z Michniewiczem, o czym pisaliśmy więcej ->>> TUTAJ

"Pomieszanie ról Kwiatkowskiego jest tutaj niepojęte, wygląda tak, jakby pogubił się we własnych poczynaniach. No, chyba że czegoś nie wiemy" - zauważa "Przegląd Sportowy". Kluczowe role nadal odgrywali jednak Michniewicz i Potrykus. Po meczu z Argentyną ten drugi miał skontaktować się z Mariuszem Chłopikiem i spytać, na jaki adres mailowy ma przesłać listę osób, do których ma trafić obiecana premia. W odpowiedzi miał podobno dostać kontakt do wiceszefowej KPRM.

Prawdopodobnie niezbyt szybko dowiemy się, kto mówi prawdę, a kto unika odpowiedzialności za zamieszanie. Faktem jest, że cała sprawa mocno zaszkodziła wizerunkowo całej reprezentacji Polski. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.