- To nie było żadne przesłuchanie. Każdy, kto chciał, mógł zadać pytanie. Było ich dość sporo, atmosfera momentami była gorąca, trener odpowiadał przez ponad godzinę. Jak wypadł? Nawet korzystnie, ale to tak naprawdę dopiero się okaże - słyszymy w PZPN, gdzie pytamy o czwartkowe spotkanie z Czesławem Michniewiczem.
Selekcjoner, którego kontrakt wygasa 31 grudnia, pojawił się na czwartkowym zarządzie. Obecni na nim byli członkowie zarządu, ale też przewodniczący komisji rewizyjnej Zdzisław Czyrka i Dariusz Mioduski, prezes i właściciel Legii, który jest także doradcą prezesa PZPN Cezarego Kuleszy.
Michniewicz przemawiał na samym początku, a później - jeszcze w trakcie posiedzenia - opuścił salę i udał się prosto na lotnisko. Z Warszawy poleciał do Gdańska, a stamtąd do Gdyni, gdzie mieszka na co dzień. To droga, którą Michniewicz w ostatnich dniach już pokonywał, bo to było jego kolejne spotkanie z Kuleszą. Do pierwszego doszło w poniedziałek. Tydzień po powrocie z Kataru, kiedy prezes PZPN poinformował, że nie zdecydował się na automatyczne przedłużenie kontraktu z Michniewiczem.
W czwartek Michniewicz nie usłyszał żadnych konkretów. Po jego wystąpieniu zarząd zajął się statutowymi sprawami PZPN. Kulesza od kilku dni powtarza, że nie chce podejmować szybkiej i pochopnej decyzji, ale ta się zbliża, bo prezes PZPN kwestię selekcjonera chciałby rozwiązać jeszcze przed świętami, czyli najpóźniej w przyszłym tygodniu.
Kulesza mówi, że decyzję chciałby podjąć kolegialnie, ale to chyba tylko gra pozorów, bo w kuluarach słyszymy, że ta ostatecznie należeć będzie tylko do niego. Niewykluczone, że przyszłym tygodniu - najprawdopodobniej w poniedziałek - między nim i Michniewiczem dojdzie do jeszcze jednego spotkania.