Kulesza nie miał litości dla Michniewicza. Już raz go zwolnił

Jakub Seweryn
Prezes PZPN Cezary Kulesza ma trzy tygodnie na decyzję o pozostawieniu lub zwolnieniu Czesława Michniewicza ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Polski. Raz już przed takim dylematem stał - w grudniu 2011 roku, gdy rządził Jagiellonią. Wówczas nie miał litości dla Michniewicza, który prowadził zespół bez wyników, ale w oryginalny sposób.

Prezes PZPN Cezary Kulesza po powrocie z Kataru ma do podjęcia trudną decyzję - przedłużyć kończący się 31 grudnia kontrakt z selekcjonerem Czesławem Michniewiczem, czy pozwolić mu wygasnąć i rozpocząć poszukiwanie nowego trenera reprezentacji Polski? Kulesza zamknął się w swojej posiadłości na Podlasiu i rozważa decyzję, która nie jest łatwa. Z jednej strony powołany w trybie awaryjnym Michniewicz zrealizował wszystkie postawione przed nim cele - awansował na mundial, utrzymał zespół w Dywizji A Ligi Narodów, wyszedł z grupy na mistrzostwach świata, co wiązało się także ze sporym zarobkiem dla PZPN. Z drugiej wszyscy zdają sobie sprawę, że styl gry kadry musi się zmienić, a tu już nie ma pewności, czy to wykonalne pod wodzą Michniewicza. Do tego na ocenę selekcjonera siłą rzeczy wpływa potężne zamieszanie związane z tzw. aferą premiową. Słowem, przed Kuleszą niełatwa decyzja.

Zobacz wideo Polską kadrę po mundialu w Katarze czeka przebudowa. Czy z Czesławem Michniewiczem u sterów?

Co ciekawe, nie jest to pierwszy raz, w którym Kulesza rozważa argumenty za i przeciw pozostawieniu Michniewicza na stanowisku trenera. W 2011 roku obecny selekcjoner prowadził Jagiellonię Białystok, którą kierował obecny prezes PZPN. Wówczas Michniewicz trenerem był tylko przez pięć miesięcy – od lipca do grudnia. I Kulesza litości dla niego nie miał.

Nietypowy trening Michniewicza po kompromitacji. Później role się odwróciły

Niespełna pół roku Michniewicza w Jagiellonii pod względem gry i wyników drużyny było wyjątkowo bezbarwne. Aktualny selekcjoner trafił do Białegostoku tuż przed startem sezonu 2011/12 - zastąpił Michała Probierza, z którym zespół skompromitował się w eliminacjach Ligi Europy z kazachskim Irtyszem Pawłodar.

Michniewicz nie był jednak w stanie podnieść słabo grającego od początku roku zespołu, ten dalej był typowym ligowym przeciętniakiem. 10. miejsce w tabeli, średnio 1,22 punktu na mecz i kompromitacja w Pucharze Polski, bo nie dało się inaczej nazwać porażki 1:3 z drugoligowym wówczas Ruchem Zdzieszowice.

To właśnie z tym spotkaniem wiąże się najbardziej charakterystyczne wspomnienie związane z Michniewiczem w Jagiellonii. Dzień po blamażu ówczesny trener Jagiellonii zafundował swoim zawodnikom nietypowy trening – symulację meczu w Zdzieszowicach. Niezwykle osobliwą, gdyż piłkarze zostali rozstawieni na boisku na pozycjach, które zajmowali w tym spotkaniu i... stali. Nawet 90 minut, jeśli dany zawodnik przeciwko Ruchowi grał od pierwszej do ostatniej minuty.

Michniewicz tylko stał ze stoperem i co jakiś czas się odzywał. – 70. minuta, 2:1 dla Ruchu. Można wyrównać, ale niestety stoicie w miejscu - mówił do piłkarzy. Ówcześni zawodnicy Jagiellonii nazywają ten trening "pajacowaniem", ale Michniewicz, który po 90-minutowym staniu w miejscu zafundował drużynie jeszcze normalną jednostkę treningową, tłumaczył to tak:

– Doskonaliliśmy taktykę z meczu w Zdzieszowicach. Piłkarze skompromitowali klub, siebie i mnie. To nie może tak po nich spłynąć. Za rok, dwa pójdą pewnie grać gdzie indziej, ale niech pamiętają, że uczestniczyli w tym meczu - mówił trener "Kurierowi Porannemu".

Miejska legenda głosi, że niedługo później Michniewicz w stosunku do tych samych piłkarzy zachowywał się inaczej. Gdy Jagiellonia kończyła rundę serią czterech meczów bez zwycięstwa i jechała na ostatnie spotkanie do Gdańska, niepewny pozostania w klubie trener miał ich poprosić: - Panowie, wygrajcie ten mecz dla trenera.

Drużyna pamiętliwa nie była. Przerwała serię kiepskich wyników i pokonała Lechię 1:0 po golu Grzegorza Rasiaka z 85. minuty.

Zwycięstwo nie pomogło. Michniewicz i tak odszedł z Jagi

Ale to nie wystarczyło. Kilkanaście dni po meczu w Gdańsku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia, Michniewicza w klubie już nie było. Jedni twierdzili, że przez słabą grę i wyniki zespołu, inni, że przez różnice poglądów w kwestii przebudowy zespołu w porównaniu do udziałowców klubu z Kuleszą na czele. I zapewne obie teorie są prawdziwe.

Faktem jest, że z czwartej drużyny w ekstraklasie w sezonie 2010/11, pod wodzą Michniewicza Jagiellonia była już tylko dziesiątą. Z drugiej strony zespół w tamtym czasie miał duże problemy kadrowe (m.in. poważne kontuzje Dawida Plizgi i Jakuba Słowika), które nie ułatwiły trenerowi zadania. Odnośnie różnicy zdań w kwestii przebudowy zespołu - zastanawiający był fakt, że dosłownie chwilę przed zwolnieniem Michniewicza, Jagiellonia sfinalizowała drogi transfer Gruzina Niki Dzalamidze, z wyraźnego polecenia szkoleniowca.

Mówiło się, że Michniewiczowi nie pomogło też to, że nie stawiał na czarnogórski zaciąg jednego z udziałowców, Wiesława Wołoszyna, który zainwestował niemałe pieniądze w takich piłkarzy jak Ermin Seratlić, Luka Pejović, czy "czarnogórski Messi" Marko Cetković. Nic wam te nazwiska nie mówią? Nie szkodzi, wszyscy byli do bólu przeciętni i nie zrobili poważnej kariery.

Michniewicz, po tym, jak Kulesza ostatecznie zwolnił go w grudniu 2011 roku, wyrażał brak zrozumienia dla tego decyzji. - Prezes Kulesza podkreślał, że jest względnie zadowolony z tego, co udało się zrobić. Chwalił mnie. Wszystko wyglądało tak, jakby zaraz miał przedłużyć ze mną kontrakt. Szkoda, że tak wyszło, bo do tej pory Jagiellonia była znana z tego, że wytrzymuje ciśnienie, daje pracować trenerom. Michał Probierz był tu trzy lata. Widocznie tym razem nastąpiły nieoczekiwane skoki ciśnień – mówił wówczas obecny selekcjoner na łamach "Przeglądu Sportowego".

Kulesza znów zwolni Michniewicza? Nikt nie wie, co zrobi prezes PZPN

I choć przez długie lata przyjmowało się, że Michniewicz z Kuleszą po tej sytuacji za sobą nie przepadają, ich drogi ponownie zeszły się po 10 latach, w końcówce stycznia 2022 roku, gdy Kulesza już jako prezes PZPN powołał Michniewicza do roli selekcjonera reprezentacji.

A co było dalej z Jagiellonią po zwolnieniu Michniewicza? Kulesza zaskoczył wszystkich, dogadując na weselu Kamila Grosickiego absolutnego trenerskiego debiutanta w osobie Tomasza Hajty. Ten miał niezły początek, ale z czasem było tylko gorzej. Po półtora roku pracy w Białymstoku, w trakcie którego otarł się o spadek z ligi, uznawany jest za jednego z najgorszych trenerów, jacy przewinęli się przez Jagiellonię w czasie jej gry w ekstraklasie.

Teraz Kulesza na ewentualny eksperyment z nowicjuszem nie zdecyduje się na pewno, zresztą w tym momencie za wcześnie na dywagacje o potencjalnym następcy Michniewicza. Przed prezesem PZPN trudna decyzja, do końca grudnia zostały mu trzy tygodnie. Sam selekcjoner mówi, że chce nadal prowadzić reprezentację i o swojej przyszłości chciałby wiedzieć, jak najwcześniej, ale nie ma zamiaru naciskać na Kuleszę.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.