- Prosimy teraz o wyłączenie kamer i nie robienie zdjęć - powiedział rzecznik kadry Jakub Kwiatkowski. To już była końcówka czwartkowego treningu. Dzień po meczu z Argentyną. Pojawili się na nim rezerwowi piłkarze, którzy na koniec zajęć ćwiczyli rzuty karne. To właśnie tego elementu treningu selekcjoner Czesław Michniewicz poprosił, by nie rejestrować i szczegółowo nie opisywać.
- W czwartek akurat karne strzelali ci, którzy nie zagrali z Argentyną. To stały element. Po każdym treningu ktoś uderza rzuty karne - przyznał Michniewicz. - Tak było w czwartek, ale też w piątek. Na tym drugim treningu, który już był dla was zamknięty, pojawiły się naprawdę duże emocje. Arek Milik, który tutaj siedzi obok mnie, może potwierdzić. Umówiliśmy się tak, że będzie zarazem kara i nagroda finansowa dla bramkarza. Jeśli Arek by nie strzelił, musiałby przekazać trochę euro. Ale niestety... nasz bramkarz nic nie zarobił - uśmiechnął się Michniewicz.
Po czym dodał: - Karne to element techniczny. Chcemy je ćwiczyć, ale wiemy, że odwzorowanie karnych w atmosferze treningu a na meczach to zupełnie coś innego.
Na razie lepiej na tym mundialu wychodzi nam ich bronienie. W każdym z trzech meczów w fazie grupowej sędziowie dyktowali rzuty karne. Raz dla Polski, w pierwszym meczu z Meksykiem (0:0), kiedy pomylił się Robert Lewandowski. I później dwa razy przeciwko Polsce - w spotkaniach z Arabią Saudyjską (2:0) i Argentyną (0:2) - które fantastycznie bronił Wojciech Szczęsny.
W niedzielę Polska zagra w 1/8 finału z Francją, a więc z aktualnym mistrzem świata, gdzie rzuty karne mogą pojawić się także po dogrywce. - To będzie inny mecz niż wszystkie do tej pory, które rozegraliśmy w grupie. Zupełnie inne napięcie, inne emocje. Celem podstawowym był awans do 1/8 finału. Osiągnęliśmy go, a teraz gramy z mistrzem świata. W boksie, jeśli z kimś takim wygrywasz, zostajesz mistrzem świata. Gdybyśmy teraz wygrali, tak właśnie byśmy się czuli - powiedział Michniewicz. Początek meczu Polska - Francją w niedzielę o 16.