To już był doliczony czas drugiej połowy. Czesław Michniewicz co chwila wychodził z wyznaczonej strefy. Nie umiał ustać w miejscu. Gdy w 93. minucie Nicolas Tagliafico podciął piłkę nad Wojciechem Szczęsnym, a Jakub Kiwior - który kilka minut wcześniej dostał solidny ochrzan od selekcjonera za złe zagranie - wybijał piłkę lecącą do pustej bramki, Michniewicz aż odwrócił się od boiska i od razu spojrzał na zegarek.
Selekcjoner najczęściej w doliczonym czasie drugiej połowy patrzył w kierunku Kamila Potrykusa. To jego najbliższy i najbardziej zaufany asystent, który śledził to, co dzieje się na Lusail - największym stadionie mistrzostw - gdzie równolegle toczyło się spotkanie Arabii Saudyjskiej z Meksykiem. Kiedy w 67. minucie Polska straciła drugiego gola, a Meksyk prowadził 2:0 i zrównał się z nami bilansem bramek, ale miał o trzy żółte kartki więcej, sami zerkaliśmy częściej w monitor niż na boisko.
To samo było po meczu Polski, który skończył się kilka minut wcześniej niż spotkanie Saudyjczyków z Meksykiem. Piłkarze Michniewicza zostali na boisku, ale nie cieszyli się od razu. Po tym, jak Arabia w doliczonym czasie strzeliła gola na 1:2, który w zasadzie zapewniał nam awans bez patrzenia na żółte kartki, najpierw ucieszyli się polscy dziennikarze na trybunie prasowej, a po kilkunastu sekundach dopiero piłkarze, którzy od razu rzucili się sobie w objęcia.
Selekcjoner nie cieszył się z nimi. Stał blisko Potrykusa, podziękował za mecz argentyńskiemu trenerowi Lionelowi Scaloniemu. I chodził po murawue już nie w marynarce, którą zrzucił, a w białej koszuli, którą kilka minut później zamienił jeszcze na czarny t-shirt, w którym udzielał wywiadu. Wtedy już wszystko było jasne. Emocje puściły.
- Z piłkarzami umówiliśmy się tak, że tylko ja i sztab kontrolujemy to, co dzieje się w Lusail. Ale w pewnym momencie Robertowi Lewandowskiemu i kilku innym piłkarzom powiedziałem, jaki jest wynik Arabii z Meksykiem - tłumaczył Michniewicz na konferencji.
Widać było, że jest zmęczony. - Bozia nad nami czuwała. I... zostajemy na mundialu - powiedział. - Cieszę się z tego awansu, naprawdę. Może tego nie widać, ale się cieszę. Wy też się cieszcie i nie odbierajcie nam radości. Na smutek przyjdzie czas - w niedzielę jest kolejny mecz, gramy z Francją, aktualnym mistrzem świata - mrugnął okiem Michniewicz.