Trzy wybuchy radości reprezentacji Polski. Z Meksykiem dokonaliśmy czegoś historycznego

Dawid Szymczak
Ten mecz oglądało się z zapartym tchem, wielkimi oczami i telefonem w ręce, by spoglądać na równoległy mecz Meksyku z Arabią Saudyjską. Wszystko wisiało na włosku - los polskich piłkarzy, ich marzenia, ich wysiłek, heroizm Wojciecha Szczęsnego. Udało się - przetrwali, wychodzą z grupy. Jeszcze nigdy porażka nie cieszyła tak bardzo. Skończyło się na trzech wybuchach radości.

Lusail i Stadion 947 dzielą 23 km. Tam Meksyk - Arabia Saudyjska, tutaj Polska - Argentyna. Tam 2:0, tutaj 0:2. Gdy wibrował telefon, na który docierały powiadomienia o golach na tamtym stadionie, strach było spojrzeć na wyświetlacz. Tam Meksyk robił swoje, tu Wojciech Szczęsny zatrzymywał Leo Messiego najpierw przy rzucie karnym, później kolanem po strzale z bliska. Tam Henry Martin i Luis Chavez do bramki, tu Julian Alvarez w boczną siatkę. Tam świetnie bronił Saudyjczyk - Mohammed Al Owais, tu Argentyńczycy rozrywali polską obronę prostopadłymi podaniami. Tam Meksykanie mieli rzut wolny tuż przed polem karnym, tu Lautaro Martinez mknął z piłką w pole karne. Tam trafili w mur, tu Martinez pomylił się o kilka metrów. Tam Meksyk strzelił gola ze spalonego, a tu sędzia doliczył sześć minut. Tam dzielni Saudyjczycy wybijali piłkę sprzed pola karnego, a tu Nicolas Tagliafico przerzucał piłkę nad Szczęsnym. Sprzed bramki wybił ją Jakub Kiwior. Tu skończył się mecz, tam Saudyjczycy strzelili na 1:2. O awansie zdecydowały centymetry, sekundy, do niemal ostatniej chwili - żółte kartki! Tam rozpacz Meksykanów, tu radość Polaków. Tam historia, bo Meksyk prawie nigdy nie odpada w grupie. Tu też, bo Polska prawie nigdy z niej nie wychodzi. 

Zobacz wideo

To historyczna chwila dla polskiej piłki. Żadnego z polskich piłkarzy nie było jeszcze na świecie, gdy reprezentacja ostatni raz wyszła z mundialowej grupy. W środę, tuż północą czasu katarskiego, spełniły się ich marzenia. Najpierw cieszyli się Argentyńczycy, którzy wygrali grupę, później Polacy, gdy Arabia Saudyjska strzeliła kontaktowego gola i jeszcze raz Polacy, gdy nadeszły wieści z Lusail: koniec meczu, 2:1, Polska zajmuje drugie miejsce. Płakał Bartosz Bereszyński, płakali kibice - młodzi i starsi. Chwilo trwaj!

Zamiast meczu o honor - mecz o marzenia

Trzeciemu meczowi - w przypadku Polski zwykle o honor - w Katarze trzeba było wymyślić nowe określenie. To był mecz o spełnienie marzeń: piłkarzy, kibiców, trenerów, komentatorów. Cel - po 36 latach mundialowych smutków, awantur, rozczarowań - był na wyciągnięcie ręki. Rozpalone jupitery, skoncentrowana uwaga świata, wibrujący od hałasu stadion, tańczący ostatni taniec Leo Messi, zestawiany z nim Robert Lewandowski, naprzeciwko Argentyna z dwoma mistrzostwami w historii, po latach znów stawiana w roli faworyta… Jeżeli reprezentanci Polski mieli w dzieciństwie bujną wyobraźnię, marzyli właśnie o takiej chwili.

Przed meczem spotkaliśmy grupę polskich kibiców i zapytaliśmy ich, który moment tego mundialu ucieszył ich najbardziej. Powiedzieli zgodnie: obrona rzutu karnego przez Szczęsnego. Złożenie tych dwóch interwencji - najpierw odbicie strzału Salema Al Dawsariego, później obrona dobitki, przebiło gole Lewandowskiego i Zielińskiego. Teraz dostali nowy moment do ekscytacji i wspomnień. Oto Szczęsny obronił drugiego karnego z rzędu, zatrzymał Messiego i jeszcze zapozował z cwaniackim uśmiechem. I już wtedy była to arcyważna interwencja, ale jej waga rosła z każdą kolejną minutą. Po przerwie, gdy gola strzelił Alexis Mac Allister, a jednocześnie Meksyk wbił Arabii Saudyjskiej dwa gole, cała Polska drżała. W 67. minucie poprawił Julian Alvarez, a Argentyna nie chciała zwolnić.

Po przerwie ten mecz wyraźnie wymknął się Polakom spod kontroli. Mieli ją w pierwszej połowie, było widać, w jaki sposób chcą bronić, na co nie chcą Argentyńczykom pozwolić, a na co się zgadzają. Zagęszczali środek pola, zostawiali miejsce na skrzydłach. Bronili agresywnie, co pozwalało zapobiegać groźnym sytuacjom. Znów wątpliwy był rzut karny odgwizdany po uderzeniu Szczęsnego w twarz Messiego. Ale on ponownie był bez konsekwencji. Gol tuż po przerwie kompletnie zdezorientował Polaków. Stanęli w rozkroku między atakiem a obroną. W konsekwencji zawodzili pod obiema bramkami. Polska nie oddała w tym meczu celnego strzału, nie stworzyła też żadnej groźnej sytuacji. Na za dużo pozwalała Argentyńczykom. Nie zagrała dobrego meczu, ale będzie miała szansę się poprawć. I tego nie sposób nie docenić.

Wszystko dobrze się skończyło. Kosztowało mnóstwo emocji, ale czy nie o zwroty akcji chodzi w piłce? Czy nie tego potrzebowaliśmy, kończąc kolejne mundiale meczami o honor? Czy ktoś będzie pamiętał tę drugą połowę? Każdy kibic będzie pamiętał ten awans. I stres, który ściskał żołądek przez blisko dwie godziny. I radość na koniec. Niesłychaną. Czeka Francja. Porażka okazała się przepustką. Mecz został przegrany, ale marzenia udało się spełnić.

Więcej o: