Afera wokół kadry? Staliśmy dwa metry od Michniewicza. Nie wszystko się nagrało

Bartłomiej Kubiak
- Nie zamieniam wody w wino - powiedział po meczu z Meksykiem Czesław Michniewicz i pewne w tych słowach jest tylko to, że cudotwórcą nie jest. Wątpliwości pojawiają się odnośnie ich znaczenia: to nieopatrzna krytyka piłkarzy czy żart z dziennikarzy? Media dopytują, trener kontruje, zrobiło się nerwowo - pisze Bartłomiej Kubiak, korespondent Sport.pl w Katarze.

W pierwszych dniach mundialu dziwiliśmy się, widząc, co dzieje się na konferencjach prasowych Meksyku - nerwy, pretensje, słowne potyczki trenera i piłkarzy z dziennikarzami, rozmowy ciągle podniesionym tonem. U nas, w porównaniu z tym, co działo się u grupowych rywali, była sielanka. Sytuacja się jednak zmieniła - po bezbramkowym remisie z Meksykiem, po którym zadowolenie z punktu wymieszało się z niedosytem po zmarnowanym karnym Roberta Lewandowskiego oraz niezadowoleniem z kiepskiego stylu gry, zrobiło się nerwowo.

Zobacz wideo Borek aż złapał się za głowę. Tego nie było widać w TV. Kulisy meczu Polska-Meksyk

W środę po treningu wyrównawczym dla piłkarzy, którzy zagrali niewiele albo w ogóle nie wstali z ławki w meczu z Meksykiem, Czesław Michniewicz podszedł do dziennikarzy na zaimprowizowany briefing i stanął dwa metry od nas. Momentami odpowiadał na pytania, momentami dyskutował, momentami kontrował i sam zadawał pytania. W pewnym momencie stwierdził: - Czy myślicie, że jest taki trener, który w trzy dni nauczy albo oduczy kogoś grać w piłkę, albo w tenisa? No, nie ma takiej możliwości. No ludzie... Ja nie zamieniam wody w wino. Chociaż tu by się przydało i bym was też poczęstował. 

Cytat rozlał się po mediach. I był interpretowany na różne sposoby - "ja nie zamieniam wody w wino" odbierano jako stwierdzenie mówiące o tym, że ze słabych piłkarzy nie da się zmienić w dobrych, ale też jako żart i "michniewiczowskie" rozweselenie przedstawicieli mediów. 

Michniewicz do dziennikarzy: Wszystko jest nagrane. To są bzdury

W czwartek dziennikarze wrócili do tych słów podczas konferencji prasowej. - Przez niektórych pańskie słowa zostały odebrane jako obraz arogancji i buty, a przez innych jako przejaw pomeczowego albo przedmeczowego stresu. Czy to dobrze, że atmosfera wokół kadry podgrzała się po pana słowach czy uważa pan je za niepotrzebne? - zapytał selekcjonera jeden z dziennikarzy już na samym początku. 

Michniewicz najpierw się uśmiechnął, po chwili przywitał i od razu dodał, że nie wie, o jakie słowa chodzi. - Mówię o tym, że pytał pan w środę dziennikarzy o to, jaki mógłby być bardziej ofensywny skład na Meksyk, gdzie było miejsce dla Krystiana Bielika i inne tego typu wypowiedzi, których być może ton został odebrany przez ludzi w taki, a nie inny sposób - doprecyzował dziennikarz. 

Michniewicz wtedy odpowiedział: - To, że w środę miałem okazję i chęć porozmawiać z wami, wynikało tylko z tego, że po treningu widziałem, że stoicie na słońcu i nie było na ten dzień zaplanowanej żadnej innej aktywności medialnej. Podszedłem do was, przywitałem się i zapytałem, jak sobie radzicie bez alkoholu. Jedni powiedzieli, że dobrze, drudzy - że ciężko. Więc dodałem, że niestety nie zamieniam wody w wino. Dziś mogę przeczytać w mediach, że ja uważam, iż mamy słabych piłkarzy, bo nie zamieniam wody w wino. Ale wszystko jest nagrane. Każdy sobie może odtworzyć tę rozmowę i zobaczyć, kto ma jakie intencje, że to są bzdury - wzburzył się Michniewicz. 

Problem w tym, że nie wszystko jest nagrane, bo selekcjoner o alkoholu mówił też wcześniej i później, kiedy w swoim stylu zaczepiał dziennikarzy i kiedy kamery nie były włączone. 

"Macie problem bez tego alkoholu, co?" 

Michniewicz to jeden z niewielu trenerów, który po udzieleniu odpowiedzi czeka na kolejne pytania. Jest otwarty, potrafi opowiadać o futbolu długo, ciekawie i merytorycznie, a przy tym żartować. Z siebie, ale też z dziennikarzy. Tak właśnie było na środowym treningu kadry w Katarze. - Brakuje wam alkoholu, co? Choćbym chciał, nic na to nie poradzę, przykro mi - rzucił Michniewicz, a później ten alkohol przewijał także w dalszej części dyskusji. Już nagrywanej przez kamery. - Macie problem bez tego alkoholu, co? Czuję, że jakiś kompocik tutaj pędzicie. Przyznajcie się - żartował selekcjoner w obecności wszystkich dziennikarzy. 

Te żarty były już na nagraniu, gdzie selekcjoner później połączył dwa wątki. Zaczęło się od jego kontry, bo chwilę wcześniej jeden z dziennikarzy zapytał Michniewicza, jak ocenia w naszym wykonaniu stałe fragmenty gry, czyli coś, co przez kilka dni można wypracować, ale w meczu z Meksykiem nie stwarzaliśmy z nich praktycznie żadnego zagrożenia. - Gdy ty się budzisz, to chyba od razu masz musztardę w buzi i to dlatego jesteś taki zgorzkniały. Coś cię cieszy w życiu, czy nie? - pytał Michniewicz. 

Z jednej strony było to odbierane w konwencji żartu, na wesoło, z uśmiechem. Ale z drugiej strony środowa rozmowa z selekcjonerem była też chaotyczna - w tłumie, nad głową latały samoloty, nie wszystko było słychać. Ten zrozumiał tak, a ten inaczej. Teraz Michniewicz twierdzi, że niektórzy źle odczytali jego intencje, ale trudno się u nich dopatrzyć złej woli, bo selekcjoner w jednym momencie mówił o piłkarzach i stałych fragmentach, a w kolejnym zdaniu wrócił do alkoholu i do wina, a w to wszystko jeszcze wplątał wątek tenisa. 

- Ktoś z was gra w tenisa czy nie? No właśnie, tak myślałem. Na WF nie chodzicie, w tenisa nie gracie i jeszcze za darmo podróżujecie - odpowiedział sobie sam selekcjoner. 

I od razu mówił dalej: - Czy myślicie, że jest taki trener, który w trzy dni nauczy albo oduczy kogoś grać w piłkę, albo w tenisa? No, nie ma takiej możliwości. No ludzie... Ja nie zamieniam wody w wino. Chociaż tu by się przydało i bym was też poczęstował - selekcjoner szeroko rozłożył ręce, dziennikarze się pośmiali i po chwili spoważniał. Sam po tym wtręcie wrócił do odpowiedzi na pytanie o stałe fragmenty gry. - Ćwiczyliśmy je, "Lewy" miał sytuację w pierwszej połowie, kiedy trafił rywala na dalszym słupku w głowę, po czym mieliśmy jeszcze jeden rzut rożny. Oczywiście brakowało precyzyjnych dograń. Ze dwa, trzy razy można było to zrobić lepiej. Żałuję, bo rogów ile mieliśmy, ktoś policzył? - pytał znowu dziennikarzy. - Siedem - usłyszał Michniewicz i znowu rzucił żartem: - A nie 711? 

"Chcecie być na mundialu dłużej czy krócej?"

I to jest właśnie styl Michniewicza. Jest w nim miejsce na merytoryczną dyskusję, taktyczne smaczki i niuanse, ale są też luz i żarty, często sytuacyjne, jak ten o rożnych. Środowa rozmowa przebiegała właśnie w tym stylu. Fakt: jej ton był dość zaczepny, bo momentami przypominał strzelanie z karabinu. Pytanie i od razu riposta. Ale selekcjoner oprócz tego wytłumaczył wiele spraw, żegnał dziennikarzy szerokim uśmiechem. - Już chyba wszystko wiecie, co? - zapytał po blisko 20 minutach rozmowy. I na odchodne jeszcze rzucił: - Więcej entuzjazmu i wiary w narodzie. Wytrzymajcie jeszcze tydzień. 

W czwartek, gdy udało nam się porozmawiać z Michniewiczem podczas otwartego przez kwadrans dla mediów treningu, wcale nie był w aż tak złym nastroju, jak wielu się może wydawać po przeczytaniu relacji z konferencji. - Może i nawet otworzyłbym dla was trening w całości, ale będziemy mieć gierkę taktyczną. Później ją opiszecie i nadinterpretujecie jak wczoraj moje słowa. Niepotrzebne to nikomu - tłumaczył selekcjoner. 

I pożegnał nas retorycznym pytaniem. Nie w zaczepnym tonie, a raczej z troską i nadzieją, że wszystkim z polskiej delegacji w Katarze zależy na tym samym: - Chcecie być na mundialu dłużej czy krócej?

Więcej o: