"Laga na Lewandowskiego"? To nie jest to, co potrafimy. Bolesna weryfikacja ekstremalnego planu na Meksyk

Michał Zachodny
W meczu z Meksykiem Polacy narzucili coś tak bardzo ekstremalnego w sposobie grania, że sami wyglądali niepewnie, pasywnie i po prostu słabo. Wbrew powszechnemu wyobrażeniu dalekie podania i walka w powietrzu to nie jest coś, co potrafimy. Czesław Michniewicz mówi, że nie nauczy piłkarzy w trzy dni grać w piłkę, a starał się właśnie to zrobić, tylko w odwrotnym kierunku - pisze Michał Zachodny, komentator Viaplay oraz autor książki "Polska Myśl Szkoleniowa".

Zapytajcie jakiegokolwiek polskiego piłkarza, który zetknął się z rodzimą myślą szkoleniową, o to, czy choć raz w trakcie swojej kariery usłyszał od trenerów lub działaczy, że czegoś „nie da się zrobić" - w 99 proc. przypadków usłyszycie odpowiedź twierdzącą. Szukanie sobie wymówek, powodów do zaniechania i negowanie własnych możliwości, zanim tak na dobre sprawdzi się konkretny pomysł, pozostaje grzechem głównym naszego futbolu.

Zobacz wideo Zmiana składu? Thomas Mueller reprezentacji Polski ma pomóc Lewandowskiemu

Właśnie o takim „niedasizmie" pisał Piotr Stankiewicz w książce „21 polskich grzechów głównych" i to warto przytoczyć, odnieść do naszego futbolu. „Z punktu widzenia niedasizmu optymizm, przebojowość i wiara w sens zmiany na lepsze są naiwnością. Są zabawką dla młodych, którzy wciąż bawią się w piasku i nie wiedzą jeszcze, że ostateczna i najgłębsza prawda o prawdziwym życiu w Polsce to konieczność pogodzenia się z tym, że się nie da. (…) Niedasizm, jak i wszelkie inne zło dnia dzisiejszego, uwielbiamy oczywiście uzasadniać przeszłością. (…) Wszystko jest dla nas usprawiedliwieniem, a  nasza historia jest samospełnioną przepowiednią niedasizmu. Patrzymy na nią po niedasistowsku, szukamy w niej przede wszystkim wymówki, używamy jej jako dowodu, że się nie da" – pisał autor.

Jeśli chodzi o piłkarskie boisko, to w ostatnim tygodniu dołożyliśmy sobie nowe ograniczenie. Nie tylko od selekcjonera, lecz także od samych piłkarzy usłyszeliśmy, że my grać w piłkę nie umiemy. Precyzując - mówią o tym głównie zawodnicy defensywni, gdy ofensywni, głosem Roberta Lewandowskiego już po remisie z Meksykiem, proszą o większą równowagę i odwagę w tych rzadkich momentach, gdy atakujemy.

Zresztą sprzecznych sygnałów jest więcej, bo przecież dzień po spotkaniu z Meksykiem Czesław Michniewicz wskazywał, że nie mógł wystawić składu bardziej ofensywnego, tymczasem gra Biało-Czerwonych od przeciętnego wyobrażenia o atakowaniu zdecydowanie odstawała. Z czterech najczęściej podejmujących się dryblingu zawodników kadry tylko Sebastiana Szymańskiego można określić mianem ofensywnego. Lewandowski więcej kontaktów z piłką zaliczył we własnej strefie obrony niż w polu karnym przeciwnika. Piotr Zieliński skierował ledwie jedno dokładne podanie w tercję ataku.

Było to częścią planu. Nie było naszym celem dryblować, rozgrywać akcji krótko i od własnej bramki - stąd Wojciech Szczęsny wykonywał średnio najdłuższe podania ze wszystkich bramkarzy na mundialu - ale walczyć. Bo walczyć, zdawało się, potrafimy. Lewandowski miał rywalizować w powietrzu z obrońcami Meksyku i przebijać piłkę na wolną przestrzeń lub do podchodzących pomocników, którzy mieliby okazać się szybszymi od rywali w jej zebraniu. Następnie ich zadaniem byłoby wykonanie prostopadłego podania do wbiegających z głębi pola skrzydłowych. Przypomnijcie sobie akcję, która przyniosła gola Zielińskiego przeciwko Holandii w zremisowanym 2:2 meczu w Rotterdamie – z Meksykiem gra ofensywna miała opierać się na podobnych zasadach.

O tym planie wiemy, mówili o nim selekcjoner oraz piłkarze, więc wypada to zweryfikować. Boleśnie. Prawda jest taka, że z Meksykiem zagraliśmy sposobem, którym grać nie umiemy.

Problemem nie jest wykonanie długiego zagrania, bo większość z takich podań Szczęsnego było dokładnych, a Lewandowski wygrał aż 12 z 18 stoczonych w powietrzu pojedynków. Lecz tu zaczynał się problem. Michniewicz, zapewniając, że nie jest cudotwórcą i nie nauczy piłkarzy w trzy dni grać w piłkę, starał się właśnie dokładnie to zrobić - piłkarzy ofensywnych wyedukować w zupełnie innym kierunku, niż oni znają ze swoich klubów.

Lewandowski jest najlepszym tego przykładem. Od początku mistrzostw świata w Rosji – a to około 250 spotkań we wszystkich rozgrywkach – nie zaliczył tylu pojedynków w powietrzu, co przeciwko Meksykowi. W tym sezonie jego rekordem było 14 starć z obrońcami Interu, w Bayernie najwyższy wynik zaliczył przeciwko Liverpoolowi w 2019 roku, z Bayerem Leverkusen w Bundeslidze zdarzyło się, że wygrał ich 10.

Najwyższy wynik w reprezentacji w tym okresie przypadł na mecz ze Szwecją, który kończył udział Polski w Euro 2020 – to było 16 pojedynków w powietrzu. Jednak jest znacząca różnica - wówczas Lewandowski aż siedmiu podjął się w polu karnym rywala, gdy Biało-Czerwoni atakowali, szukając kolejnych goli. W Katarze pojedynków w powietrzu, które mogły prowadzić do strzału, do zdobycia bramki, miał zaledwie dwa. Nic dziwnego, skoro aż 44 proc. podań, które trafiały do Lewandowskiego, wykonywał właśnie Szczęsny. To była druga najczęściej zachodząca "kombinacja", "współpraca" w zespole.

Robert Lewandowski i jego pojedynki w powietrzuRobert Lewandowski i jego pojedynki w powietrzu Michał Zachodny

Skoro nie był to styl dla Lewandowskiego, ale mimo wszystko był on w tych pojedynkach skuteczny – wygrał dwie trzecie starć w powietrzu całej naszej drużyny, sam był skuteczniejszy od reprezentacji Arabii Saudyjskiej, Australii, Iranu i Anglii – to może wina za niepowodzenie leżała po stronie tych, którzy mieli go wspierać?

Wystarczy przejrzeć właśnie te pojedynki Lewandowskiego, by dojść do wniosku, że napastnik nie otrzymywał właściwego wsparcia. Nawet gdy wygrywał w powietrzu, to największą korzyścią było przeniesienie akcji na połowę rywali, a w zasadzie – rozpoczęcie jej od stałego fragmentu daleko od bramki (trzy faule), albo wyrzutem z autu (trzykrotnie). Zieliński i Szymański zebrali tylko dwie niczyje piłki na połowie Meksykanów. Para skrzydłowych ze składu wyjściowego – Jakub Kamiński i Nicola Zalewski – zaliczyli taki sam wynik, grający po przerwie Przemysław Frankowski dorzucił tylko jedno takie zdarzenie. Dopiero gdy na boisku pojawił się Arkadiusz Milik, doszło do sytuacji, gdy między liniami piłkę mógł opanować drugi z napastników. Nie było jednak z tego żadnego zagrożenia, ani razu Guilhermo Ochoa nie musiał mierzyć się z polskim piłkarzem biegnącym sam na sam, jego obrona nie cofała się we własne pole karne w popłochu.

Sytuacja z meczu Polska - MeksykSytuacja z meczu Polska - Meksyk Screen z transmisji telewizyjnej

Problem polega na tym, że od środkowych pomocników oraz skrzydłowych nie wymaga się tego w ich klubach. Zieliński w Napoli nie spędza czasu na boisku obserwując, jak piłka przelatuje nad jego głową, nie spekuluje przyspieszając w stronę napastnika, by wyprzedzić rywala i odzyskać posiadanie. W takiej wewnątrz drużynowej klasyfikacji jest dziewięciu innych piłkarzy.

Szymański to inny profil zawodnika, który gra też w zespole bardziej nastawionym na wysoki pressing. Jego trener z Feyenoordu, Arne Slot, powtarza, że futbol ofensywny dla niego zaczyna się w momencie, gdy jego zespół musi odzyskać posiadanie piłki. I w takich zachowaniach Polak radzi sobie niemal najlepiej w zespole, także na połowie przeciwnika. W zebranych drugich piłkach jest dopiero ósmy.

Kamiński i Zalewski również występują w drużynach, które nie prezentują tak bezpośredniego, "staroangielskiego" stylu gry. Najbliżej jest tego piłkarz Wolfsburga i może dlatego on był w tym meczu najbardziej aktywny (69 wykonanych sprintów), on też w ciemno ruszył do zagrania Lewandowskiego na samym początku spotkania, gdy Polacy wyprowadzili jedną z nielicznych kontr. Przynajmniej był z tego rzut rożny. Nie powinno zatem dziwić to, że w całym meczu Polacy zebrali 12 drugich piłek na połowie Meksykan, a rywale na Biało-Czerwonych – 20. Udawało im się to częściej, choć nie prezentowali podobnego stylu gry.

Wspomnieni ofensywni pomocnicy reprezentacji Polski występują również w drużynach, których nie definiuje to, czego nie potrafią indywidualnie czy kolektywnie. Grają na takim poziomie, na którym nie walczy się o piłkę w powietrzu, a jeśli już, to w wysokim, zorganizowanym pressingu. Może nie dziwić więc to, że właśnie po takim grupowym działaniu udało się zmusić spanikowanych Meksykanów do błędu oraz faulu we własnym polu karnym. Dlatego też Lewandowski żałował, że Biało-Czerwoni nie próbowali tego typu doskoków częściej. Nie zawsze, ale częściej.

W meczu otwarcia reprezentacji Polski były aż 54 pojedynki w powietrzu, czyli o 20 więcej, niż w meczu ligi hiszpańskiej. Więcej nawet niż w Serie A (37), Bundeslidze (45), przebito także średni mecz Ekstraklasy (42). Na trwającym mundialu tylko w starciu Senegalu z Holandią było takich zdarzeń więcej (56), ale średni wynik mistrzostw jest zdecydowanie niższy (po dziesięciu spotkaniach – 40). Biało-Czerwoni chcieli wytrącić Meksyk z rytmu, wypchnąć rywali z ich strefy komfortu i stylu, lecz narzucili coś tak bardzo ekstremalnego w sposobie grania, że sami wyglądali niepewnie, pasywnie i po prostu słabo. Nie sugerując niczego selekcjonerowi – to on najlepiej zna potencjał składu, mówił, że w niecały rok wraz ze sztabem obejrzał kilkaset meczów piłkarzy – można zastanowić się, czy na pewno długa piłka na Lewandowskiego to to, co Polak potrafi i czym chce się światu pochwalić.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.