Cała sala aż jęknęła. Bramkarz Arabii łapał się za głowę. Wstrząsające obrazki

Leo Messi oklaskiwany był na stojąco, kiedy w 10. minucie wykorzystał rzut karny. Ale później był jeszcze głośniejszy wrzask, bo kiedy Arabia Saudyjska po przerwie strzeliła dwa gole, nastroje zaczęły się zmieniać. Wśród kibiców, dziennikarzy i wolontariuszy, którzy oglądali ten mecz na "Wirtualnym Stadionie" w głównym centrum prasowym na obrzeżach Dohy.

W wielkiej sali kinowej jest około stu osób. Na samym dole jeden wielki ekran, po bokach dwa mniejsze. Z jednej strony obraz zza jednej z bramek, z drugiej - z góry boiska. Zupełnie jak w Football Managerze. Czesławowi Michniewiczowi, który słynie z zamiłowania do taktyki, na pewno by się tu spodobało. Tak samo, jak nam, bo we wtorek - kilka godzin przed meczem Polski z Meksykiem - oglądaliśmy spotkanie Argentyny z Arabią na "Wirtualnym Stadionie". To atrakcja przygotowana dla dziennikarzy przez Katarczyków.

Zobacz wideo Gruz, baraki, wstrząsające warunki dla pracowników. Wodopój jak dla zwierząt

Kino, a w zasadzie dwa kina, bo "Wirtualny Stadion" podzielony jest na dwie sale, znajduje się w Qatar National Convention Centre. To gigantyczny budynek zaprojektowany przez japońskiego architekta Aratę Isozakiego. Z zewnątrz podtrzymujące go kolumny nawiązują do Sidrat al-Muntaha - świętego islamskiego drzewa wyznaczającego granicę siódmego nieba, której nikt już nie może przekroczyć.

Główne centrum prasowe na MŚ 2022Główne centrum prasowe na MŚ 2022 Bartłomiej Kubiak/Sport.pl

To arcydzieło sztuki powstało w 2011 roku, czyli na długo przed mistrzostwami. Teraz to serce turnieju, bo w Qatar National Convention Centre obywają się wszystkie przedmeczowe aktywności. A oprócz tego są inne atrakcje. Choćby właśnie "Wirtualny Stadion", gdzie można poczuć się jak na prawdziwym stadionie. Słychać dobrze każde kopnięcie piłki czy migawki fotoreporterów. Te strzelają jedna po drugiej już w 7. minucie, kiedy do piłki podchodzi Leo Messi. A jeszcze głośniej w 10., kiedy sędzia dyktuje rzut karny, a Messi wyprowadza Argentynę na prowadzenie.

"Ja też jestem kibicem Argentyny"

Na sali rozlegają się wtedy pierwsze brawa. Kolejne - w 21. minucie. Messi znowu trafia do bramki, ale gol nie zostaje uznany. Jest spalony. Jeden z trzech w pierwszej połowie dla Argentyny. Kiedy w 35. minucie Lautaro Martinez po raz drugi zostaje złapany na ofsajdzie, na sali słychać pomruk rozczaorowania. I choć nie widzimy nikogo w koszulce Argentyny, a na sali siedzi sporo Hindusów, Latynosów, Azjatów i Katarczyków, to zdecydowana większość kibicuje Argentynie. Ale do czasu...

Argentyna to w ogóle chyba najpopularniejsza reprezentacja w całym Katarze. A przynajmniej wydaje się najliczniejsza, co doskonale było widać w sobotę - w ogromnej strefie kibica w centrum Dohy, która zdominowana została przez kibiców w pasiastych biało-niebieskich koszulkach. - Ja też jestem kibicem Argentyny - mówi Amir z Bangladeszu, z którym jedziemy taksówką i który na dachu swojego suzuki ma przyczepioną niewielką flagę w barwach Albicelestes.

Messi tylko spuścił głowę, a sala aż jęknęła

Jest początek drugiej połowy, wracamy na swoje miejsca. W 48. minucie Arabia doprowadza do remisu, w 53. prowadzi 2:1. Cała sala jest zaskoczona. Ale wtedy ożywia się trzech miejscowych wolontariuszy, którzy siedzą przed nami. Są z Indonezji, przyjechali tu specjalnie na mundial, kibicują Katarowi, ale też Arabii, co też w końcu doskonale widać i słychać, bo z każdą kolejną udaną akcją Saudyjczyków ekscytują się coraz bardziej.

Dołączają do nich kolejni widzowie. Wciąż przychodzą nowi wolontariusze, ale nawet ci, którzy śledzą mecz od początku - jak irańscy dziennikarze, którzy siedzą za nami - też zaczynają ściskać kciuki bardziej za Arabię. - I dobrze, niech się dzieje - rzucają do siebie.

Kiedy w 69. minucie Messi traci piłkę pod polem karnym, wszyscy biją brawa. Realizator po chwili pokazuje kapitana Argentyny na bliskim planie, który najpierw patrzy w niebo, a po chwili spuszcza głowę. Nastroje w sali kinowej zaczynają się zmieniać. Gdy w doliczonym czasie Messi traci piłkę w polu karnym, bramkarz Arabii aż łapie się za głowę, a kibice na "Wirtualnym Stadionie" krzyczą. Zdecydowana większość z zachwytu, ale niewielka część jest rozczarowana. Jak Messi, który też jest zrezygnowany i przygnębiony. Ale ma powody, bo Argentyna - główny faworyt do wygrania mundialu - w meczu otwarcia sensacyjnie przegrywa z Arabią 1:2.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.