Selekcjoner wyszedł do łazienki i się zaczęło. Katastrofa. "Michniewicz nie powinien"

- Jak prezes PZPN-u przyszedł z premierem Marcinkiewiczem do szatni, to ja akurat byłem w toalecie. Wróciłem i nie rozumiałem, co się dzieje - mówi Paweł Janas. Były selekcjoner reprezentacji Polski wspomina, jak jego kadra zaczęła mundial w 2006 roku i ma nadzieję, że drużyna prowadzona przez Czesława Michniewicza wejdzie w mistrzostwa inaczej.

We wtorek o godzinie 17.00 Polska zagra swój pierwszy na MŚ Katar 2022. Rywalem naszej reprezentacji będzie Meksyk. O tym meczu, o kadrze Czesława Michniewicza i o poprzednich, nieudanych dla Polski mundialach, rozmawiamy z Pawłem Janasem. To były piłkarz kadry, który na MŚ 1982 zajął z nią trzecie miejsce. I były trener, który wprowadził Polskę na MŚ 2006, ale w turnieju finałowym sukcesu już nie odniósł.

Zobacz wideo Katar. W tych miejscach mieszkają i trenują polscy piłkarze

Łukasz Jachimiak: Zaczęło się czy dopiero się zacznie? Oczywiście pytam, jak mocno przeżywa pan mundial.

Paweł Janas: Zdecydowanie dopiero się zacznie, od naszego pierwszego meczu. I wierzę, że się zaraz nie skończy. Nie odkryję Ameryki, mówiąc, że pierwszy mecz jest najważniejszy. I że ten z Meksykiem będzie trudny.

Jakiego meczu się pan spodziewa? Z Polską cofniętą, skupioną na defensywie i wyczekującą na swoją szansę?

- Może tak być, że Meksykanie nas przycisną i będziemy grali z kontry. Mam nadzieję, że z powodzeniem, bo z przodu mamy kilku dobrych chłopaków. Ale ja tylko zgaduję, a to trener Michniewicz ma przygotowaną taktykę. A może wcale nie będziemy oddawać inicjatywy? Meksyk to jest dobry zespół, gra fajnie, ale na mundial weszli z eliminacji, które nie są najtrudniejsze, a kilka słabszych meczów w tej strefie CONCACAF zagrali. Wolałbym, żebyśmy się za mocno nie bronili, bo najbardziej się martwię właśnie o naszą defensywę. Mamy tam piłkarzy po kontuzjach i takich, którzy mało grali w swoich klubach. Dobrze, że w ostatnim sparingu z Chile Czesiu dał zagrać Glikowi i Bednarkowi, ale mimo to oni nie są w rytmie meczowym.

Jakie ma pan odczucia po meczu z Chile? Jest pan w gronie tych, którzy mówią "wygraliśmy, ale dużo mówi to, że mieliśmy tylko 26 proc. posiadania piłki" czy raczej uważa pan, że nie warto wyciągać daleko idących wniosków?

- Przede wszystkim z Chile nie zagraliśmy pierwszym składem. To był tylko mecz przygotowawczy. Jak ten ze Szkocją, który graliśmy wiosną, kilka dni przed barażem ze Szwecją o awans na mistrzostwa. W Glasgow wyglądaliśmy średnio, ale w Chorzowie pewnie pokonaliśmy Szwedów. Plan Czesia zadziałał. Miejmy nadzieję, że teraz wszystko się podobnie ułoży.

W przerwie meczu z Chile Grzegorz Krychowiak powiedział do kolegów w szatni: "Panowie, solidna pierwsza połowa, kontynuujemy tak samo", a po meczu przed kamerą TVP Sport dodał: "Nie oczekujcie od nas, że będziemy pięknie grać w piłkę.". Chyba mamy podpowiedź, jak nastawionej Polski spodziewać się w meczu z Meksykiem.

- Jeżeli to ma przynieść zwycięstwo, to można tak grać. Grekom się to kiedyś bardzo opłaciło. Byłem na Euro 2004 i widziałem, jak sensacyjnie zdobyli tytuł, trzymając się swojego planu. Już wtedy byłem trenerem kadry i obserwowałem m.in. Anglików, czyli naszych rywali w eliminacjach MŚ 2006 i ogólnie śledziłem trendy. Wiem, że Czesiu Michniewicz ma szczegółowo rozpracowanych rywali, ma pomysły i chyba nikt by się nie obraził, gdyby to wszystko zadziałało, nawet jeśli nie gralibyśmy pięknej piłki? Dla nas naprawdę najważniejszy jest wynik. Przecież my nie wyszliśmy z mundialowej grupy od czasów, gdy trenerem był Antoni Piechniczek. Minął szmat czasu, odkąd wygraliśmy na mistrzostwach świata jakiś ważny mecz.

Od zwycięstwa nad Portugalią na MŚ 1986 minęło 36 lat. Żadnego z obecnych kadrowiczów nie było wtedy na świecie. Oni wszyscy znają tylko zwycięstwa Polski w meczach o honor.

- Zgadza się, tak było w 2002 roku w ostatnim meczu z USA, tak było w 2006 roku za mojej kadencji, gdy wygraliśmy tylko z Kostaryką i tak samo było za Adama Nawałki, który wygrał tylko na koniec z Japonią. Kiedyś czekaliśmy 16 lat na awans na mundial, a teraz jeszcze dłużej czekamy na jakiś sukces. Wyjście z grupy to od lat jest nasze życzenie i bardzo by się chciało, żeby ono się wreszcie spełniło. Pora je spełnić. Liczę, że Czesiu Michniewicz będzie miał też trochę farta. Wyniki za nim stoją, zdobywał już mistrzostwa Polski, miał sukcesy w europejskich pucharach i z reprezentacją młodzieżową, liczmy, że i teraz sobie poradzi. Bardzo bym chciał zobaczyć Polaków w fazie pucharowej. Pięknie by było, gdyby nam pograli na mundialu tak, jak to zrobili na Euro 2016 za Adama Nawałki. Najważniejszy będzie ten pierwszy mecz. Jak wtedy [na Euro 2016 na początek pokonaliśmy Irlandię Północną 1:0].

Z remisu z Meksykiem nie byłby pan zadowolony?

- W 1982 roku zaczęliśmy mundial od remisu, z późniejszym mistrzem, z Włochami [było 0:0]. Turniej skończyliśmy całkiem nieźle [Polska zajęła trzecie miejsce], mimo że w drugim meczu też mieliśmy tylko remis i byliśmy krytykowani [0:0 z Kamerunem]. Okazało się, że na początek wystarczyło, że nie przegrywaliśmy.

Wyobrażam sobie, że po ewentualnym remisie z Meksykiem remis z Arabią Saudyjską nie wzbudziłby w nas zachwytu.

- Z Arabią to chyba sobie poradzimy. Chociaż ciekaw jestem, jak oni wyglądają. Bardzo chętnie zobaczę ich mecz z Argentyną.

Niedawno w ramach przedmundialowych spotkań z były selekcjonerami odwiedził pana Michniewicz. Usłyszał od pana jakąś radę?

- Nie jestem blisko drużyny, nie widzę jej na treningach, więc nawet nie próbowałem wchodzić w takiej kwestie. Ale porozmawialiśmy sobie o atmosferze mistrzostw, o zagrożeniach z zewnątrz, o koncentracji.

Czyli doradził pan Michniewiczowi, żeby nie wpuszczał do szatni żadnego polityka?

- To trzeba mieć takiego prezesa, który tuż przed meczem nie wprowadzi do szatni premiera. Jak przed meczem z Ekwadorem w pierwszej kolejce MŚ 2006 prezes PZPN-u przyszedł z premierem Marcinkiewiczem, to ja akurat byłem w toalecie. Wróciłem i nie rozumiałem, co się dzieje. Zrobiło się zamieszanie, premier i jego ochroniarze zagadywali piłkarzy, zaczęły się żarty, śmiechy i tyle było z koncentracji. Nawet sobie wewnątrz drużyny nie zdążyliśmy powiedzieć kilku ostatnich słów, bo premier i jego ludzie wyszli nam z szatni dopiero w momencie, jak już nas na hymny wołano.

Czyli na wszelki wypadek Michniewicz nie powinien wychodzić do łazienki.

- No lepiej, żeby nie wychodził. Chociaż zdaje się, że premiera ani prezydenta w Katarze nie ma. Nas w trakcie mundialu w Niemczech odwiedził też prezydent. Świętej pamięci Lech Kaczyński przyszedł do naszej szatni razem z małżonką. Ale po meczu, bez ochrony, bez wielkiego zamieszania. To było po meczu z Niemcami. Para prezydencka podziękowała nam wtedy za dobrą walkę i widziałem, że to dla chłopaków było cenne. Tamta sytuacja była zupełnie inna od tej z premierem Marcinkiewiczem.

Więcej o: