Kamil Bortniczuk do Kataru przyleciał w czwartek razem z kadrą Czesława Michniewicza. W towarzystwie myśliwców F-16, które eskortowały rządowy samolot z piłkarzami do polskiej granicy. Wykorzystanie wojskowych maszyn nie wszystkim się spodobało (więcej tutaj). - Uprzedzę wszystkie wasze pytania, te samoloty i tak musiały wylatać swoje godziny. I czy by latały w kółko nad polskim niebem, czy przez chwilę przy polskim rządowym samolocie z naszą kadrą, która wylatywała na mundial, nie generowało to żadnych dodatkowych kosztów - powiedział Bortniczuk, który pojawił się w sobotę na treningu kadry na obiektach Kharaitiyat Sports Club.
Eksorta wywołała duże poruszenie też na pokładzie. Piłkarze, którzy w rządowym samolocie mieli dostęp do internetu, na bieżąco wrzucali zdjęcia i relacje do mediów społecznościowych. - Nie wszyscy wiedzieli o tej eksorcie. Myślę, że dla piłkarzy to też był bardzo fajny sygnał, że odlatując rządowym samolotem z polskimi barwami, eskortują ich inne polskie wojskowe samoloty - dodał minister.
Bortniczuk do Dohy przyleciał na zaproszenie Salaha bin Ghanima Al Alego, czyli swojego odpowiednika, ministra sportu Kataru. W sobotę pojawił się na treningu kadry wraz z delegacją PZPN, na czele z prezesem Cezarym Kuleszą. - To mój pierwszy trening kadry, na którym tutaj jestem - zdradził Bortniczuk, którego przyuważyliśmy w biało-czerwonej koszulce reprezentacji Polski na końcu boiska treningowego.
- Czy przyjdę też jutro? Zobaczymy. Na pewno po meczu z Meksykiem wzywają mnie obowiązki. Ale liczę, że będzie jeszcze okazja, by tu wrócić po fazie grupowej - powiedział nam minister, a po chwili już było wokół niego całe grono dziennikarzy. Nie tylko z Polski, ale także z Meksyku. I rzecznik kadry Jakub Kwiatkowski, który poinformował wszystkich, że właśnie minął kwadrans otwartego treningu i media muszą opuścić boisko.