To nie pech. To skandaliczna decyzja prezesa. PZPN tonie w problemach

Dawid Szymczak
Tydzień do mundialu, a w PZPN nawarstwiają się problemy. Każdy z innej parafii, jeden bardziej dokuczliwy od drugiego, nie każdy zależny od samej federacji. I oby ten pech wymieszany ze złymi decyzjami Cezarego Kuleszy wyczerpał się przed pierwszym meczem z Meksykiem.

Codziennie coś nowego odciąga uwagę kibiców od piłkarskiego boiska. W poniedziałek doniesienia o ustawianiu meczów w niższych ligach, w środę rasistowski skandal w Pucharze Polski, w czwartek sprawa Dominika G. ps. "Grucha", a w piątek - przy narodowym święcie - problem z narodowym stadionem, na którym przez usterkę nie będzie mógł odbyć się mecz z Chile, czyli ostatni przedmundialowy test. Do zgrupowania trzy dni, a problemów do rozwiązania i spraw do wyjaśnienia tylko przybywa. Dobrze, że Czesław Michniewicz nie jest równie przesądny, jak Adam Nawałka, który w Arłamowie w 2018 r. podczas przygotowań do mundialu za zły znak uznał zwykłą letnią burzę. Uniemożliwiła rozegranie wewnętrznego sparingu, ale selekcjoner kręcił nosem przede wszystkim dlatego, że wydawała się nie zwiastować niczego dobrego. Jeśli Michniewicz równie głęboko wierzyłby w złe znaki, mógłby się do Kataru w ogóle nie wybierać.

Zobacz wideo Jak bardzo zaskoczył Michniewicz? "Wprowadził nas wszystkich nieco w maliny"

Co z meczem Polska - Chile? A nierozwiązana pozostaje jeszcze sprawa rasizmu w Pucharze Polski

W piątek okazało się, że Stadion Narodowy nadaje się do zamknięcia. "Podczas standardowego, corocznego przeglądu technicznego konstrukcji stalowej dachu ujawniono wadę jednego z elementów konstrukcji stalowo-linowej" - czytamy w komunikacie PGE Narodowego.

Z najnowocześniejszym stadionem w kraju to nic innego jak pech. Sprawa niezależna od PZPN, ale wymagająca jego błyskawicznej reakcji, zorganizowania wszystkiego naprędce i poinformowania kibiców, gdzie mają przyjechać na mecz, by pożegnać kadrę przed wylotem na mistrzostwa.

Z punktu widzenia samej reprezentacji najwygodniej byłoby przenieść ten mecz na stadion Legii Warszawa, bo to niemal w ogóle nie wpłynęłoby na plany Czesława Michniewicza. Selekcjoner i tak podkreśla, jak mało będzie miał czasu przed wylotem. Przykładowo - Wojciech Szczęsny i Arkadiusz Milik skończą ligowy mecz w niedzielę o 23, a już w poniedziałek popołudniu mają witać się z Michniewiczem i kolegami. Do Warszawy są najwygodniejsze połączenia lotnicze, stąd też w czwartek odleci czarterowy samolot do Kataru. Mało tego, tutaj też Michniewicz umówił sparing z juniorami Legii dla zawodników, którzy w środę nie wystąpią z Chile. Przeniesienie tego spotkania do innego miasta byłoby organizacyjną tragedią.

Żadna też wina PZPN, że w meczu Sandecji Nowy Sącz ze Śląskiem Wrocław w Pucharze Polski kibice rasistowsko zaatakowali piłkarza z Senegalu Maissę Falla. Przypomnijmy: spotkanie zostało przerwane w bulwersujących okolicznościach. Po 120 minutach gry było 2:2 i doszło do konkursu rzutów karnych. Piłkarze Śląska prowadzili w nim już 2:1, a jedenastkę zmarnował Fall. W momencie, gdy podchodził do rzutu karnego, kibice przyjezdnych siedzący za bramką zaczęli wydawać małpie odgłosy i wznosić rasistowskie okrzyki. Fall trafił w słupek. Zaraz potem zawodnicy Sandecji razem z nim zeszli z boiska, a mecz nie został dokończony.

Wciąż nie wiadomo, kto awansował do kolejnej rundy. Jedna i druga drużyna ma podstawy, by domagać się przyznania walkowera. Śląsk sugerował to w swoim oświadczeniu, a argumenty świadczące za walkowerem na korzyść Sandecji przedstawił Jakub Laskowski, prawnik specjalizujący się w prawie sportowym. PZPN wciąż nie zabrał w tej sprawie głosu, choć do skandalu doszło w organizowanych przez niego rozgrywkach Pucharu Polski, którego prestiż był odbudowywany przez lata.

Ale uwagę kibiców od reprezentacji odciąga jeszcze afera match-fixingowa w niższych ligach, gdzie w ostatnim czasie mają być ustawiane mecze. Tym akurat PZPN już się zajął. Skala jest jeszcze nieznana, ale wiadomo, że nie chodzi jedynie o incydenty, a zorganizowane działanie szajki ustawiającej mecze w całej Europie. W tej sprawie działa Adam Gilarski, rzecznik dyscyplinarny federacji, który w rozmowie ze Sport.pl mówił, że niektóre kluby już podejmują działania związane z tym, by rozwiązać umowy z zawodnikami, których podejrzewają o udział w tym procederze. Mowa o najpoważniejszym problemie tego typu od afery z udziałem gangu "Fryzjera". Właściwie codziennie pojawiają się w tej sprawie nowe wątki, podejrzenia i powiązania.

"Grucha" to nie pech, a skandaliczna decyzja prezesa PZPN

O ile wspomniane wyżej problemy spadły na głowę federacji znienacka i bez jej większego wpływu, o tyle kwestia zatrudnienia w roli ochroniarza reprezentacji Dominika G. ps. "Grucha" jest wprost oburzająca. Niesmak budzi też bierność PZPN, który wciąż nie odniósł się do tekstu Szymona Jadczaka, który w WP napisał, że "Grucha" - odpowiadający przede wszystkim za bezpieczeństwo Roberta Lewandowskiego podczas zgrupowań - w przeszłości miał stać na czele jednej z frakcji gangu, która słynęła z propagowania neofaszystowskiej ideologii. I na poparcie swojej hipotezy WP opublikowało m.in. zdjęcia sprzed lat, na których "Grucha" stoi wśród mężczyzn, z których część trzyma ręce w geście hitlerowskiego pozdrowienia. Mało tego, Jadczak dodaje, że w domu ochroniarza reprezentacji Polski podczas policyjnego przeszukania znaleziono różne przedmioty z symboliką faszystowską oraz neofaszystowskie książki.

Przeciwko Dominikowi G. wciąż toczy się postępowanie, a w 2014 r. trafił on na kilka miesięcy do aresztu. "Grupa opanowała m.in. ochronę w klubach i dyskotekach, czerpała też zyski z prostytucji - była powiązana z dwoma białostockimi domami publicznymi. A oprócz tego siała strach i terror na całym Podlasiu" - można przeczytać w akcie oskarżenia, który trafił do sądu w listopadzie 2020 r. A "Grucha" stał na bramce w klubie "Prognozy", który znajdował się w kamienicy należącej do Cezarego Kuleszy. Prezes PZPN w tekście WP zapewnia jednak, że nie wiedział nic o mrocznej przeszłości ochroniarza.

Polscy piłkarze cenią sobie spokój. Niech federacja jak najszybciej o niego zadba

I chociaż od opublikowaniu artykułu minęły dwie doby, a od czasu, gdy Kulesza dowiedział się, że taki tekst powstaje, minęło kilka dni, federacja wciąż nie opublikowała w tej sprawie żadnego oświadczenia. A przede wszystkim, nie podjęła decyzji, która w tej sytuacji wydaje się jedyną słuszną - o zwolnieniu tego pracownika. W czwartek podczas uroczystego ogłoszenia polskiej kadry na mundial rzecznik PZPN został zapytany przez dziennikarza WP, czy "Grucha" będzie dbał o bezpieczeństwo piłkarzy również w Katarze. Według informacji Jadczaka jest on wpisany na delegacyjną listę. Jakub Kwiatkowski odmówił jednak komentarza, tłumacząc, że konferencja jest poświęcona czemuś zupełnie innemu i jest świętem polskiej piłki. 

Święto zostało jednak splamione na życzenie władz PZPN i przez ich bierność. Brak działania jest niewygodny także dla selekcjonera Czesława Michniewicza, który po ogłoszeniu powołań wizytował w różnych telewizjach i był dopytywany o komentarz w sprawie nieswoich błędów. Gdyby PZPN w porę zareagował, tych pytań dałoby się uniknąć, a uwaga polskich kibiców nie byłaby odciągana od futbolowego święta do tak śmierdzących spraw. Byle prezes Kulesza zdążył rozwiązać ten problem do przyjazdu samych piłkarzy. Trudno wyobrazić sobie, by podjeżdżający pod hotel Lewandowski, bogatszy w wiedzę, znów tak serdecznie witał się z "Gruchą". Piłkarze, którzy tak często podkreślają, jak ważny przed wielkim turniejem jest spokój, pewnie też byliby wdzięczny, gdyby federacja o niego zadbała. 

Więcej o: