- Wróciłem tutaj po 27 latach - zaczyna rozmowę Enkeleid Dobi, który od września jest trenerem FK Kukesi. To albański klub piłkarski z siedzibą w mieście Kukes, na północny wschód od Durres, czyli najbardziej rozpoznawalnego albańskiego kurortu nad Adriatykiem, skąd pochodzi Dobi. - To też nie jest tak, że nie bywałem tutaj w ogóle, bo bywałem regularnie. Miałem przez te wszystkie lata kontakt i z Albanią, i z tutejszym futbolem, choć z nim akurat może trochę mniejszy - dodaje 47-letni szkoleniowiec, który w Polsce nie tylko ostatnio trenował Widzew czy KS Polkowice, ale wcześniej też przez wiele lat grał w piłkę - m.in. w Miedzi Legnica, Górniku Zabrze czy przede wszystkim w Zagłębiu Lubin, kiedy poznał swoją żonę, Polkę.
- Pan się pewnie cieszy z tego, że Albania znowu zagra z Polską. A jak to wygląda w kraju? - pytamy. - Nastroje w Albanii są względnie pozytywne, w pierwszym koszyku były naprawdę dobre drużyny - odpowiada Dobi. Dość dyplomatycznie, bo w pierwszym koszyku, gdzie trafiła reprezentacja Czesława Michniewicza, nie było żadnej drużyny, która byłaby rozstawiona niżej niż Polska. - Mógłbym powiedzieć, że Polska jest najsłabsza. Ale tak nie powiem. Dlaczego? Bo w futbolu już zatarły się granice. Teraz na boisku naprawdę często decydują detale. Małe rzeczy, a przy tym upór i konsekwencja w działaniu, które też robią różnicę - wskazuje Dobi.
- Czy Albania jest konsekwentna? My potrafimy grać w piłkę. Mamy dobrych piłkarzy. Podejrzewam, że nawet najbardziej zdolne pokolenie w historii. Armando Broja gra w Chelsea, Marash Kumbulla w Romie, Kristjan Asllani w Interze Mediolan. Nie wiem tylko, czy mamy dobrą drużynę. Trochę w to wątpię. Ale to problem, który nie dotyka tylko Albanii, a w ogóle - Bałkanów. Serbia czy Chorwacja zawsze mieli zdolnych piłkarzy, ale nie zawsze ci piłkarze tworzyli drużynę. I wydaje mi się, że my teraz także jesteśmy w tym momencie. Że coś tam u nas w środku jeszcze nie gra - mówi Dobi.
To, że coś nie gra, widać też na boisku. Zero zwycięstw, dwa remisy i dwie porażki. To wyniki Albanii z ostatniej edycji Ligi Narodów. Są rozczarowujące, bo kadra Edoardo Rei była uznawana za faworyta w grupie z Islandią, Izraelem i teoretycznie Rosją, która automatycznie, bez rozegrania żadnego meczu, została sklasyfikowana na ostatnim miejscu w grupie i tym samym spadła do trzeciej dywizji. Od zeszłorocznej porażki 0:1 z Polską w Tiranie, która praktycznie pozbawiła Albanię szans na grę w barażach o mundial, kadra Rei na 10 spotkań wygrała tylko raz - 1:0 z Andorą, w nic już nieznaczącym meczu, który kończył nieudane eliminacje do mundialu.
Mimo to Albania w poprzednich eliminacjach - gdzie co prawda przegrała z Polską oba spotkania: najpierw 1:4 w Warszawie, a później 0:1 w Tiranie - pokazała, że jest zespołem, który potrafi grać w piłkę. Potrafiła pokonać np. dwa razy reprezentację Węgier, ale też w meczach z Polską długimi fragmentami zdominować drużynę Paulo Sousy na PGE Narodowym, a na Air Albania Stadium do straty gola w 77. minucie nie pozwolić Polsce na oddanie żadnego groźnego strzału. - Graliśmy nieźle, ale co z tego? Po tym, jak mecz został przerwany [albańscy kibice rzucali różnymi przedmiotami przede wszystkim w strzelca gola Karola Świderskiego] już nie potrafiliśmy się podnieść i doprowadzić do remisu, który też był przecież wtedy dla nas korzystny - przypomina Dobi.
Selekcjoner Albańczyków po tamtym meczu grzmiał, że przerwanie meczu w Tiranie przez albańskich kibiców było kluczowe. - To był incydent, który nawet nie tyle nam zaszkodził, ile bardzo zaszkodził. Jestem zły, bo po tej przerwie nie było już w nas takiej złości jak wcześniej, po stracie bramki - tłumaczył. - Ja nie popieram oczywiście takich zachowań kibiców, ale powtarzam: wydaje mi się, że problem leży gdzie indziej. Nie chciałbym tutaj teraz zbytnio się mądrzyć, bo nie jestem w środku, ale na zewnątrz wygląda to tak, że potrafimy zagrać super pierwszą połowę, niezłą drugą, ale pod koniec meczu stracić koncentracje, a co za tym idzie: dobry wynik - mówi Dobi.
I wskazuje przykłady: - To nie tylko chodzi o mecz z Polską, ale też o spotkania w tym roku - w Lidze Narodów. Najbardziej bolą dwa ostatnie mecze. I nie dlatego, że to najświeższe wspomnienia, ale dlatego, że to były właśnie mecze, w których traciliśmy punkty w doliczonym czasie. Dosłownie ostatnich sekundach, kiedy Izrael strzelił gola na 2:1, a Islandia na 1:1. Niby remis i porażka, ale oba mecze odebrane zostały przez wszystkich jak porażki - mówi Dobi.
Dla Polski teraz najważniejszy jest mundial. Albania już może myśleć o mistrzostwach Europy, które za dwa lata odbędą się w Niemczech. - Sześć lat temu na turnieju we Francji mieliśmy słabszych piłkarzy, ale lepszą drużynę. Dziś jest odwrotnie, ale zostało jeszcze trochę czasu, by coś z tym zrobić. W Albanii wszyscy na to liczą. Ja też. Choć faworyt do awansu w naszej grupie jest jeden i jest nim Polska. Są też Czechy, które losowane były z drugiego koszyka, ale my też musimy walczyć, bo dziś te różnice w futbolu nie są aż tak duże. To kolektywna gra, gdzie najważniejsze jest zbudować zespół, którym my jeszcze nie jesteśmy. I tu jest problem - kończy Dobi.