Czesław Michniewicz punktuje po Polska - Holandia

Reprezentacja Polski przegrała 0:2 z Holandią w piątej kolejce Ligi Narodów. Po zakończeniu spoktania przed kamerami TVP Sport stanął selekcjoner Czesław Michniewicz. Co oczywiste, nie był zadowolony z przebiegu meczu. Starał się jednak znaleźć pewne pozytywy. - To cały czas jest plac budowy - zaznaczył.

Reprezentacja Polski mocno rozczarowała w czwartkowym meczu Ligi Narodów z Holandią. Nasi rywale zagrali zdecydowanie lepiej i szybko byli w stanie znaleźć drogę do bramki Wojciecha Szczęsnego. Już po 14. minutach prowadzili 1:0. W drugiej połowie przypieczętowali zwycięstwo, zdobywając bramkę na 2:0. Takim też wynikiem zakończył się jeden z ostatnich sprawdzianów Polaków przed mundialem w Katarze. 

Zobacz wideo Poruszony Lewandowski o ukraińskiej opasce: Sam ją lepiłem, sklejałem

Czesław Michniewicz ocenił mecz z Holandią. Nasza strategia posypała się wobec mądrze grających Holendrów

Szczerze trzeba przyznać, że w naszej drużynie nie zawiódł właściwie tylko Wojciech Szczęsny, którego trudno winić o utratę bramek. W obu sytuacjach nie miał za wiele do powiedzenia. Pomysł Czesława Michniewicza na ten mecz nie wypalił. W komentarzach najwięcej mówiło się o słabej postawie Grzegorza Krychowiaka. Wymienić można jeszcze kilka nazwisk, które nie pokazały swojej najwyższej formy

Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl

Po zakończeniu spotkania selekcjoner stanął przed kamerami TVP Sport i ocenił na gorąco to, co wydarzyło się na murawie Stadionu Narodowego. Wytłumaczył, jak wyglądał dzisiaj pomysł na grę przeciwko Holendrom. Pomysł, który zaczął się sypać z uwagi na zagrywki taktyczne Holendrów. Nawet Robert Lewandowski był zdezorientowany. 

- Holendrzy grali w ustawieniu z trójką środkowych obrońców i dwójką wahadłowych, ale w momencie rozegrania przechodzili na czwórkę defensorów. My pressowaliśmy początkowo na trzech, a później zmienili ustawienie i Robert pytał jak pressować, kto ma iść do przodu. Zmieniliśmy system na 3-5-2. Robert był z Zielińskim pierwszymi, którzy skakali do pressingu. Jeden odcinał stopera a drugi skakał do De Jonga. A trzej pozostali pomocnicy, czyli Szymanski, Zieliński i Krychowiak mieli grać, tak jak grać mieli w trójce, czyli pressować bocznych obrońców - opowiedział Michniewicz. 

Plan jednak szybko trzeba było zmodyfikować, a jego pierwszą "ofiarą" został Karol Linetty. Od początku drugiej połowy pomocnika Torino na murawie zastąpił Arkadiusz Milik. Skąd taka decyzja? - Nie chodzi o dyspozycje Linettego w meczu. Żeby przejść na dwóch napastników, trzeba znaleźć zawodnika, którego można zdjąć z boiska. Uznaliśmy ze Karol będzie niepotrzebny, jeśli przejdziemy na dwójkę napastników. To jedyny powód zmiany - wyznał Michniewicz. 

Holendrzy zdominowali spotkanie. Znacznie dłużej utrzymywali się przy piłce, wymieniali więcej podań i prowadzili grę. Selekcjoner znalazł analogię do czerwcowego meczu w Rotterdamie, który zakończył się remisem 2:2. Dzisiaj happy endu jednak nie było. Holendrzy bezlitośnie wykorzystali pasywną grę Polaków. 

- Nie powiem, ze mnie to nie martwi. Spodziewaliśmy się trudnego meczu. W Rotterdamie było podobnie. Też długimi fragmentami biegaliśmy za piłką, dobrze się ustawialiśmy i strzeliliśmy dwie bramki. Dziś mieliśmy identyczną sytuację, oni tak samo, jednak oni skończyli to bramką, a my nie. To, że byli dłużej przy piłce to nic dziwnego. W wygranym 4:1 meczu z Belgią też byli częściej przy piłce - ocenił.

Mimo wszystko selekcjoner widzi pozytyw. "To cały czas jest plac budowy"

Czesław Michniewicz mimo wszystko w tej porażce doszukuje się pozytywów. Za taki uznaje m.in. szansę wspólnej gry tria Bednarek-Glik-Kiwior, którzy pierwszy raz zagrali obok siebie od pierwszej do ostatniej minuty. Być może to oni będą stanowić o sile naszej defensywy na mundialu, dlatego też mecz z Holandią to cenne doświadczenie, choć wynik jest niekorzystny. 

- Wcześniej nie grali ze sobą w jednym ustawieniu. Tych meczów do mistrzostw nie ma wiele, dlatego warto, żeby coć razem zagrali, tym bardziej że Janek nie gra w klubie, ale liczę, że po zgrupowaniu wróci do regularnej gry. Jeśli chcemy grać w takim ustawieniu, wykorzystać atut Zalewskiego, to muszą razem grać. Chciałem, żeby zagrał Reca, ale tak się nie stało. Nie ma Casha, sprawdzaliśmy Frankowskiego. To cały czas jest plac budowy, ale to wynika z tego, ze piłkarze w klubach często grają co trzy dni i musimy być gotowi na urazy - podsumował selekcjoner. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.