Podpytując tu i tam o odsunięcie Macieja Rybusa z kadry, wniosek nasuwa się jeden. Właściwie wszystko w jego sprawie było wiadomo wcześniej. Selekcjoner ze swą decyzją musiał jednak poczekać na oficjalne potwierdzenie transferu gracza do Spartaka Moskwa, a gdy to nastąpiło, chciał najpierw zamknąć zgrupowanie i jeszcze raz porozmawiać z samym zawodnikiem.
Komunikat o tej - nazwijmy ją etyczno-społeczną - decyzji, paradoksalnie ukazał się akurat w dniu publikacji tekstu WP "Czesław Michniewicz, Lech Poznań i ustawione mecze w tle. 27 godzin rozmów z szefem piłkarskiej mafii". Szymon Jadczak punktował w nim kolejne połączenia Michniewicza m.in. ze skazanym za korupcję Ryszardem Forbrichem, notowane zwykle przed i po ustawionych 18 lat temu meczach. To przy tych połączeniach i braku pamięci trenera czego one dotyczyły, powrócił temat etyki. Tego czy Michniewicz, który formalnie nigdy zarzutów korupcyjnych nie usłyszał, na pewno powinien być selekcjonerem?
Kibice w mediach społecznościowych szybko zwrócili uwagę, że artykuł o selekcjonerze i komunikat o decyzji w sprawie Rybusa, pojawiły się w mediach jednego dnia - najpierw tekst opublikowała Wirtualna Polska, potem pojawił się komunikat PZPN. Niektórzy nie wierzyli w zbieg okoliczności, nazywali to przykrywaniem jednej sprawy drugą. Ale trudno uznać, że coś zostało przykryte. Oba tematy od dawna żyją swoim życiem. W omijaniu połączeń Michniewicza z "Fryzjerem" zapewne pomogły czas i przekonanie, że już została "przemielona". W odwlekaniu drugiej pomogły pandemia, zbliżający się koniec kontraktu Rybusa z Lokomotiwem Moskwa i mecze reprezentacji.
Przypomnijmy, że Rybus nie dostał powołania na marcowe zgrupowanie kadry, bo był wówczas zakażony koronawirusem. Przesłał do związku swój pozytywny wynik testu. Ominęły go wówczas związane z Rosją i swoją przyszłością pytania dziennikarzy. Temat dotyczący jego funkcjonowania w kadrze powrócił jednak w połowie maja. To wtedy Michniewicz wysyłał powołania na czerwcowe mecze. Przed ogłoszeniem kadry rozmawiał z Rybusem i znał też sytuację od strony Mariusza Piekarskiego - menedżera, który reprezentuje także trenera. Już wówczas kreślił się scenariusz, że lewy obrońca co prawda nie przedłuży kończącej się umowy z Lokomotiwem Moskwa, ale z Rosji nie wyjedzie, bo interesowały się nim rosyjskie kluby.
To ich zainteresowanie było najbardziej konkretne. Pojawiające się w mediach informacje o ofertach z Turcji czy Grecji ofertami ponoć nazwać nie było można. Jak usłyszeliśmy, niemal 33-letni Rybus poza Rosją nie był pierwszym wyborem klubów z Europy. Nikt specjalnie nie ukrywał, że Spartak zaoferował też znakomite warunki finansowe. Piłkarz w maju bił się z myślami, bo wiedział, że pozostanie w Rosji zostanie odebrane w ojczyźnie źle i sprawi, że on sam wykreśli się z biało-czerwonej kadry. Michniewicz zasygnalizował mu to już w majowej rozmowie. Trudno powiedzieć, czy podparł się etyką, czy ogólnym oczekiwaniem społecznym, by od wszystkiego, co rosyjskie się odcinać, ale przekaz był jasny.
Selekcjoner w oficjalnych wypowiedziach do mediów brak powołania tłumaczył wtedy "uniknięciem zamieszania wokół osoby Rybusa". Czy to znaczyło, że chciał mieć z tą sprawą spokój na zgrupowaniu, czy oszczędził Rybusowi konferencji i meczów, gdzie ten zderzyłby się z falą krytyki? Powodem było zapewne i jedno, i drugie. Ponieważ wtedy dokumenty ze Spartakiem nie były jeszcze podpisane, trudno było też ostatecznie rozstrzygać tę sprawę. Michniewicz odłożył ją też, gdy przed rewanżowym meczem z Belgią z Moskwy napłynęły oficjalne informacje w sprawie nowego kontraktu Polaka.
- To nie czas i nie miejsce. Ta sprawa będzie się ciągnęła. Wrócimy do niej - mówił wtedy na konferencji. Wrócił tydzień później. Najpierw porozmawiał z piłkarzem, potem PZPN wydał krótki komunikat.
"Selekcjoner poinformował zawodnika, że w związku z jego aktualną sytuacją klubową nie powoła go na wrześniowe zgrupowanie reprezentacji oraz nie będzie brał pod uwagę przy ustalaniu składu kadry, która pojedzie na mistrzostwa świata w Katarze" - brzmiały najważniejsze zdania informacji.
Z kręgów PZPN usłyszeliśmy, że nie było żadnych rozmów z selekcjonerem, ani nacisków dotyczących odstawienia Rybusa. Prezes związku Cezary Kulesza pytany jakiś czas temu o tę sprawę przekazał nam, że na zgrupowanie piłkarzy zaprasza selekcjoner. Dodał, że o tym czy ktoś się w kadrze znajdzie, czy nie, powinna decydować forma sportowa. Osobną kwestią jest czy Rybus sportowo na tę kadrę by zasłużył, natomiast o jego absencji – jak wynika nawet z komunikatu - ostatecznie zdecydowało miejsce pracy.
Rosjanie wykorzystali to w swej narracji i przedstawiali jako "histerię panującą w Polsce" i "świńską postawę Polski wobec własnego obywatela". Rybus, który nie wyjechał z ich kraju, zapewne będzie jeszcze długo inspiracją do dalszych pochwał i licytowania się w przyznawaniu mu paszportów i innych odznaczeń. To tylko postawi Polaka w bardziej niezręcznej sytuacji.
Według naszych ustaleń w decyzję o odsunięciu Rybusa nie byli zaangażowani polscy piłkarze, którzy jeszcze trzy miesiące wcześniej jasno zapowiedzieli bojkot barażowego meczu z Rosją i głośno potępiali rosyjską inwazję na Ukrainę. Większość z nich raczej rozumiała złożoność sprawy Rybusa, nie chciała go oceniać czy potępiać. Głośno powiedział o tym zresztą Piotr Zieliński po meczu z Belgią w strefie wywiadów z dziennikarzami.
- Maciek jest Polakiem, ma żonę Rosjankę, ma z nią dzieci. To jak postąpił, to jest jego decyzja. Nie mam żadnego problemu ze zrozumieniem tej sytuacji. Nie ma co chłopaka krytykować - mówił.
Przypomnijmy, że Rybus cztery lata temu ożenił się z Rosjanką Laną Baimatową, z którą ma dwójkę dzieci. Robert ma cztery lata, w Moskwie chodzi do przedszkola, porozumiewa się głównie po rosyjsku, polski jednak rozumie. Adrian ma półtora roku, edukacja przedszkolna jeszcze przed nim. Rybus kupił też w Moskwie mieszkanie, a jego żona chciała zostać w swej ojczyźnie.
Obrońca w Rosji gra z roczną przerwą od 2012 roku. Był w tym czasie graczem Tereka Grozny i Lokomotiwu. Kontrakt ze Spartakiem popisał na dwa lata.