Fajne chłopaki, fajny Michniewicz. Po co drążyć? Po co ma być nam smutno?

Michał Kiedrowski
Wcześniej przyśpiewkę "Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało" polscy kibice nucili tylko przy okazji przegranych meczów. Po objęciu piłkarskiej kadry przez Czesława Michniewicza słychać ją także z innych okazji.

Od poniedziałku znów gromko niesie się po forach i mediach społecznościowych. A wszystko dlatego, że Wirtualna Polska i jej dziennikarz Szymon Jadczak kompleksowo przypomnieli, jak i kiedy Czesław Michniewicz kontaktował się z Ryszardem Forbrichem, którego wszyscy w światku piłkarskim nazywali "Fryzjerem". Na przełomie wieków uchodził on za herszta tzw. piłkarskiej mafii, która ustawiała mecze w polskich rozgrywkach piłkarskich. Lektura tekstu jest dojmująca. Zachęcam wszystkich, których choć trochę interesuje reprezentacja Polski, by się z nią zapoznali: Czesław Michniewicz, Lech Poznań i ustawione mecze w tle. 27 godzin rozmów z szefem piłkarskiej mafii.

Zobacz wideo

Warto sobie przypomnieć, jak wyglądała polska piłka pod rządami "Fryzjera"

Oczywiście, od razu pojawiły się komentarze, że to nic nowego. Tak, wiemy o tym od dawna. Ale przez lata, które minęły od tamtych zdarzeń, wielu kibiców mogło zapomnieć, jak wyglądała polska piłka pod rządami "Fryzjera". Warto sobie przypomnieć. Warto pamiętać.

Poza tym w tekście Szymona Jadczaka padają ważne pytania - one są w nim właściwie najważniejsze, ale, niestety, zainteresowani nie chcą udzielić na nie odpowiedzi. Dlaczego Michniewiczowi jednak nie postawiono zarzutów? Dziwią się temu i Michał Tomczak, i Artur Jędrych – byli przewodniczący Wydziału Dyscypliny PZPN. Ten pierwszy idzie jeszcze dalej i mówi: – Nie sposób uznać, że Czesław Michniewicz nie był zamieszany w ustawianie meczów. Nie został za to skazany w postępowaniu karnym. Ale nikt nie zmusi mnie, żeby przy mojej wiedzy o korupcji w piłce, w połączeniu z tymi 27 godzinami, które panowie ze sobą przegadali, dawać wiarę tłumaczeniom Michniewicza, że rozmawiali o bolącym brzuchu żony selekcjonera. 

Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało

Tomczaka nikt nie zmusi, ale patrząc na komentarze, które ściąga publikacja Jadczaka, mam wrażenie, że nikt nikogo nie zmusi też do refleksji nad – uwaga, trudne słowa – koincydencją ustawionych meczów i częstotliwością połączeń telefonicznych między Michniewiczem i "Fryzjerem". Pragmatyzm jeszcze raz wygrywa z wartościami. A najlepiej oddaje to ironiczny i gorzki, ale - co wyjątkowo smutne - przez zaskakująco wiele osób odebrany na serio wpis dziennikarza Michała Korościela. 

Są zgredzi i są fajne chłopaki

Michniewicz skutecznie podzielił środowisko dziennikarskie na zgredów i fajnych chłopaków. Cóż, chyba każdy chciałby należeć do tej drugiej grupy. Zresztą komu by się chciało jeszcze babrać w tym, co działo się w polskiej piłce lata temu. To prehistoria równie istotna jak przyczyna wymarcia dinozaurów. Ważne, żeby nóżka podawała i piłeczka chodziła. Po co drążyć, jak tam było kiedyś. Zresztą sam Michniewicz też jest fajny, jak trzeba to przypier... na wizji i chwilę najważniejszego triumfu w życiu zamienić w akt prywatnej wendetty (co zrobił po meczu ze Szwecją).

Wielu kibicom to się spodobało. Michniewicz ma talent, wie, jak zrobić sobie dobry PR. On wie, jak być fajnym. Wystarczy pooglądać filmiki zza kulis kadry. Atmosferka pozazdrościć. Choć ja czasami zastanawiam się, ile Robert Lewandowski i spółka wiedzą o zażyłości Michniewicza z "Fryzjerem" i jak to wpływa na ich szacunek do selekcjonera oraz wiarę w jego zawodowe umiejętności. 

Ważne, żeby nóżka podawała i piłeczka chodziła

Kolejne publikacje dotyczące afery korupcyjnej i połączeń telefonicznych Michniewicza wiele już w tej wiedzy nie zmienią - poza kolejną dawką smutku dla tych, którym nie jest wszystko jedno. I sam autor ma chyba tego świadomość. 

A mi tylko przypomina się obrazek z lotniska w Wiedniu, gdy w 2008 roku wracałem z meczu Polska – Austria na Euro. Była tam grupka młodych polskich piłkarzy, nie mieli pewnie więcej niż 15 lat. Staliśmy niedaleko, słyszałem, o czym rozmawiają. W pewnym momencie zaczęli się zastanawiać, czy tysiąc złotych, to wystarczająco dużo, żeby zgodzili się sprzedać mecz... 

W sumie, po co to przypominać. Po co drążyć. Ważne, żeby nóżka podawała i piłeczka chodziła.  

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.