Lepszy tylko wynik. "Próba generalna, a zamiast braw - głębokie westchnięcie"

Dawid Szymczak
Bolało w Brukseli, bolało też w Warszawie. Porażka może mniej dotkliwa, ale mecz z Belgami podobny do pierwszego. Przełomu nie ma, znaczącej poprawy też nie. Polacy znów głównie gonili za piłką, stworzyli okazje przede wszystkim w końcówce - przy rezerwowym składzie Belgów, a przez większość meczu do zaoferowania mieli głównie ofiarność i determinację. To nie wystarczyło. Przegrali 0:1.

Trener Czesław Michniewicz potraktował rewanż z Belgią jak próbę generalną. Po przeszło dwóch tygodniach treningów, uczenia się ról, dobierania odpowiednich rekwizytów i dopracowywania szczegółów, ubrał aktorów na galowo i wysłał na scenę. Zagrali jednak tak, że częściej niż brawa słyszeli przepełnione rezygnacją westchnienia, bo kto liczył na wyciągnięcie wniosków i znaczną poprawę gry względem meczu w Brukseli, wyszedł ze stadionu rozczarowany. Tylko wynik się poprawił, bo zamiast sromotnego 1:6 jest lżejsze do strawienia 0:1. Ale komu wynik nie przysłonił meczu, wielu powodów do optymizmu nie znalazł. 

Zobacz wideo Wypowiedź Kamila Glika po meczu z Holandią. "Poświęciłem nawet Serie A, żeby pojechać na mundial"

To samo co w Brukseli, tylko porażka niższa

Mimo że Belgowie przylecieli do Warszawy bez największych gwiazd - Kevina De Bruyne, Yannicka Carrasco, Thomasa Meuniera i Romelu Lukaku - zagrali według tego samego scenariusza co u siebie, a Polacy znów niewiele mogli z tym zrobić. Pierwsza połowa rewanżu była właściwie przedłużeniem ostatniego meczu: Belgowie mieli piłkę jeszcze częściej (przez 73 proc. czasu gry), wymienili jeszcze więcej podań i cały czas bili w najsłabszy punkt przerzucając piłkę za plecy Nicoli Zalewskiego. Tydzień temu na prawej stronie szalał Meunier, teraz Castagne. Tak w Brukseli, jak i w Warszawie świetnie do gry pokazywał się Michy Batshuayi. I tak wtedy, jak i teraz nie nadążali za nim polscy obrońcy i pomocnicy. 

Zmieniły się tylko detale: ostatnio Axel Witsel sprzed pola karnego uderzył idealnie, tym razem nieco nad bramką. Ostatnio Dendonckerowi wyszedł strzał z dystansu, teraz jego kolega - Thorgan Hazard z podobnej pozycji kopnął metr obok bramki, ostatnio Lois Openda przypieczętował wynik w doliczonym czasie, teraz w końcówce zaprzepaścił dwie sytuacje sam na sam z Wojciechem Szczęsnym. Wtedy Polacy wykorzystali swoją pierwszą okazję w meczu, a na Narodowym zaprzepaścili obie - najpierw Sebastian Szymański, później Nicola Zalewski.

I cóż - w Brukseli Belgom chciało się bardziej, bo do pomszczenia była wysoka porażka z Holandią, a w Warszawie zagrali w trybie energooszczędnym. Prowadzili już po kwadransie, więc podawali w nieskończoność, co kilka minut stwarzając sobie sytuację do podwyższenia wyniku. Szwankowała koncentracja przede wszystkim u obrońców - Alderweireldowi zdarzyło się źle przyjąć piłkę, a Vertonghenowi niecelnie podać. Polacy przejmowali piłkę, ale nie mieli z tego okazji. Do samego końca meczu mieli jednak kontrakt z rywalem, więc nie odpuścili ostatniego kwadransa jak ostatnio. Przeciwnie - to w ostatnich minutach grali najlepiej, bo Belgowie zdążyli wymienić czterech podstawowych piłkarzy. Miał swoją okazję Kamil Glik, nieźle zapowiadały się dwie kontry. Raz piłkę wziął Robert Lewandowski i wywalczył rzut wolny, po którym piłka przeleciała tuż nad poprzeczką. Niecelnie uderzył też Jakub Kiwior, a chwilę później najlepszej okazji nie wykorzystał Karol Świderski.

Jak podobne były oba mecze z Belgią, pokazują podstawowe statystyki: Belgowie mieli w nich 63 proc. i 72 proc. posiadania piłki. Wymienili 654 i 455 podań. Ich dominacja do ostatniego kwadransa była bezdyskusyjna. A i w ostatnich minutach mieli dwie doskonałe okazje do podwyższenia prowadzenia i odebrania Polakom nadziei. 

Punkt byłby nie do przecenienia. Zabrakło skuteczności w końcówce

Rewanż z Belgią miał podsumować to zgrupowanie. Michniewicz od początku mówił, że to ten mecz będzie najważniejszy. Miał być swego rodzaju wyznacznikiem, czy kadra idzie w dobrą stronę. Miał powiedzieć, co udało się wypracować podczas kilkunastodniowego zgrupowania, a na co potrzeba jeszcze więcej czasu. Selekcjoner jednak nie będzie już miał okazji, by tak długo popracować z kadrą, a do zrobienia jest sporo. We wrześniu zgrupowanie będzie krótsze, do rozegrania będą tylko dwa mecze, a przed mundialem czasu wystarczy tylko na przepakowanie walizek. Fundament należało wylać już teraz. Selekcjoner to zrobił, ale całość jeszcze chwieje się przy mocniejszych podmuchach.

Końcówka pokazała jednak, że Polaków stać na przeprowadzenie kombinacyjnych akcji i stworzenie zagrożenia w sposób bardziej wyszukany niż po długim kopnięciu od obrońców do napastnika. Ale pamiętać należy, że Belgowie grali już wtedy w rezerwowym składzie, a mogli zamknąć ten mecz wcześniej. Sami rozpędzili Polaków, więc tym bardziej szkoda, że Polacy tego nie wykorzystali. Mentalnie ten punkt byłby nie do przecenienia. Podniósłby oklapnięte po 1:6 morale, uwiarygodniłby mit ciągnący się za Michniewiczem, że potrafi urywać punkty lepszym zespołom. A nade wszystko - nieco umiliłby kibicom oczekiwanie na mundial.

Więcej o: