Gdyby nie zgoda Czesława Michniewicza na oddanie Jakuba Kiwiora i Sebastiana Walukiewicza do kadry młodzieżowej, aż strach pomyśleć, jak wyglądałaby obrona w drużynie Macieja Stolarczyka i co mógłby z nią zrobić przebojowy, szybki i skuteczny Youssoufa Moukoko. Bo skoro obronę z Kiwiorem i Walukiewiczem złamał dwa razy, to bez nich z całą pewnością miałby dwa-trzy razy więcej szans na gole. Ale od początku.
Wszystko, albo nic - taka była stawka meczu Polska - Niemcy w eliminacjach do Euro U-21, które w 2023 r. odbędą się w Gruzji i Rumunii. Tylko zwycięstwo dawało Polsce nadzieję na awans. Przed startem eliminacji wszyscy marzyli, że ostatni mecz z Niemcami będzie o coś. Udało się, ale w dużej mierze dzięki wstydliwej porażce Izraela z Łotwą 0:1. Gdyby nie ten wynik, zespół Macieja Stolarczyka nie miałby już żadnych szans na spełnienie celu, którym był minimum baraż. Wszystko przez wahania formy w trakcie eliminacji. Te zaczęły się świetnie: trzy zwycięstwa z rzędu, w tym kapitalne, wyjazdowe 4:0 z faworyzowanymi Niemcami. Ale jak to w piłce, po sukcesie przyszedł kryzys. Dwa remisy: najpierw z Izraelem, później z Węgrami i Polacy zamiast bić się o pierwsze miejsce w grupie z Niemcami, musieli myśleć o drugim. Nadzieję dał wygrany 5:0 mecz z San Marino i wspomniana już porażka Izraela.
- To moment, na który czekaliśmy. Po potknięciu Izraela stajemy przed szansą gry o baraże. Wszystko zależy od nas. Zdajemy sobie jednak sprawę, że Niemcy to wymagający rywal, który odniósł w naszej grupie osiem zwycięstw i poniósł jedną porażkę, z nami. Na pewno będzie chciał się teraz za nią zrewanżować - mówił przed meczem Maciej Stolarczyk, selekcjoner kadry U-21.
W pierwszym meczu Polacy roznieśli Niemców na ich terenie 4:0. Biało-czerwonym w Aspach wychodziło wszystko. Grali konkretnie, prostymi środkami, a do tego z imponującą skutecznością. - To był jeden z meczów eliminacji, a w nich liczy się awans i tak do tego podchodzimy. Niemcy to zespół, który stwarza przewagę, lubi być przy piłce. To wysoki europejski poziom. Spodziewamy się, że mimo awansu nasi rywale będą robić na boisku po prostu swoje - przestrzegał swoich zawodników Stolarczyk. Miał rację, bo mimo że Niemcy już wcześniej zapewnili sobie pierwsze miejsce w grupie i awans na młodzieżowe mistrzostwa Europy, to w Łodzi na stadionie ŁKS-u grali z dużym zaangażowaniem.
Zwłaszcza w ataku, gdzie najgroźniejszym piłkarzem kadry Antonio Di Salvo był Youssoufa Moukoko - 17-latek z Borussii Dortmund, który w ostatnim sezonie Bundesligi zagrał w 16 meczach, strzelił dwa gole i miał dwie asysty. To z nim, ale też z Jonathanem Burkardtem polska obrona miała najwięcej problemów.
Ale pierwszy gol Niemców nie był konsekwencją jakiejś nieprawdopodobnej akcji, a gigantycznego błędu Ariela Mosóra. Piłkarz Piasta Gliwice w wydawałoby się niegroźnej sytuacji minął się z piłką, a Moukoko mocnym strzałem pokonał Cezarego Misztę. Polacy odpowiedzieli dziesięć minut później. Kacper Kozłowski idealnie wrzucił piłkę w pole karne, a Bartosz Białek nie tylko wygrał walkę o pozycje z obrońcą, wyskoczył od niego wyżej, to jeszcze w trudnej sytuacji uderzył tak, że bramkarz Niemców Nico Mantl nie mógł nic zrobić.
Warto zaznaczyć, że cała akcja wzięła się od dobrego wyprowadzenia piłki przez Jakuba Kiwiora. To piłkarz, który czerwcowe zgrupowanie zaczął z kadrą Michniewicza, a gdy okazało się, że młodzieżówka ma jeszcze szansę na baraż, to razem z Sebastanem Walukiewiczem trafił do drużyny Stolarczyka. W meczu z Niemcami obaj byli jednymi z najlepszych piłkarzy na boisku. Do tego stopnia, że jak kapitan Niemców Burkardt zobaczył, że nie radzi sobie z Kiwiorem, to częściej atakował stroną Walukiewicza. Równie bezradnie. Co ciekawe, Walukiewicz zagrał we wtorek na pozycji prawego obrońcy, a nie w środku, gdzie czuje się najlepiej. Tam trener Stolarczyk postawił na duet Mosór - Kiwior i mimo prostego błędu tego pierwszego grę polskiej defensywy można ocenić pozytywnie.
Zwłaszcza grę Kiwiora. - Szukamy piłkarza z lewą nogą - lubi mawiać Czesław Michniewicz. Zwłaszcza do systemu z trójką środkowych obrońców, gdzie ten ustawiony jako pół-lewy - w idealnym świecie selekcjonera - powinien być lewonożny. Mecz z Niemcami pokazał, że Kiwior nadaje się do tej roli idealnie. Do systemu z czwórką obrońców również. Dobre wyprowadzenie piłki, skuteczna gra głową, poświęcenie i przede wszystkim szefowanie linii obrony. W młodzieżówce Kiwior pełnił dokładnie tę funkcję, która w pierwszej reprezentacji zarezerwowana jest dla Kamila Glika. Szef - można napisać o grze 22-letniego zawodnika Spezii. I choć nie był bezbłędny: raz podał piłkę pod nogi przeciwnika, raz przegrał walkę na wysokości linii środkowej boiska, to później naprawiał swoje błędy: udanym wślizgiem, albo heroicznym blokiem. Przyszłość należy do niego. Ale już w pierwszej reprezentacji.