Reprezentacja Polski U-17 powróciła na mistrzostwa Europy po 10 latach nieobecności. W 2012 roku wywalczyli półfinał. Wśród kadrowiczów byli wtedy m.in. Mariusz Stępiński czy Karol Linetty. Teraz, na turnieju rozgrywanym w Izraelu, Polacy rozpoczęli grę od fazy grupowej i meczu z Francją. Oczywiście, biało-czerwoni nie byli faworytami tego spotkania. Urwanie punktu Francuzom należało rozpatrywać w kategorii sukcesu.
Jednak gdyby miało się nie udać, to polscy kibice liczyli zapewne chociaż na wyrównany bój. Nic z tych rzeczy. Pierwsza połowa była koszmarna w wykonaniu podopiecznych Dariusza Gęsiora. Już po 15 minutach było 2:0 dla Francji, a po pierwszej połowie na tablicy wyników widniało 4:0. To nie był przypadek. Francuzi byli lepsi w każdym elemencie.
O ile można było się spodziewać, że technicznie Francuzi będą górować nad Polakami, o tyle trudno wytłumaczyć fakt, że w kadrze trenera Gąsiora istniał poważny problem z komunikacją. Fatalnie funkcjonowała obrona, momentami w poczynania Polaków wkradała się panika. Smutnym podsumowaniem meczu była sytuacja, kiedy dwóch biało-czerwonych wychodził z kontrą. Piłkę wypuścił sobie Dawid Drachal, a Szymon Doba próbował wyjść na prawe skrzydło. Ale zrobił to tak, że wszedł przed kolegę z drużyny i obaj zawodnicy zderzyli się ze sobą. Oczywiście doprowadziło to do utraty piłki. Na dodatek nie była to jedyna taka sytuacja. W drugiej połowie Guercio miał szansę, żeby wpaść z piłką w pole karne, ale przeszkodził mu w tym jeden z kolegów, który nie potrafił usunąć mu się z drogi.
Drachal i Doba zostali wprowadzeni z ławki przez polskiego selekcjonera. Nie odmienili oni losów meczu, choć Drachal wpisał się na listę strzelców. Największa w tym zasługa bramkarza Francuzów, który popełnił kuriozalny błąd. Z kolei po akcji francuskich rezerwowych padł gol na 5:0, a chwilę później rywale Polaków strzelili szóstego gola i mecz zakończył się klęską biało-czerwonych 1:6. Następne spotkanie kadra rozegra w czwartek, 19 maja. Rywalami będą Holendrzy.