Co to za głupoty o reprezentacji Polski?! "Nie potrafię i nie chcę"

Dawid Szymczak
Dmuchajmy balonik i nie ograniczajmy nikogo. W polskiej piłce nie ma nic piękniejszego niż czekanie. Nie ma bardziej ekscytującego czasu niż ten przed wielkim turniejem, dopóki nikt nie powie "sprawdzam". A jeśli piłkarzom plącze to nogi, niech zmienią robotę.

Polska zagra na mistrzostwach z Argentyną, Meksykiem i Arabią Saudyjską. To grupa egzotyczna, różnorodna, przyciągająca Leo Messim i Robertem Lewandowskim, ale i - z perspektywy polskiej - dająca nadzieję na awans. Stop! O awansie pisać nie można, bo podchodzi to pod absolutnie zakazane dmuchanie balonika. Kto mówi, że losowanie jest dobre, zaraz słyszy, żeby się nie cieszył, bo skończy się jak zwykle - trzema meczami: otwarcia, o wszystko i o honor. Dziennikarze i eksperci też - gęby na kłódkę. 

Zobacz wideo Byli reprezentanci Polski pod wrażeniem Glika. "Beton, stal. Przejdzie do historii"

Jak można niczego nie oczekiwać? Dmuchajmy balonik!

Ale jeśli polski kibic potrafi uwierzyć w sukces i jeszcze raz emocjonować się występem Polski w mundialu - nawet jeśli pięć z sześciu ostatnich wielkich turniejów kończyliśmy już w grupie - to nie potrafię mu powiedzieć, że ma siedzieć cicho, niczego nie oczekiwać i nie zapeszać. Nie rozumiem też tych dyscyplinujących nawoływań o niedmuchanie balonika, pod które podczepia się już niemal każdą opinię o wylosowanej grupie, o szansach czy charakterystyce rywala. Najlepiej zamknąć się do listopada, nie wspominać o mundialu albo celowo zaniżać oczekiwania, by mniej bolało, jeśli nie wyjdzie. Nie potrafię i nie chcę.

Przed pierwszym meczem - najpiękniejszy czas w polskiej piłce 

We wtorek, po wygranym finale baraży ze Szwecją, rozpoczął się najpiękniejszy okres w polskiej piłce - czas oczekiwania na wielki turniej. Chwilę przed mundialem znów pojawią się biało-czerwone flagi w oknach, reprezentanci w reklamach i piłkarskie dyskusje nie tylko w telewizyjnych studiach, ale też we fryzjerskich salonach i w sklepowych kolejkach. W tym roku - stojących nie po truskawki, a po choinkę. Na tydzień przed turniejem szczęście, że za chwilę zmierzymy się z najlepszymi drużynami na świecie i wiara, że może tym razem uda się wygrać, są największe. A że polski futbol nie obdarowuje nas wieloma radosnymi chwilami, rozumiem to podekscytowanie, kalkulowanie, jakie są szanse na awans i nawet ostateczne ich przeszacowywanie. 

Mundial to święto. W Polsce wypada po prostu wcześniej niż w innych krajach. Mocarze cieszą się po pierwszym meczu, my zazwyczaj cieszymy się do pierwszego meczu, bo z kadry płyną jeszcze dobre sygnały, selekcjoner się uśmiecha, ostatni sparing udaje się wygrać, a Meksyk nie wydaje się bardzo groźny. To wtedy koniunktura na piłkę jest największa. To wtedy kibic chłonie informacje i chce ten turniej smakować. Nie tylko jak najwięcej wiedzieć o Lewandowskim, ale też o najbliższym rywalu Polaków i o tym zespole, który zobaczy pierwszy raz w życiu.

Może otworzy go to na świat, może zainteresuje się jakimś krajem, bo wyjdzie od informacji o Cavanim z Urugwaju, a następnym kliknięciem przejdzie już do popularnego w tym kraju "baby futbolu" i - jeszcze kolejnym - do kultury "garra charrua". Może młody kibic posłucha któregoś z reprezentantów, którzy wtedy chętniej niż po turnieju opowiadają o swoich karierach, i sam postanowi zrobić podobną? Gdyby mistrzostwa ograniczyć tylko do kopania piłki i sprowadzić do suchych wyników, byłyby nudne.

To smutne, ale polska piłka w ogóle najpiękniejsza wydaje się wtedy, gdy akurat nie ma żadnego meczu. Latem na przykład ściągani do ekstraklasy piłkarze z wątpliwych kierunków wyglądają najkorzystniej, bo kiedyś zadebiutowali w La Liga albo mają kilka występów w Bundeslidze i w ogóle ich CV nie są najgorsze, więc da się uwierzyć, że już za chwilę będzie na kim zawiesić oko. To wtedy, gdy nie gramy, możemy z wyższością i niczym nieskrępowaną pewnością siebie spojrzeć na wylosowanych rywali z Cypru, Łotwy, Gibraltaru czy Słowacji. Reprezentacja od lat najkorzystniej wypada na papierze.

Piłkarze z pokorą, kibice z wiarą, eksperci z trzeźwością

Nie chodzi o to, by kogokolwiek oszukiwać, że pierwsze miejsce w grupie z Argentyną, Meksykiem i Arabią Saudyjską zajmiemy łatwo albo że drugie nam się wręcz należy. Ale docieramy do granic absurdu, gdy nic nie można powiedzieć, by nie dmuchać balonika. Już po ostatnim meczu ze Szwecją czytałem opinie, że chwalenie za ten awans to budowanie oczekiwań. I nie wolno tego robić, bo kadrze znowu nie wyjdzie. Podzielmy się: piłkarze niech do turnieju podchodzą z pokorą, kibice z wiarą, a dziennikarze i eksperci z trzeźwością.

Niech kraj żyje tym mundial, niech go wyczekuje i jak najdłużej ma nadzieję. Niech chłonie piłkę, niech się jej uczy i rozmawia o niej coraz wnikliwiej. Przed telewizorem można usiąść z różańcem, z piwem i z notesem. Można oglądać życzliwie, można dla rozrywki, a można analitycznie. I kto chce, niech dmucha balonik. A jeśli piłkarzom oczekiwania i masowe zainteresowanie plączą nogi, to niezbyt nadają się do tego zawodu. Ale akurat naszych zawodników o to nie podejrzewam. To profesjonaliści. Będą potrafili się odciąć. Nie sądzę, by pod wpływem jakiegoś eksperta, uwierzyli, że do Kataru jadą po medal. I nie zwątpią w wyjście z grupy, bo ktoś pod krawatem okaże się pesymistą.

Mamy kwiecień. Przed nami pół roku wyczekiwania. Cieszmy się tym najpiękniejszym czasem w polskiej piłce. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA