Reprezentacja Polski pokonała we wtorek na Stadionie Śląskim Szwecję 2:0, dzięki czemu awansowała na mistrzostwa świata, które zostaną rozegrane w listopadzie i grudniu w Katarze. Oba gole Polacy strzelili po przerwie. Najpierw rzut karny, podyktowany za faul Jespera Karlstroema na Grzegorzu Krychowiaku, wykorzystał Robert Lewandowski, a następnie sytuację sam na sam po błędzie Marcusa Danielsona zamienił na bramkę Piotr Zieliński.
Selekcjoner reprezentacji Szwecji Janne Andersson po spotkaniu nie zamierzał zwalać winy za porażkę na sędziego, lecz mówił o prostych błędach i nieskuteczności swojej drużyny.
- Graliśmy mecz, w którym mieliśmy dobrą kontrolę nad atakami rywala, stworzyliśmy sobie też sytuacje, by objąć prowadzenie, ale to się nam nie udało. Później był "tani" rzut karny, w dość głupiej sytuacji. Po błędach indywidualnych przegrywaliśmy 0:2 - mówił Andersson.
- Nie strzeliliśmy gola i to okazało się dla nas kosztowne. Jestem niezwykle zawiedziony tym wynikiem i że zabraknie nas na mistrzostwach świata - podsumował.
Szwedzkie media cytują również opinię na ten temat Grzegorza Krychowiaka. - Jeśli przeciwnik nie wie, czy to jest rzut karny, czy nie, to to jest rzut karny - miał powiedzieć pomocnik reprezentacji Polski. Sytuację z faulem Jacka Góralskiego w pierwszej połowie szwedzkie media uznały za "kontrowersyjną".
Druga bramka dla Polski padła po fatalnym błędzie Marcusa Danielsona, który wykorzystał Piotr Zieliński.
- Chciałem dosięgnąć piłki, by ją wybić, ale wszystko szybko się potoczyło. Podjąłem złą decyzję, rywal to wykorzystał i strzelił gola. Oczywiście, to poważna pomyłka, która zdeterminowała końcowy wynik - przyznawał się do winy Danielson.
Reprezentacja Szwecji ominie pierwszy wielki turniej od mistrzostw świata w Brazylii w 2014 roku, pierwszy za kadencji Janne Anderssona. Łącznie od 2000 roku Szwedów brakowało tylko na trzech dużych imprezach i za każdym razem były to mistrzostwa świata - w 2010, 2014 i 2022 roku.