Była 43. minuta meczu ze Szwecją, gdy na Stadionie Śląskim doszło do niespotykanej sytuacji. Zapanował półmrok, na moment trzeba było przerwać grę. Przygasły zamontowane na dachu jupitery.
"Ale tego, że zgasną światła, to się nie spodziewaliśmy…" - komentował na Twitterze profil "Łączy nas Piłka", a piłkarze uzupełnili płyny i wysłuchali kilku uwag przy ławce trenerskiej.
Awaria w rozdzielni. "Stadionowych świateł nie można dowolnie wyłączać i wyłączać"
- Mieliśmy drobną awarię rozdzielni, która zasila część obiektu. Rozdzielnia miała niedawno przegląd, więc trudno było się spodziewać, że coś może być nie tak. Prawdopodobnie doszło do zwarcia, trudno na razie wyrokować, czy było ono spowodowane deszczem. Elektrycy wciąż badają przyczynę usterki - mówi nam Bartłomiej Kowalski, Dyrektor Generalny Stadionu Śląskiego.
Jak się okazało, nie była to duża awaria, choć jej skutków nie można było usunąć w minutę. Stadion w Chorzowie nie ma oświetlenia ledowego. A z instalacją, która daje moc 2000 luksów, trzeba obchodzić się spokojnie.
- Problem udało się szybko rozwiązać. Stadionowych świateł nie można dowolnie wyłączać i wyłączać. Trzeba poczekać, aż lampy się ostudzą i dopiero włączać zasilanie. Chwilę zajmuje też zanim jupitery się rozpalą i uzyskają pełną moc - tłumaczy Sport.pl dyrektor Kowalski.
- Dobrze zachował się sędzia, który widział, że to oświetlenie, które zostało, dawało możliwość gry tak, żeby dociągnąć mecz do przerwy, w której poradziliśmy sobie ze sprawą - dodaje.
Jak z Kazachstanem, czyli podłączeni do prądu
W 2007 r. do podobnej sytuacji doszło na stadionie Legii. Nawet w podobnym momencie spotkania. Wtedy Polska przegrywała z Kazachstanem 0:1, ale oświetlenie zgasło zupełnie i zapanowały egipskie ciemności. Wtedy zwarcie spowodowały najpewniej piecyki ogrzewające kibiców na trybunie krytej. Przerwa trwała 20 minut, a po przerwie Polska odrobiła straty i strzeliła kolejne gole. Ostatecznie wygrała mecz 3:1.
Teraz w Chorzowie, tuż po wznowieniu gry w drugiej połowie, Polacy wywalczyli rzut karny zamieniony na bramkę przez Roberta Lewandowskiego, a potem gola strzelił też Piotr Zieliński. Przy tych bramkach błędy popełnili rywale. Zwarcie oświetlenia znów zatem lepiej wpłynęło na biało-czerwonych.
- Ze strony organizatora powiem, że wolałbym, żeby taka usterka nie miała miejsca. Jeśli jednak pomogła one naszej reprezentacji i po włączeniu świateł poprawiła się jej gra, to niech będzie, że los nam sprzyjał - mówi pół żartem pół serio Kowalski.
- Cieszymy się z piątego awansu do mistrzostw wywalczonego na Stadionie Śląskim, a ten incydent ze światłem niech pozostanie jakimś elementem wtorkowego, emocjonującego widowiska - kończy dyrektor.
Polska w ten sposób pierwszy raz wygrała ze Szwecją na obiekcie w Chorzowie. Dotychczasowe mecze z tą drużyną nie były tam dla nas udane. Przegraliśmy wszystkie trzy.