Zaczęło się tuż po meczu. Jacek Kurowski, dziennikarz TVP, który nie ukrywał radości z awansu, zadał pytanie, po którym Michniewicz przeszedł do bezpardonowego osobistego ataku. Przed oczami milionów widzów ukazał się człowiek, który w szczytowym momencie swojego życia woli przeprowadzić osobistą zemstę, niż cieszyć się ze swojego sukcesu.
- Pamiętam dokładnie pana pierwszą rozmowę ze mną - mówił Michniewicz. - Mówiłem, że jestem optymistą. Pan cały czas próbował mi wmówić, na jakiej podstawie jestem optymistą. Szukał pan innych rzeczy, żeby mi ten optymizm zdjąć z twarzy. A ja dalej jestem optymistą i dalej się cieszę bardzo. I mam satysfakcję, że wbrew wielu ludziom w tym panu i pana kolegom, udało się zbudować przez ten krótki okres drużynę, która awansowała na mistrzostwa świata. I mam olbrzymią satysfakcję, biorąc pod uwagę, to co się mówiło, pisało, podzieliło Polskę na pół. Ja to pamiętam i zadra została na długo.
Ta długa tyrada trenera kadry nastąpiła, gdy Kurowski wytłumaczył się, że w żaden sposób nie chciał atakować selekcjonera, a raczej chciał pochwalić za odwagę, z jaką zagrała drużyna. I to dziennikarz TVP zachował w tej rozmowie klasę. Później okazało się, że słowa o tym, iż "kadrowicze byli zaskoczeni ustawieniem", które rozjuszyły Michniewicza, wypowiedział wcześniej Wojciech Szczęsny.
I można by było spuścić na całe zdarzenie zasłonę milczenia. Wytłumaczyć, że zadziałały pomeczowe emocje. Choć, nawiasem mówiąc, zachowanie człowieka w chwili wdrapania się na szczyt najwięcej mówią o jego klasie i charakterze. Ale niech tam. Trudno.
A jednak dalsze publiczne wystąpienia nie pozostawiają wątpliwości. Dla Michniewicza po wielkim sukcesie kadry nie była ważna drużyna i atmosfera wokół kadry. On wolał przeprowadzić publiczną vendettę, na tych, którzy mu podpadli.
A kulminacją tego była wypowiedź w Kanale Sportowym:
Ta wypowiedź była tak żenująca i tak dramatycznie chamska, że nie nadaje się do cytowania. Każdy może sobie odsłuchać na własną odpowiedzialność. Jeszcze bardziej żenujący jest rechot na jej zakończenie. I to "jeńców nie bierzemy".
Już teraz się boję, co to będzie, jak Michniewicz wyjdzie z grupy na mistrzostwach świata. Jaką wtedy przeprowadzi zemstę, jakie wtedy wyciągnie brudy na dziennikarzy, którzy mu nie potakiwali.
A na dziś proponuję zajrzeć do mediów społecznościowych i poczytać, ile w nich merytorycznych opinii na temat meczu, a jak wiele nawalanki po wystąpieniach medialnych Michniewicza. Można odnieść wrażenie, że trener swoją szarżą przyćmił radość z awansu.
I jeszcze proszę sobie odpowiedzieć na dwa pytania:
Zostawię je bez odpowiedzi, bo dla mnie są to pytania retoryczne.