To, na czym Michniewiczowi zależało najmniej, wypadło najlepiej. Trochę to było bez sensu

Dawid Szymczak
Za Polakami taka próba generalna, że trzech aktorów połamało się na scenie, a scenariusz trzeba pisać od nowa, bo najlepiej wypadł ten, który w trakcie spektaklu będzie widzem. Wątpliwości tylko przybyło. Można wręcz się zastanawiać, czy mecz ze Szkocją miał sens.

To myśl abstrakcyjna, ale zastanawiam się, czy gdyby Czesław Michniewicz znał przebieg meczu ze Szkotami i jego skutki, nalegałby na jego rozegranie. Bo taktyczne spostrzeżenia i wnioski wyciągnięte ze spotkanie to jedno. Straty - drugie.

Zobacz wideo Ivan zabrał piłkę i uciekł z mamą do Polski. "Syn pyta: mój dom jeszcze stoi?"

Czego oczekiwał Czesław Michniewicz i jakie są efekty? Kontuzje pokrzyżowały plany

O wynik w tym spotkaniu chodziło najmniej, a to on jest najlepszy. Z kolei niemal cała reszta, na której mogło zależeć nowemu selekcjonerowi, poszła nie tak. 

Uniknięcie kontuzji? Na kilka tygodni wypadł Bartosz Salamon, siedem szwów na nodze ma Krzysztof Piątek, a i w występ Arkadiusza Milika ze Szwecją można powątpiewać.

Najbardziej reprezentację może zaboleć strata Salamona. Jeszcze przed zgrupowaniem było wiadomo, że znalezienie trzeciego środkowego obrońcy i dołożenie go do sprawdzonego duetu Kamil Glik - Jan Bednarek to jeden z priorytetów Michniewicza. I gdy tego obrońcę już wytypował, a on przez 40 minut przyzwoicie zdawał egzamin, przytrafiła mu się kontuzja. Zastąpić Salamona będzie trudno. Krystian Bielik, który zmienił go w meczu ze Szkocją, spisał się kiepsko, a poza tym znacznie pewniej czuje się w środku pola. Mateuszowi Wietesce, którego Michniewicz dobrze zna z młodzieżówki i pracy w Legii, na treningu dzień po meczu zakręciło się w głowie. Urazu nabawił się jeszcze w ligowym meczu z Rakowem. Jeśli sprawa okaże się poważna, selekcjonerowi zostaną Michał Helik i Marcin Kamiński lub przekwalifikowani z prawej obrony Bartosz Bereszyński i Tomasz Kędziora. Wystawienie któregokolwiek z nich tylko zwiększy ryzyko.

Straty napastników też żal. Oczywiście, liczymy przede wszystkim na Roberta Lewandowskiego, który dla reprezentacji nie tylko strzela gole, ale też - a może przede wszystkim - całkowicie zmienia jej sposób gry. Na Lewandowskim opiera się cała drużyna. Każdy pomysł na atak. I mecz ze Szkocją, a także wcześniejszy z Węgrami, boleśnie pokazały, jak ubogą drużyną jest bez niego reprezentacja Polski. Mimo to, Milik i Piątek bardzo by się Michniewiczowi przydali. Obaj są w wysokiej formie i na tyle różnią się od siebie, że mogą zaspokoić różne potrzeby drużyny. W innych okolicznościach sprawdzi się Milik, a w innych Piątek. Ale o nich można raczej zapomnieć. Na Szwecję zostaje tylko Adam Buksa, który mimo dobrego wejścia do kadry za Paulo Sousy, wciąż jest napastnikiem o klasę gorszym od kontuzjowanych. 

Poszukiwanie lewego wahadłowego? Michniewicz wprost mówił, że z wyborem piłkarza na tę pozycję ma spory problem. Powołał więc aż pięciu kandydatów: Macieja Rybusa, Arkadiusza Recę, Tymoteusza Puchacza, Przemysława Frankowskiego i Patryka Kuna. Rybus odpadł w przedbiegach przez COVID-19, a Reca zagrał cały mecz ze Szkocją. Był jednak najsłabszy na boisku, popełniał sporo błędów i w pomeczowych ocenach wystawiliśmy mu "1". Ale zmieniony nie został, bo trzeba było zastępować kontuzjowanych. Mecz, który miał zweryfikować przynajmniej dwóch wahadłowych, dał odpowiedź tylko o jednym. Negatywną. Smutna reprezentacyjna tradycja, że najwięcej zyskuje ten lewy wahadłowy, który siedzi na ławce, została podtrzymana.

Michniewicz na razie dowiedział się tylko, że Reca może sobie nie poradzić ze Szwecją. Ale czy ktokolwiek będzie od niego lepszy, wciąż pozostaje zagadką. Łatwo przyczepić się do każdego z ewentualnych zastępców. Puchacz w Turcji nie jest wahadłowym, a lewym obrońcą. Frankowski znacznie lepiej atakuje niż broni, a Kun - teoretycznie najbardziej zrównoważony - w kadrze jeszcze nigdy nie zagrał. Całą dotychczasową karierę spędził w Polsce, więc jego doświadczenie na poziomie międzynarodowym jest niemal zerowe (Raków zagrał kilka meczów w eliminacjach europejskich pucharów). Debiut w najważniejszym meczu kadry w tym roku byłby dla niego gigantycznym wyzwaniem.

Mecz bez istotnych zwycięzców

Czasami w meczach towarzyskich objawia się ktoś nieoczywisty. Gra świetnie i mąci selekcjonerowi w głowie. Ale ze Szkocją najlepszym polskim piłkarzem był Łukasz Skorupski, który w Chorzowie rozgrzeje Wojciecha Szczęsnego i rozsiądzie się na ławce. Nikt poza nim nie zgłosił się w oczywisty sposób do gry w finale baraży. 

Zakładamy jednak, że Michniewicz ma pewność co do gry kilku piłkarzy. To Szczęsny, Glik, Bednarek, Cash, Zieliński i Lewandowski. W Glasgow wnikliwie przyglądał się więc przede wszystkim Salamonowi, Recy, Krychowiakowi, Żurkowskiemu, Moderowi i wprowadzonym z ławki Bielikowi oraz Szymańskiemu. Salamon odpadł, Reca zagrał słabo, a Krychowiak, Żurkowski i Moder wypadli przeciętnie. Żaden nie zachwycił, żaden wyraźnie nie rozczarował. Selekcjoner wciąż będzie się zastanawiał, jak zestawić środek pola.

Zbudowanie pewności siebie? Niestety, wyszło odwrotnie, bo to Szkoci, tworzący przeciętny europejski zespół, przeważali i grali dojrzalej. Można narzekać na toporną grę Polaków, na nieumiejętność zbudowania ataku pozycyjnego, na nieprzemyślane ataki i brak kontroli w środku, jednak trudno być tym zaskoczonym. Krychowiak od lat ma te same zalety i wady. U Żurkowskiego też prędzej pochwalimy wydolność niż technikę. Moder w rozegraniu potrafi najwięcej, ale posłał raptem dwa bardzo dobre podania w całym meczu. W dodatku Polacy grali daleko od siebie i w sposób niezbyt skoordynowany. Kulturą gry i technicznym zaawansowaniem to Szwedzi zdobędą przewagę w środku pola. Co więcej - ich sposób gry w tym fragmencie boiska jest całkowicie inny niż Szkotów.

W Glasgow Polacy stworzyli groźne sytuacje jedynie po akcjach indywidualnych. Raz odebrał piłkę Szymański, ruszył do przodu i stworzył okazję Piątkowi. Ale rywal nie stracił piłki w wyniku zespołowego nacisku Polaków. Podobnie było w pierwszej połowie z dośrodkowaniem Krychowiaka na głowę Salamona. Krychowiak sam ruszył za szkockim obrońcom, sam odebrał mu piłkę i sam ją dośrodkował. Wokół niego nie było żadnego kolegi, który mógłby mu pomóc. Nad zespołowością i lepszą grą w środku pola Michniewicz musi zdecydowanie popracować. 

Najbardziej zespołowa była akcja, która dała Polsce rzut karny. Wprowadzony na boisko w 80. minucie Adam Buksa zgrał piłkę głową do Piątka, który dobrze wprowadził ją w pole karne i został sfaulowany. Piątek jednak ze Szwecją nie zagra, a wariant z grą na dwóch napastników był testowany zaledwie przez 12 minut, bo Michniewicza ograniczyły kontuzje.

I tu też zamiast odpowiedzi, pojawia się pytanie: wspomagać Lewandowskiego dodatkowym napastnikiem czy wierzyć, że równoczesne wystawienie Zielińskiego i Szymańskiego pozwoli rozwinąć skrzydła pomocnikowi Napoli, który w meczu ze Szkocją - pełnym walki i prymitywnej gry Polaków - zupełnie przepadł? Nadzieję daje druga połowa. Gdy Zieliński zaczął grać głębiej, częściej miał piłkę i wówczas gra Polaków zaczęła być bardziej płynna. Problem w tym, że Zieliński przebywał na boisku z Szymańskim tylko 10 minut. A to za mało, by mieć pewność, że ich współpraca wypali.

Czesławowi Michniewiczowi przybyło pytań

Selekcjoner na pomeczowej konferencji powiedział, że parę odpowiedzi jednak znalazł. Niestety, po chwili dodał, że chodzi o kontuzjowanego Salamona, który wiadomo, że nie zagra. W rzeczywistości po meczu ze Szkocją przybyło mu pytań, wątpliwości i kontuzji. Nie udało się zmienić Recy, spróbować gry dwoma napastnikami i dać więcej czasu Zielińskiemu z Szymańskim u boku. Ale Michniewicz może jeszcze nadać temu sparingowi sens. Jeśli analiza materiału z Glasgow przyda mu się do naprawy gry reprezentacji Polski przed meczem ze Szwecją i pomoże wywalczyć awans na mundial, korzyści zrekompensują straty.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.