Mecz Izrael - Polska był szalony. Po pierwszej połowie zasłużenie prowadzili Polacy, ale po przerwie w niezrozumiały sposób dali się zdominować. Przestali atakować, zaczęli popełniać proste techniczne błędy i w 73. minucie przegrywali 1:2. W tym momencie szanse na awans były minimalne. Sytuację pięć minut później uratował Jakub Kamiński, który strzelił wyrównującego gola. Tuż po nim można było poczuć ulgę, ale patrząc szerzej - na potencjał obu drużyn, sytuację w tabeli i siły rzucone przez PZPN na ten mecz - czuć jednak niedosyt.
Mówimy bowiem o prawdopodobnie najsilniejszej polskiej młodzieżówce w historii. O piłkarzach AS Romy, Salzburga, Wolfsburga czy Spezii. Zawodnikach, za których zachodnie kluby płaciły po kilka milionów euro, a za dwóch - kwoty ośmiocyfrowe. Mówimy też o drużynie, która wydawała się zmierzać w dobrą stronę, bo po niemrawym początku eliminacji ewidentnie się rozpędziła: wygrała trzy mecze z rzędu - w tym aż 4:0 z Niemcami i przywróciła szanse na awans.
Mecz z Izraelem, zajmującym w tabeli drugie miejsce, w tym kontekście wyglądał na kluczowy. Czesław Michniewicz poszedł więc na rękę Maciejowi Stolarczykowi, selekcjonerowi kadry do lat 21, i oddał mu wszystkich najzdolniejszych młodych piłkarzy. Na swoje pierwsze zgrupowanie kadry seniorów nie powołał zatem Kacpra Kozłowskiego, Jakuba Kiwiora czy Jakuba Kamińskiego. Priorytet był jasny - młodzieżowe eliminacje. Tym bardziej przy tych wzmocnieniach remis jest rozczarowujący i komplikuje Polakom szanse na awans.
Izrael był w tabeli za Niemcami, którzy mimo porażki z Polską uchodzą za faworytów do zajęcia pierwszego miejsca i bezpośredniego awansu. Skończenie grupy za nimi pozwala jednak grać w barażach lub - w przypadku zajęcia pierwszego miejsca w tabeli zespołów z drugich miejsc - awansować bezpośrednio. Niestety, Polacy po remisie wciąż są za Izraelczykami - na trzecim miejscu i najpewniej do końca eliminacji będą musieli oglądać się na ich wyniki, licząc na wpadkę.
Czesław Michniewicz do niedawna sam był selekcjonerem młodzieżowej kadry, więc pamięta, jak niewdzięczna potrafi być ta robota. Zawsze jesteś drugi w kolejce po najlepszych młodych piłkarzy, bo pierwszeństwo ma selekcjoner dorosłej kadry. Miesiącami budujesz więc drużynę, z której w każdej chwili może zostać wyrwanych nawet kilku kluczowych zawodników. I pół biedy, gdy jadą na zgrupowanie pierwszej reprezentacji i mają okazję w niej zagrać. Wtedy żal po stracie rekompensuje duma. Gorzej, gdy twój najważniejszy piłkarz jedynie przesiaduje z dorosłymi na ławce rezerwowych. Trudno wtedy nie zobaczyć w selekcjonerze psa ogrodnika, który sam z nich nie skorzysta, ale tobie ich nie da. A narzekać nie wypada, bo przecież ma takie prawo. O nieporozumieniach między Michniewiczem a Jerzym Brzęczkiem było swego czasu dość głośno.
Ale dzisiaj relacje między selekcjonerami są bardziej partnerskie. Michniewicz i Maciej Stolarczyk, jego następca w kadrze do lat 21, już kilka tygodni temu dogadali się, że w marcu priorytetem dla najzdolniejszych polskich piłkarzy będzie młodzieżówka. Stolarczyk wystawił bardzo silną jedenastkę, w której znalazło się pięciu zawodników, mających za sobą debiut w dorosłej reprezentacji.
Zresztą, żeby nie szukać daleko przykładów, jak kłopotliwa potrafi być współpraca pierwszego selekcjonera z selekcjonerem młodzieżówki, wystarczy spojrzeć na rywali Polaków. Izraelczycy pokłócili się o Daniela Peretza. Między selekcjonerów, wyszarpujących sobie bramkarza Maccabi Tel Awiw, musiał wkroczyć dyrektor generalny Yossi Benayoun, były piłkarz m.in. Chelsea i Liverpoolu, który zdecydował, że prowadzący dorosłą kadrę Marco Balbula zostanie zwolniony. Zdaniem dyrektora nie potrafił współpracować i za wszelką cenę chciał powołać Peretza na sparingowy mecz z Niemcami, chociaż izraelska federacja była przekonana, że ważniejszy jest eliminacyjny mecz młodzieżówki z Polską.
Ale nawet Peretz w 10. minucie nie miał szans odbić piłki po uderzeniu Adriana Benedyczaka. Największe pochwały należą się jednak nie strzelcowi gola, a asystującemu Kacprowi Kozłowskiemu, który znakomicie przyjął rzuconą z autu piłkę i od razu wprowadził się w pole karne, przygotowując sobie pozycję do dośrodkowania. Po tej akcji Polacy wyszli na zasłużone prowadzenie. Po nerwowym początku przejęli inicjatywę, byli bardziej dojrzali i lepsi technicznie. Pierwsza połowa przebiegała tak, jak wskazywałby na to potencjał obu zespołów. Dla Izraela grali przede wszystkim piłkarze z rodzimej ligi.
W pierwszym składzie reprezentacji Polski wyszli m.in.:
Wszyscy ci piłkarze, z wyjątkiem Kiwiora, grali już w seniorskiej reprezentacji. Z ławki natomiast weszli Bartosz Białek, napastnik Wolfsburga, Michał Skóraś, Mariusz Fornalczyk i Ben Lederman. Żadnym ryzykiem jest stwierdzenie, że wśród nich jest przyszły mistrz Polski, bo grają kolejno dla Lecha Poznań, Pogoni Szczecin i Rakowa Częstochowa.
Talent i potencjał tych zawodników dostrzeżony przez zagraniczne kluby - to jedno. Ważniejsze są ich dotychczasowe osiągnięcia i postępy w karierze, które pozwalają stwierdzić, że oglądamy najsilniejszą młodzieżówkę w polskiej historii. Tym bardziej chciałoby się, żeby ta kadra wywalczyła awans na Euro. Michniewicz, który ze swoją kadrą wystąpił na ostatnim Euro we Włoszech, wielokrotnie podkreślał, jak ważne dla młodych piłkarzy było zdobyte tam doświadczenie. Kilku piłkarzy, którzy reprezentowali wtedy Polskę, powołuje dziś do dorosłej kadry.
Wierzymy, że ten zremisowany mecz z Izraelem też ich czegoś nauczy. Może dojrzałości, której ewidentnie brakowało na początku drugiej połowy? Może tego, że zawsze muszą wychodzić na boisko spragnieni kolejnych goli? W spotkaniu z Niemcami tym właśnie zaimponowali najbardziej. Zdobywali bramkę i zaraz ruszali po kolejną. Z Izraelem tej determinacji im zabrakło. Przy straconym golu na 1:1 obrońcy powinni być bardziej zdecydowani. A gdy przyszło gonić wynik, w kilku akcjach brakowało cierpliwości. Na koniec remis 2:2 wydaje się sprawiedliwy, ale dla Polaków - patrząc na ich potencjał, siły rzucone na ten mecz i sytuację w tabeli - rozczarowujący.