Wrócił stary, dobry zwyczaj. Stary, dobry Czesław Michniewicz. Selekcjoner reprezentacji Polski, zanim trafił do kadry i pracował w Legii Warszawa, na Twitterze nawet dorobił się humorystycznego profilu "Czesław Michniewicz nalewający wodę Izie Kruk".
Tak było w Legii. W kadrze ten miły zwyczaj do tej pory nieistniał. I na pierwszej konferencji pod koniec stycznia, kiedy Michniewicz musiał też mierzyć się ze swoją przeszłością. I na tej drugiej - w poniedziałek, otwierającej zgrupowanie w Chorzowie - kiedy już trudnych pytań było mniej, ale selekcjoner i tak nie był w najlepszym nastroju.
A na pewno nie w tak dobrym jak w czwartek - w Glasgow, gdzie Michniewicz wrócił do dawnych zwyczajów. Zaczął od tego, że poczęstował wodą siedzącego z lewej strony tłumacza, a po chwili siedzącego z prawej strony Matty'ego Casha. A na końcu kulturalnie nalał sobie.
W końcu było nie tylko poważnie, ale też śmiesznie. Szczególnie po pytaniu szkockiego dziennikarza, który próbował przekonać Michniewicza, że w czwartek stadion będzie wypełniony i też będzie chciał zobaczyć Roberta Lewandowskiego. - Tak, bierzemy pod uwagę to, by kibice zobaczyli najlepszego piłkarza na świecie - uśmiechnął się Michniewicz.
I od razu dodał: - Jeszcze zobaczymy, czy pokaże im się na boisku, czy na ławce rezerwowych. Proszę jednak pana, by przekazał kibicom, że Lewandowski w czwartek na pewno pojawi się na stadionie. Że te pieniądze, które zapłacili za bilety, to nie są pieniądze stracone.
Michniewicz już na wstępie środowej konferencji był bardzo konkretny. Zapowiedział, że wcale nie zamierza w czwartek na Hampden Park wystawić drugiego składu, by ten pierwszy oszczędzać na wtorkowy baraż o mundial. - Chcemy, aby nasza drużyna w meczu ze Szkocją personalnie przypominała zespół, który zagra w finale baraży. Zamierzam też wykorzystać komplet sześciu zmian. Mam dwa znaki zapytania, co do wyboru podstawowej jedenastki. Trzecim jest dyspozycja Grzegorza Krychowiaka - powiedział wprost Michniewicz.