Michniewicz wyjaśnił swoje kontakty z "Fryzjerem". "Zamykam ten temat"

Czesław Michniewicz był gościem Krzysztofa Stanowskiego w programie "Hejt Park" w Kanale Sportowym. Nowy selekcjoner reprezentacji Polski tłumaczył swoje kontakty z "Fryzjerem" oraz okoliczności ustawionego meczu Świt - Lech, w którym prowadził poznaniaków.

W poniedziałek Czesław Michniewicz został przedstawiony jako nowy selekcjoner reprezentacji Polski. Michniewicz w obecności prezesa PZPN - Cezarego Kuleszy - pojawił się na konferencji prasowej na stadionie narodowym, gdzie odpowiadał na pytania dziennikarzy. 

Zobacz wideo Czesław Michniewicz o wyborze bramkarza na baraże. "Innej odpowiedzi być nie może"

Mała część z nich dotyczyła wątpliwości, jakie krążyły wokół Michniewicza w sprawie spraw korupcyjnych sprzed 18 lat. Przypomnijmy, że w trakcie śledztwa w sprawie największego skandalu korupcyjnego w polskiej piłce wykazano, że w ciągu niewiele ponad dwóch lat aż 711 razy kontaktował się z szefem mafii piłkarskiej - Ryszardem F, pseudonim "Fryzjer".

W poniedziałek Michniewicza pytał o to m.in. dziennikarz "Wirtualnej Polski", Szymon Jadczak, który chciał dowiedzieć się, dlaczego nowy selekcjoner kilkukrotnie kontaktował się z "Fryzjerem" przez łącznie 26,5 minuty przed meczem Świt Nowy Dwór Mazowiecki - Lech Poznań, który odbył się 22 maja 2004 roku. 

Wybór meczu nie był przypadkowy. Po pierwsze trenerem Lecha był wtedy Michniewicz. Po drugie, jak wykazało śledztwo, ten mecz był ustawiony. Za ten mecz oskarżonych zostało trzech byłych piłkarzy Lecha Poznań. 

"Był to bardzo ważny mecz dla Świtu, dlatego postanowiono przekupić zarówno obserwatora, sędziego jak i piłkarzy Lecha Poznań. Ci ostatni mieli żądać za "ustawienie meczu" 100 tys. zł. Oskarżono o udział w korupcji Piotra Reissa, Waldemar K. i Zbigniewa W. Przed meczem działacze Świtu dowiedzieli się, że sędzią tego spotkania będzie Robert Małek z Zabrza, a obserwatorem Zygmunt Z. Janusz Wójcik znał tego drugiego i sam zaproponował mu łapówkę, a obserwator propozycję przyjął" - czytamy na blogu "Piłkarska Mafia" prowadzonym przez Dominika Panka, który od lat opisuje to, co działo się w tamtych czasach w polskiej piłce.

Michniewicz o kontaktach z "Fryzjerem"

We wtorek Michniewicz był gościem Krzysztofa Stanowskiego w programie "Hejt Park" w Kanale Sportowym. W nim nowy selekcjoner reprezentacji Polski odniósł się do wszystkich zarzucanych mu czynów oraz kontaktów z "Fryzjerem".

- Z Forbrichem poznaliśmy się w 1996 roku, gdy trafiłem do Amiki Wronki. Byłem tam bramkarzem, choć głównie tylko rezerwowym. Forbrich był wtedy dyrektorem sportowym i wiceprezesem klubu, w którym łącznie spędziliśmy około sześciu lat. Dlatego zarzucanie mi, że rozmawiałem z nim tylko w czasach wielkiej korupcji w Polsce, jest kłamstwem. Poznaliśmy się znacznie wcześniej - powiedział Michniewicz.

I dodał: - W 2002 roku Forbrich odszedł z Amiki, a ja w 2003 roku zostałem trenerem Lecha Poznań. Nasze kontakty się jednak nie urwały, bo Forbrich był wiceprezesem Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej i na starym stadionie Lecha miał lożę, na której pojawiał się często i rozmawiał z wieloma ludźmi. Faktem jest też to, że w tamtych czasach często do siebie dzwoniliśmy i rozmawialiśmy, ale żadna z nich nie dotyczyła korupcji. Forbrich mi kibicował, miał za złe Amice to, jak się z nim rozstała. Gdy ja wygrałem, a oni nie, to był szczęśliwy i tego nie ukrywał.

Jak Michniewicz wytłumaczył ogromną liczbę połączeń z szefem mafii? - Dzisiaj już nie pamiętam dokładnie, o czym rozmawialiśmy, bo to było 18 lat temu. Podam tylko kilka przykładów. Tuż po przyjściu do Lecha mieszkałem sam, a żona w Gdyni. Pewnego dnia ukradli nam samochód, a żona została z tym sama. Forbrich miał wielu znajomych i część z nich zajmowała się sprowadzaniem samochodów w dobrym stanie i po rozsądnej cenie. Wtedy poprosiłem o pomoc, którą otrzymałem bardzo szybko - powiedział.

I dodał: Innym razem Forbrich pomógł znaleźć mi lekarza, który w inny sposób zoperuje moją żonę. Nie twierdzę, że to był "wujek złota rączka", ale rozmawiałem z nim o codziennych rzeczach. Wielu rzeczy nie można było załatwić tak szybko jak dziś. Forbrich często dzwonił też do mnie, by po meczach pytać o niektóre wyniki, to kiedyś nie było internetu, a tylko telegazeta, która wyników tak szybko i przede wszystkim dokładnie nie aktualizowała.

Michniewicz o meczu Świt - Lech

Michniewicz, zgonie z prawdą, podkreślał, że nigdy nie został ani skazany, ani oskarżony w sprawie korupcyjnej. W końcu odniósł się do zarzutów w sprawie meczu w Nowym Dworze Mazowieckim. Michniewicz wyjaśnił i powiedział, dlaczego skład na mecz ze Świtem różnił się od optymalnego. W tamtym spotkaniu nowy selekcjoner nie wystawił kilku ważnych piłkarzy. 

Michniewicz odpowiedział, że wszystko determinowane było przez ligę oraz finał Pucharu Polski. Ten grano wtedy w formie dwumeczu. W pierwszym spotkaniu Lech pokonał Legię 2:0. Kilka dni później grał ze Świtem, a po nim rewanż z Legią.

Michniewicz wyjaśnił, że w meczu ze Świtem Bartosz Bosacki i Piotr Świerczewski nie zagrali w Nowym Dworze Mazowieckim, bo byli zawieszeni za żółte kartki (te z ligi i Pucharu Polski liczyły się w obu rozgrywkach - red.). Michał Goliński był zagrożony zawieszeniem na rewanż z Legią i w Nowym Dworze Mazowieckim usiadł tylko na ławce rezerwowych. Maciej Scherfchen nie zagrał zaś, bo był po kontuzji ręki. Na początku meczu ze Świtem kontuzji doznał dodatkowo Łukasz Madej.

Dopytywany o rozmowy z "Fryzjerem" przed meczem ze Świtem Michniewicz odpowiedział: - Rozmawiałem z nim 18 lat temu, naprawdę nie pamiętam o czym. Zresztą nie mogłem rozmawiać o niczym złym, bo w tej sprawie zeznawało kilku zawodników i żaden z nich nie powiedział, że Michniewicz dał jakikolwiek znak, by to spotkanie przegrać.

Michniewicz o meczu Górnik Polkowice - Lech

Drugim meczem, o jaki oskarżano Michniewicza, było starcie z Górnikiem Polkowice. W rewanżu z Legią Lech przegrał 0:1, ale zdobył Puchar Polski. Kolejny mecz grał dopiero za siedem dni. W tym czasie zespół był zapraszany na różne imprezy, a Michniewicz planował, by w Polkowicach zagrało kilku zawodników, którzy w tamtym czasie grali mniej.

Michniewicz przyznał, że zmienił decyzję po sytuacji, jaka spotkała go kilka dni przed meczem na rynku w Poznaniu. W trakcie wyjścia do restauracji z rodziną do trenera podeszło dwóch mężczyzn z Górnika Polkowice - Mariusz J. i Andrzej S. - i zaproponowali pieniądze za odpuszczenie meczu drużynie, która walczyła o utrzymanie w I lidze.

Michniewicz kategorycznie odmówił i poszedł do prezesa Lecha, informując go o wszystkim. Trener Lecha nie tylko zmienił zdanie co do składu, ale też sposobu dojazdu na mecz. Chociaż Michniewicz nie planował zgrupowania przed nim, to ostatecznie się ono odbyło. Trener mobilizował swoich piłkarzy, by wygrali, bo w razie porażki z pewnością posądzono by ich o korupcję. Lechici w Polkowicach pojawili się 10 minut przed meczem i przebierali się w lesie, by ograniczyć kontakt z ludźmi z Górnika. 

Lech wygrał ten mecz 2:0. W drodze powrotnej piłkarze spytali Michniewicza o możliwość wypicia piwa w autokarze. W czasie podróży jeden z masażystów przekazał trenerowi dolary, jakie otrzymał od jednej z drużyn walczących o utrzymanie. Była to nagroda za pokonanie Górnika. Michniewicz przekonywał, że o premii wcześniej nic nie wiedział, a w autokarze podzielił ją między wszystkich członków sztabu i piłkarzy.

Sprawie podziału pieniędzy przyjrzała się prokuratura. Sąd ostatecznie uniewinnił jednak masażystę. - Miałem obawy, czy nie okaże się, że ta premia jest nielegalna, albo że nie odprowadziłem za nią podatku. Ale to jedyna rzecz, której się trochę bałem. To wszystko. Raz jeszcze podkreślę, że nie zrobiłem nic złego, że nie zostałem za nic skazany, ani oskarżony - powiedział Michniewicz.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.