Ujawniamy: To dlatego Adam Nawałka nie wróci do reprezentacji Polski

Jakub Seweryn
Nie Andrij Szewczenko, nie Adam Nawałka, a Czesław Michniewicz. W serialu o tytule "Wybieramy selekcjonera" doszło do kolejnego zwrotu akcji i na dzień przed oficjalną informacją dużo wskazuje, że to właśnie Michniewicz rzutem na taśmę wygra ten zwariowany wyścig.

Kandydatem numer jeden był Andrij Szewczenko, a w blokach miał czekać Adam Nawałka. Tak było mniej więcej do czwartku. "Ale skoro w tej kwestii tak wiele potrafi się zmienić z dnia na dzień, to czy można wykluczyć jeszcze jeden zwrot akcji przed 31 stycznia?" - pisaliśmy niedawno.

Zobacz wideo W co gra Kulesza? Na nowego selekcjonera reprezentacji Polski czekamy ponad miesiąc

Przeczucie okazało się dobre, a Cezary Kulesza prawdopodobnie raz jeszcze zaskoczył. Prawdopodobnie, bo choć przecież prezes PZPN potwierdził, że wyboru już dokonał, to chyba jednak nikt już nie zaryzykuje, twierdząc, że kolejnego zwrotu w poniedziałek nie będzie i na Stadionie Narodowym nie pojawi się jednak - dajmy na to - Adam Nawałka?

Na finiszu faworytem Michniewicz, choć Kulesza miał wątpliwości

Jak usłyszeliśmy, "do podpisów nigdy nic nie wiadomo", ale wiele wskazuje na to, że nowym selekcjonerem reprezentacji Polski będzie Czesław Michniewicz.

Dzieje się tak, choć niemal od początku całej sagi Michniewicz nie był brany pod uwagę przez Kuleszę. A przynajmniej tak mówił współpracownikom sam Kulesza, który miał mieć mocne argumenty przeciw byłemu trenerowi Legii. Z jego otoczenia można było usłyszeć, że Michniewicz zostawia po sobie spaloną ziemię, gdziekolwiek pracował. A wielu (choć już nie w środowisku prezesa PZPN) zarzucało mu też liczne rozmowy z "Fryzjerem", choć sam Michniewicz nigdy nie usłyszał zarzutów i był w tej zakończonej już sprawie przesłuchiwany jedynie w charakterze świadka.

Niemniej jednak kandydatury Michniewicza Kulesza miał w ogóle nie rozważać. Takie informacje dochodziły z obozu samego trenera jeszcze w piątek rano. Później jednak wszystko zaczęło się zmieniać. Kulesza znakomicie się zna nie tylko z samym trenerem, ale też jego agentem Mariuszem Piekarskim, więc nie trzeba było wiele, by szybciutko przejść do negocjacji, od ogółu do szczegółu. Piekarski już wcześniej przyznawał w mediach, że zasugerowałby swojemu klientowi, aby zgodził się poprowadzić kadrę nawet tylko w barażach, jeśli taka propozycja miałaby miejsce. Czyżby właśnie to miało zmienić zdanie Kuleszy?

Casting Kuleszy w oczekiwaniu na Nawałkę

Serial "wybieramy selekcjonera", w którym główną rolę odgrywa prezes Cezary Kulesza, trwa już miesiąc. Kulesza znienacka dostał od Paulo Sousy egzamin, którego zaliczenie będzie w dużym stopniu decydowało o tym, jak będzie postrzegany przez resztę kadencji. Sam przecież wspominał w wywiadzie ze Sport.pl, że od wyników reprezentacji zależy to najbardziej. 

Pierwszym faworytem do roli nowego selekcjonera był Adam Nawałka. Kulesza rozpoczął na dobre poszukiwania, jeszcze kiedy były selekcjoner odpoczywał na Malediwach. Rozmawiał w Warszawie z Fabio Cannavaro, a także kilkoma trenerami pracującymi w Polsce, w tym Maciejem Skorżą. W mediach przewijało się mnóstwo nazwisk – Papszun, Probierz, Urban, Stolarczyk, Runjaić czy cała masa trenerów z zagranicy, którzy korzystając z okazji, postanowili o sobie przypomnieć.

Do 13 stycznia jednak faworytem pozostawał Nawałka i wszyscy czekali na jego powrót z wakacji, bowiem to właśnie z nim rozmowy miały być kluczowe w poszukiwaniach Kuleszy. Tym bardziej że pierwotnie sam prezes przyznawał, że zamierza wybrać nowego selekcjonera do 19 stycznia, gdy zbierał się zarząd PZPN.

Nocne spotkanie, wielki informacyjny galimatias i "kościół Nawałki"

Po nocnym spotkaniu z Nawałką, które odbyło się 13 stycznia w warszawskim hotelu Regent (panowie wpadli na siebie w tym hotelu, choć pierwotnie byli umówieni na kolejny dzień), rozpoczął się wielki informacyjny galimatias. Następnego dnia wielu cenionych dziennikarzy zaczęło sugerować, że Nawałkę można już śmiało nazywać nowym selekcjonerem. To nie była prawda, bo choć rozmowy na linii Kulesza – Nawałka szły w dobrym kierunku, to jednak Kulesza decyzji wcale wówczas nie podjął.

Z drugiej strony pojawiła się informacja "Przeglądu Sportowego", że spotkanie Nawałki z Kuleszą było przypadkowe, a prawdziwym faworytem jest Szwajcar Marcel Koller, którego kandydaturę mieli zaproponować Kuleszy Tomasz Hajto i Cezary Kucharski. Ani jedno, ani drugie do końca prawdą nie było – przypadkowy był jedynie termin rozmowy, a Koller faktycznie był jednym z kandydatów, miał ciekawe CV, ale w żadnym momencie nie był blisko przejęcia polskiej kadry. Tym bardziej że nie za bardzo pozwalało mu na to zdrowie – po poważnej operacji miała czekać go długa rehabilitacja.

A co z Nawałką? Cezaremu Kuleszy miało się nie spodobać - jak mówi się w bliskim otoczeniu - powstanie "kościoła Nawałki", czyli grupy osób, która miała wręcz wpychać byłego selekcjonera z powrotem na to stanowisko. Kulesza nie chciał, aby w takich warunkach Nawałka mógł czuć się mocniejszy od niego w negocjacjach, stawiać warunki, a jego kandydatura była traktowana w kategoriach wybawcy. 

Bo przecież pozycja Adama Nawałki w polskiej piłce w ostatnim czasie nie była przecież najmocniejsza – po mundialu w Rosji trenował jedynie przez kilka miesięcy Lecha Poznań i to z dramatycznie złym efektem. Za Nawałką przemawiał jedynie moment wyboru nowego selekcjonera (do meczu z Rosją będzie miał on tylko dwa-trzy treningi) i to, że pozostawał w dobrych relacjach z najważniejszymi piłkarzami kadry.

Ale i to nie okazało się decydujące. Przez weekend Adam Nawałka wciąż pozostawał faworytem do objęcia kadry. I czuł się na tyle pewnie, że za zgodą Kuleszy (choć bez zapewnienia o tym, że to właśnie on będzie nowym selekcjonerem) rozpoczął już pracę pod kątem przygotowań do meczu z Rosją, o czym wspominał rzecznik PZPN Jakub Kwiatkowski.

Sentyment do Szewczenki, ale bez wzajemności

I gdy 19 stycznia był coraz bliżej podpisania umowy, z pozoru niewiele znaczące wydarzenie wywróciło wszystko do góry nogami. 15 stycznia włoska Genoa zdecydowała się zwolnić Andrija Szewczenkę. A że Kulesza Szewczenkę bardzo ceni i wyboru dokonywał sam, bez pomocy (i wiedzy) współpracowników, doprowadziło to do zwrotu akcji w poszukiwaniach selekcjonera. I przesunięcia terminu jego ogłoszenia do 31 stycznia. To, wraz z trudnymi do spełnienia warunkami finansowymi całej operacji, sprawiło, że nawet w otoczeniu Kuleszy nie wierzono, że taki temat w ogóle zaistnieje. 

Ostatnio w środowisku pojawiła się opinia, że starania Kuleszy o Szewczenkę, które trwały przez ponad tydzień, było jedynie blefem. Ale, jak się dowiadujemy, Kulesza rzeczywiście chciał zatrudnić Szewczenkę. I to na nim chciał oprzeć autorski projekt reprezentacji Polski.

Problem w tym, że to uczucie było bez wzajemności. Szewczenko, mając pewne sześć milionów euro w Genui do 2024 r., nie zrobił wiele, by móc podpisać kontrakt z reprezentacją Polski. Być może umowa z Włochami go zadowalała i tylko wypłata dużej części kontraktu doprowadziłaby sprawę do szczęśliwego końca. A być może Ukrainiec nie był tak bardzo chętny do podjęcia kolejnego dużego sportowego ryzyka, gdy przed chwilą został zwolniony z klubu, z którym ugrał trzy punkty w dziewięciu meczach ligi włoskiej? A i postawa Genoi nie dawała większych szans na realizację planu Kuleszy, który ostatecznie zakończył się porażką. I do której być może prezes nie będzie chciał się przyznać.

Tematu nie udało się spiąć od strony finansowej. Szewczenko nie chciał rezygnować z pieniędzy, które gwarantował mu kontrakt z klubem Serie A, a jednocześnie PZPN nie było stać, aby w tych okolicznościach legendzie Milanu transfer do kadry po prostu się opłacał.

Być może właśnie to miał na myśli były rzecznik Ukraińca z reprezentacji Mykoła Wasylkow, który zdradził nam, że Szewczenko zasiądzie do rozmów, tylko gdy PZPN zaoferuje mu pensję w okolicy 3 mln euro. Podczas gdy sam prezes na ostatnie dni swojej misji wyjechał do Turcji, w otoczeniu Kuleszy pojedyncze osoby, opierając się o wysoką wartość wizerunku Szewczenki, rozpoczęły tajną operację szukania sponsora, który byłby w stanie opłacać sporą część kontraktu Ukraińca.

W związku mówiło się też, że ugoda z Genoą na bardzo korzystnych dla Szewczenki warunkach mogłaby obniżyć jego wymagania względem PZPN, w skrajnym przypadku nawet do 1,2 mln euro rocznie. Do tego wciąż jednak trzeba by było doliczyć co najmniej kilkaset tysięcy euro dla asystenta (asystentów) Szewczenki – Mauro Tassottiego i ew. Andrei Maldery. 

Na niepowodzenie tej misji miał czekać dogadany Adam Nawałka, choć w mediach zaczęto wspominać, że wyżej mogą stać akcje Jana Urbana. Sam trener zaprzeczył jednak jakiemukolwiek spotkaniu z Kuleszą.

To Michniewicz ma okazać się "asem z rękawa". Nawałka przelicytował?

W piątek zaczął się kolejny informacyjny bałagan. Jedni twierdzili, że to Nawałka jest pewniakiem, inni sugerowali, że zdążył już podpisać kontrakt z PZPN. Z drugiej strony pojawiały się jednak informacje, że "w poniedziałek mogą się wszyscy zaskoczyć". I tak też najpewniej będzie, gdy na Stadionie Narodowym Cezary Kulesza pojawi się w towarzystwie Czesława Michniewicza.

Co doprowadziło do tego kolejnego zwrotu akcji? W kuluarach mówi się, że po tym jak upadła kandydatura Szewczenki, Adam Nawałka przelicytował. Myśląc, że znów jest jedynym kandydatem do przedstawienia na Narodowym w poniedziałek, zaczął stawiać Kuleszy kolejne warunki, a ten wówczas przypomniał sobie o propozycji duetu Piekarski – Michniewicz, z perspektywy związku bardzo korzystnej.

I pomijając wszelkie okoliczności wyboru Michniewicza, będzie to decyzja bardzo rozsądna. Nawet w Legii, gdzie jego koniec był niefortunny, trener ten dał się poznać jako taktyk, który potrafi świetnie przygotować zespół do konkretnych spotkań. Przez najbliższe niespełna dwa miesiące z pewnością będzie pochłonięty pracą, by znaleźć najmniejsze szczegóły w grze przeciwników, które w marcu reprezentacja Polski będzie mogła wykorzystać. Do roli zadaniowca Czesław Michniewicz pasuje doskonale, i w takiej roli zostanie  zatrudniony, a jego umowa ma zostać przedłużona dopiero po zwycięskich barażach o mundial w Katarze.

Sprawa wyboru nowego selekcjonera reprezentacji Polski ciągnęła się z pewnością zbyt długo. Zaczęła męczyć opinię publiczną, a także wywołała wątpliwości co do zamiarów Kuleszy. Niełatwo mu będzie teraz obronić tezę, że jego decyzja jest w pełni przemyślana i rzeczywiście wybrał on tego kandydata, na którym zależało mu najbardziej. Można też przyznać po części rację środowisku Adama Nawałki, dla którego cała ta saga zakończyła się w sposób nie do końca poważny.

To wszystko nie będzie jednak miało znaczenia, jeśli nowy selekcjoner wygra w Moskwie, a tym bardziej gdy awansuje w marcu na mistrzostwa świata. Jeśli jednak ta misja się nie uda, dyskusje o doborze selekcjonera powrócą. A po marcowych barażach oceniony zostanie nie tylko Michniewicz, ale i Kulesza otrzyma ocenę za swój pierwszy poważny egzamin w roli prezesa.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.