W środę Paulo Sousa porozumiał się z PZPN-em ws. rozwiązania kontraktu. Portugalczyk, który miał w marcu poprowadzić kadrę w barażach o awans na MŚ 2022 w Katarze, został już przedstawiony jako nowy trener Flamengo.
Porozumienie na linii PZPN - Sousa wydaje się być korzystniejsze dla pierwszej strony. Sousa musiał zapłacić 2 miliony złotych kary za przedwczesne rozwiązanie kontraktu. Dodatkowo, co oczywiste, on i jego sztab nie dostaną pieniędzy za okres, do którego obowiązywał kontrakt.
Taktykę Cezarego Kuleszy w ostatnich dniach ocenił były prezes PZPN Michał Listkiewicz. - Myślę, że to wszystko są przemyślane kroki. Prezes Kulesza ma duże doświadczenie w zarządzaniu klubem i negocjacjach z trenerami. Nie sądzę, by działał w emocjach, widocznie chciał pokazać Sousie, kto rozdaje karty, uzmysłowić mu, że za PZPN stoi zwarta siła społeczno-medialna, że to sprawa narodowa - stwierdził w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Listkiewicz niezbyt pozytywnie ocenił także samą osobą Paulo Sousy. - Powtarzałem, że nie przekonuje mnie człowiek, który wciska ludziom taki kit-bajer - stwierdził. Nie zgodził się także z porównaniem Portugalczyka do Leo Beenhakkera ze względu na współmierny dorobek obu trenerów. - Holender, gdy przychodził do Polski, miał w dorobku pracę w Realu, reprezentacji Holandii, wprowadzenie na mundial tak peryferyjnej drużyny jak Trynidad i Tobago. To zupełnie inna skala niż prowadzenie kilku klubów, i to z nie najlepszym skutkiem, bo pamiętajmy, że z Bordeaux Sousa odszedł w atmosferze skandalu, z Izraela również, już nie mówiąc o historiach na Węgrzech, gdzie zabronił w szatni Videotonu mówić w ojczystym języku i miał fizyczne starcia z dziennikarzami - skomentował.
Były prezes PZPN pokusił się także o poszukanie motywów odejścia Sousy. Według niego jednym z nich był, fakt, że Sousa wystraszył się, że nie rady w barażach. - Zdał sobie sprawę, że praca z reprezentacją go przerosła - powiedział także.