Sousa to spektakularna klęska Bońka. A ten jeszcze pyta: Za co?

Dominik Senkowski
Krytykując Paulo Sousę, nie zapominajmy o Zbigniewie Bońku, który zdecydował o zatrudnieniu Portugalczyka. Były prezes PZPN dał się oszukać. Mimo to broni się i pyta: za co mam przepraszać?

W ostatnich latach koniec grudnia to najbardziej zwariowany okres w polskiej piłce. Dokładnie trzy lata temu rzekomy członek dynastii kambodżańskiej Vanna Ly oraz szwedzki biznesmen Mats Hartling chcieli kupić Wisłę Kraków. Okazało się, że są zwykłymi oszustami. Podobnie jak Paulo Sousa, który mówił dużo i w pięknych słowach o reprezentacji, a koniec końców chce ją zostawić tuż przed barażami do mundialu.

Zobacz wideo "Piramidalna bzdura. Dywersja". Ostro o zachowaniu Sousy i Lewandowskiego

Historia futbolu zna różne przypadki, ale takiego w piłce reprezentacyjnej nie było już dawno. Przypomina się sprawa Julena Lopeteguiego, który przed mundialem w Rosji 2018 negocjował za plecami hiszpańskiego związku kontrakt z Realem Madryt, za co działacze federacji postanowili go zwolnić jeszcze przed rozpoczęciem turnieju. Był też Ronald Koeman, który po awansie na Euro zostawił Holendrów dla Barcelony. Jednak Sousa przebił Lopeteguiego i Koemana, bo opuszcza drużynę w połowie drogi na wielką imprezę. Portugalczyk wszedł na wyższy poziom braku lojalności.

Kto zatrudnił Sousę?

Krytykując Paulo Sousę, nie można zapomnieć o Zbigniewie Bońku, który zdecydował o zatrudnieniu Portugalczyka. Były prezes PZPN zaliczył spektakularną klęskę, dał się oszukać. Kto go namówił do zatrudnienia Sousy? W styczniu na powitalnej konferencji selekcjonera Boniek zachwalał swój wybór, twierdził, że każdy z jego rozmówców pytany o Portugalczyka odpowiadał "Zibi, top". Powiedzenie to nie raz było wyśmiewane, a ostatnie dni tylko wzmocnią taki odbiór.

Niestety, Boniek poszedł w ślady polskich działaczy klubowych odpowiedzialnych za ściąganie piłkarzy, którzy nie potrafią przed transferem dobrze przeanalizować charakteru zawodnika, ocenić jego przeszłość, a potem dziwią się, że zawodnik odwala numery w nowym miejscu pracy. Zatrudnianie Paulo Sousy od samego momentu było dyskusyjne, bo jako szkoleniowiec bardzo często zostawiał za sobą spaloną ziemię.

- Sam się zastanawiam, dlaczego Sousa chce prowadzić naszą reprezentację - powiedział Boniek w styczniu, ogłaszając nominację Portugalczyka. Wybrał selekcjonera i ponosi dużą część winy za obecne zamieszanie. Choć pewnie nigdy się do tego nie przyzna. - Za co ja mam przepraszać? Że Sousa idzie do Flamengo? - pytał w niedzielę w rozmowie z Romanem Kołtoniem na kanale "Prawda Futbolu".

A do tego kontrakt Sousy z PZPN był skonstruowany niekorzystnie dla polskiej strony - informuje Jakub Seweryn ze Sport.pl. Portugalski trener potraktował Polskę jak piłkarską republikę bananową, opuszczając nas w trakcie eliminacji do MŚ (baraże to część eliminacji), bo mu na to pozwolono. Gdzie byli prawnicy związku? I kto ich zatrudnił? 

Nie da się już bronić Sousy

Wielu broniło Paulo Sousy. Nie mieszka w Polsce, prawie się tu nie pojawia, nie bywa na meczach ekstraklasy ani w europejskich pucharach. Raz pochwalił nasze szkolenie, kilka miesięcy później brzmiał prawie jak Leo Beenhakker, gdy mówił, że musimy wyjść z drewnianych chatek. Okazało się, że chłodny stosunek Portugalczyka do pracy w reprezentacji nie jest przypadkowy - nigdy nie traktował tej pracy poważnie, a ostatnie dni są tego najlepszym dowodem. Pojawiają się teorie, że może mecz z Węgrami specjalnie chciał przegrać, by wymusić na PZPN zwolnienie?

W dniu wyboru Sousy przypominałem: "Francuzi twierdzą, że Paulo Sousa miał w umowie z Bordeaux zapisany procent od sprzedanych zawodników. - Nie był to wymysł grupki niechętnych Sousie kibiców - twierdził Michał Bojanowski, komentator Ligue 1 w Canal+. Bojanowski przywołuje także kontrowersyjny transfer Bordeaux, w którym miał uczestniczyć agent Sousy." Paulo Sousa zmienia pracodawców jak rękawiczki - miał ich aż dziesięciu w ciągu 11 lat trenerskiej kariery. Można było łatwo sprawdzić, przewidzieć, jak duże ryzyko generuje jego zatrudnienie. Wątpliwe, by wypełnił dwuletni kontrakt, jaki oferuje mu Flamengo. Ale to już nie nasz problem.

Piłkarze zyskali alibi

Naszym problemem jest reprezentacja Polski, która na trzy miesiące przed startem baraży do MŚ zostaje bez selekcjonera. Być może związek otrzyma od Brazylijczyków odszkodowanie, ale trener jest już stracony. Mentalnie jest już poza kadrą, po takim zamieszaniu trudno wyobrazić sobie, żeby piłkarze mieli do niego jakiekolwiek zaufanie. Dobro drużyny wymaga, by rozwiązać tę sprawę jak najszybciej i jak najszybciej znaleźć odpowiedniego następcę.

Bilans selekcjonerski Zbigniewa Bońka wypada źle. Trafił z Adamem Nawałką, przestrzelił z Jerzym Brzęczkiem oraz Paulo Sousą. Jak na tym polu wypadnie Cezary Kulesza? Niebawem czeka go pierwsza taka decyzja. Pewniaków brak, bo jeśli nie będzie to trener z Polski (Czesław Michniewicz? Jerzy Brzęczek?), czeka nas prawdopodobnie kolejny zagraniczny eksperyment.

Czasu zostało mało i tylko piłkarze zyskali na całym zamieszaniu. W przypadku niepowodzenia w barażach do mundialu mają alibi: chwilę wcześniej stracili selekcjonera. Następca Sousy będzie miał tylko trzy treningi przed spotkaniem z Rosją w Moskwie. Gdyby w takich okolicznościach awansował na mistrzostwa świata, byłaby to iście filmowa historia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.