Zbigniew Boniek często mówi, że problemem polskiej piłki są ludzkie zasoby. Jego zdaniem brakuje kompetentnych i silnych osób do pełnienia najważniejszych funkcji. Tymczasem sam, jako prezes PZPN, poległ właśnie w zarządzaniu zasobami. Na ostatnich dwóch selekcjonerów wybrał trenerów kompletnie się do tego nienadających. Jerzemu Brzęczkowi brakowało kompetencji - głównie tych miękkich. Paulo Sousie zabrakło zasad, o których tak dużo mówił - lojalności i odpowiedzialności.
Cezary Kulesza poinformował, że Paulo Sousa chce rozwiązać z PZPN kontrakt za porozumieniem stron, bo ma ofertę z innego klubu. Prezes ocenił jego zachowanie jako skrajnie nieodpowiedzialne i niezgodne z wcześniejszymi deklaracjami. Dlatego propozycji Portugalczyka nie przyjął. To jednak problemu nie rozwiązuje i trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym jednak Sousa zostaje na stanowisku i prowadzi Polskę w marcowych barażach.
Wiadomo, że Portugalczyk ma znacznie gorszy kontakt z Kuleszą niż z Bońkiem, który go wybrał i po włosku miło porozmawiał. Ale przyczyn takiego zakończenia związku Sousy z reprezentacją trzeba szukać nie w ostatnich tygodniach, a przed rokiem, gdy podpisywał kontrakt. Mógł wszystko: mieszkać w Portugalii, przylatywać do Polski tylko na zgrupowania, nie włączać do sztabu polskiego trenera, nie wsiąkać w to środowisko przy okazji wizyt na meczach ekstraklasy. Nad Sousą nie było kontroli. Można tylko zgadywać, co w ostatnich dniach zajmowało go bardziej: przygotowania do barażów czy analizowanie składu Flamengo. Zbigniew Boniek popełnił błąd pozostawiając mu tak dużą swobodę. Sousa okazał się człowiekiem niegodnym zaufania.
Tyle że tego wszystkiego można się było spodziewać. Boniek, rozpytując o Sousę, słyszał ponoć, że to "top". Ale najwyraźniej nie pytał o takie sprawy, jak lojalność, honor i uczciwość. Gdyby dodzwonił się do Bordeaux, klubu, który trenował Sousa przed przejęciem reprezentacji Polski, miałby deja-vu. To wszystko, co śledzimy zza świątecznego stołu, grali już we Francji w sierpniu 2020 r. Marcin Jabłoński, kibic Bordeaux, rozczarowany pracą Sousy, napisał do niego pożegnalny list. Wspomniał w nim, że Sousa na początku też zrobił na wszystkich kibicach świetne wrażenie. Był elokwentny, kulturalny i pięknie opowiadał o piłce. Ale później były słabe wyniki i jeszcze gorsze pożegnanie.
"Przyszła pandemia, siedziałeś cicho przez trzy miesiące, wypłata wpływała na konto i w pierwszych dniach po powrocie stwierdziłeś, że jesteś wykończony. Wykończony atmosferą w klubie, brakiem transferów. Zechciałeś odejść. Zamiast powiedzieć "do widzenia" zażądałeś 3,36 miliona euro za przedwczesne rozwiązaniem kontraktu. Naprawdę Paulo? Nie chcesz być dalej trenerem naszej drużyny, Ty chcesz odejść, nikt Cię nie zwalniał i jeszcze mamy Ci za to zapłacić? Dowiedzieliśmy się, że prowadzisz rozmowy z Benfiką, mimo że Twój agent temu zaprzeczał kilka dni temu".
Agent Sousy w ostatnich dniach zaprzeczał też rozmowom z brazylijskimi klubami, choć prawdopodobnie Portugalczyk negocjował i z Flamengo, i z Internacional. Hugo Cajudzie wypada jednak pogratulować. Taka robota agenta. Mimo że Sousa skończył Euro już w grupie, eliminacje do mundialu utrudnił w ostatnim meczu i flirtuje z innymi zespołami kilkanaście tygodni przed najważniejszymi meczami, on znalazł mu dobrze płatną pracę w Brazylii. Zawiódł Sousa - najpierw jako selekcjoner, a na końcu jako człowiek. Zawiódł też Boniek. Najpierw z Brzęczkiem jako selekcjonerem, na koniec z Sousą jako człowiekiem.