Paulo Sousa od samego początku pięknie opowiadał o piłce nożnej i swoich planach (czym zasłużył na prześmiewczą ksywkę "siwy bajerant"), choć fakty go brutalnie zweryfikowały - z 15 meczów kadra pod jego wodzą wygrała zaledwie sześć (po dwa z Andorą, San Marino i Albanią), na Euro 2020 odpadła już po fazie grupowej, a w dodatku w bardzo głupi sposób straciła rozstawienie w barażach el. MŚ 2022. Ale dla Sousy to już nie problem, bo chce zdezerterować jeszcze przed marcowym starciem z Rosją - w dodatku w rozmowie z Cezarym Kuleszą użył absurdalnego i bezczelnego argumentu, że to dobry moment na zmianę (o czym poinformowały "Sportowe Fakty"), czym jeszcze bardziej rozwścieczył prezesa PZPN.
Ale sygnałów o tym, że nie traktuje swojej pracy na 100 procent, było już wcześniej wiele - nie mieszkał w Polsce czy regularnie olewał ekstraklasę, nawet takie mecze jak Legia Warszawa - Lech Poznań, gdzie na boisku pojawiło się wielu kandydatów do powołania do reprezentacji Polski. Sousa odpowiadał, że większość kandydatów do gry w kadrze gra w ligach zagranicznych, a sztab jest na tyle szeroki, że i tak wszyscy są obserwowani, ale jak zwracał uwagę Dawid Szymczak w swoim tekście: - Oglądanie piłkarzy to jedno. Mecz ekstraklasy mógłby być dla Portugalczyka okazją do wymienienia myśli z polskimi trenerami i szansą na lepsze zrozumienie środowiska, w którym przyszło mu pracować.
Już to zachowanie przeczyło jego słowom o "procesie" i długofalowej myśli. Wyglądało to trochę tak, jakby pracował w kadrze na pół gwizdka. Porównajmy jego podejście do Roberto Martineza, hiszpańskiego selekcjonera reprezentacji Belgii. - Wielkim argumentem na jego korzyść jest fakt, że nie jest po prostu trenerem - pisał w listopadzie "The Athletic". W 2019 roku, gdy niespodziewanie z funkcji dyrektora technicznego belgijskiej federacji zrezygnował Chris Van Puyvelde (dla identycznej roli w Chinach), Martinez przejął jego funkcję.
Miało to być jedynie tymczasowe rozwiązanie, ale Martinez łączy tę funkcję z pracą trenera do dzisiaj. I pomagał m.in. przy renowacji obiektów treningowych Proximus, z którego korzysta nie tylko jego kadra, ale również kobieca reprezentacja i drużyny młodzieżowe. Ma również udział w unowocześnianiu narzędzi scoutingowych i analiz tworzonych na rzecz kadry.
- Kompletnie odmienił to, jak postrzegamy rolę selekcjonera reprezentacji Belgii. Zbudowaliśmy struktury, które będą istniały nawet po jego odejściu - tłumaczy Mehdi Bayat, prezes belgijskiego związku. - Moja codzienna praca polega na tym, by zbudować trwałe struktury. Już pracujemy nad MŚ 2026, mamy gotowe plany rozwoju dla wybranych piłkarzy, by osiągnęli najwyższy poziom na tym turnieju - tłumaczył Martinez. Przy tego typu podejściu pomysł Sousy na zgrupowanie dla piłkarzy z ekstraklasy, który tłumaczył następująco:
Chciałbym zaprosić wyróżniających się zawodników. Na dwa dni, dwa treningi. I to jest coś, co chciałbym robić. Do tego chciałbym zaprosić wszystkich trenerów z ekstraklasy na te dwa dni, by wymienić się doświadczeniami, porozmawiać o futbolu, o polskiej piłce albo taktyce. To mogłoby dać mi powód, aby jeszcze częściej bywać w Polsce - kiedy bylibyśmy w kontakcie i mogli się wspólnie rozwijać
brzmi niepoważnie. A zwłaszcza słowa, że "to mogłoby dać mu powód, aby jeszcze częściej bywać w Polsce". Wystarczającym powodem jest umowa, którą podpisał w styczniu, a którą po niecałym roku chce zerwać. Dostał w Polsce ogromny kredyt zaufania, nawet mimo porażek jak na Euro 2020 czy późniejszych meczach, w których kadra była bardzo nierówna, komentatorzy zwracali uwagę na okoliczności łagodzące. To multum kontuzji czołowych piłkarzy czy fakt, że dostał pracę na dwa miesiące przed eliminacjami i pół roku przed Euro, nie mając takiego komfortu jak np. Adam Nawałka, który został trenerem reprezentacji Polski 1 listopada 2013 roku i na pierwszy mecz o punkty czekał prawie rok (7 września 2014 roku, 7:0 z Gibraltarem), rozgrywając w tym czasie aż siedem sparingów, w trakcie których dawał szansę takim piłkarzom jak Rafał Kosznik czy Tomasz Brzyski.
Z Sousą wiązano spore nadzieje - zwłaszcza jeśli chodzi o wyznaczanie trendów i zmianę mentalności w polskiej piłce, choćby porzucenie mitu, że "Polska umie grać tylko z kontrataku" - zwłaszcza że jego kadra miała przebłyski, ale nigdy nie ustabilizowała formy. I Portugalczyk nie ma żadnego prawa czuć się niesprawiedliwie potraktowany. To on zachowuje się niepoważnie, opuszczając kadrę jeszcze w trakcie swojej misji (Kulesza odrzucił propozycję obustronnego rozwiązania umowy, ale i tak wiadomo, że to już koniec Sousy w Polsce i zgodzi się na jego odejście w przypadku odpowiedniej oferty z Flamengo). - Nie jestem w stanie i nie chcę dementować każdej plotki, która mnie dotyczy. Od wtorku, kiedy rozmawialiśmy po raz ostatni, nic się nie zmieniło: w Polsce wciąż mam ważny kontrakt, a moim celem jest mecz z Rosją, tylko to mam w głowie. A czy była propozycja z Brazylii? Oferty były i są, nie ukrywam tego. Ale wiele informacji to plotki, do których nie warto się odnosić - mówił Sousa nieco ponad tydzień temu, pytany o oferty z Brazylii.
Okazało się, że "siwy bajerant" kłamał od pierwszych słów do samego końca.