Polskie piłkarki podobne do kadry Sousy. "To żadne nasze DNA. Surowo za to płacimy"

Dawid Szymczak
Walczyła o drugie miejsce w eliminacyjnej grupie, jest w przebudowie, zmaga się z brakiem czasu, ma selekcjonerkę chcącą rozruszać ofensywę i piłkarki ograniczone technicznie - żeńska reprezentacja Polski jest bardzo podobna do męskiej. Mimo rozczarowującego ostatniego zgrupowania przekaz pozostaje taki sam: ani kroku wstecz.

Nina Patalon jest selekcjonerką od kwietnia, Paulo Sousa pracuje z męską reprezentacją od stycznia. Oboje walczą o mundial, a równocześnie dość gwałtownie zmieniają styl gry swoich drużyn. Łączy ich to, że chcą odejść od okopywania się w swoim polu karnym i wybijania piłki na najlepszego w zespole napastnika lub napastniczkę. Portugalczyk, nieco górnolotnie, nazywa to zmianą mentalności. Polka mówi po prostu, że chce dominować, grać odważnie, kombinacyjnie i utrzymywać swój styl niezależnie od rywalki. - Ale takie zmienianie tożsamości czasami boli - zauważa Joanna Tokarska, była reprezentantka Polski. 

Zobacz wideo "Chcemy, żeby kobieca piłka była w każdym zakątku naszego kraju"

"Granie tzw. 'lagi' na Ewę Pajor jest krótkowzroczne"

Polaków zabolało przede wszystkim podczas Euro, gdy przez liczne błędy w defensywie odpadli już w grupie, a Polki w ostatnim meczu z Belgijkami, przegranym 0:4. Zagrały w nim słabo, stworzyły bardzo niewiele okazji bramkowych i spadły na trzecie miejsce w grupie, co znacząco ograniczyło ich szanse na udział w barażach. Teraz potrzeba zwycięstwa na wyjeździe z bardzo silnymi Norweżkami i kompletu punktów w pozostałych trzech meczach, a do tego jeszcze przynajmniej jednej porażki Belgijek. Słowem - potrzeba cudu. 

Polki oczywiście będą do końca walczyły o awans na ten turniej, ale priorytetem tej kadry od początku pracy Niny Patalon jest przygotowanie drużyny na następny - mistrzostwa Europy w 2025 r. Być może Polska je zorganizuje, decyzja dopiero zapadnie. Wystąpić w nim jednak musi. Nie ma znaczenia, czy dostanie miejsce w prezencie, czy będzie musiała przedrzeć się przez eliminacyjne sito. Taki cel na odchodne postawił przed selekcjonerką Zbigniew Boniek. Stąd to odmładzanie składu, wprowadzanie debiutantek i zmienianie stylu gry na znacznie mniej archaiczny. Stąd też ta upartość Patalon, która nawet po przegranym meczu zapewniała, że z obranej drogi nie zejdzie. - Odwaga jest ważna, ale wytrwałość jest jeszcze ważniejsza. Takie doświadczenia mają nas budować - zapewniała po spotkaniu z Belgią.

- Ta zmiana podejścia i filozofii jest potrzebna, nawet jeśli wiązać się będzie z paroma niekorzystnymi wynikami - zgadza się Joanna Tokarska, była reprezentantka Polski. - My po prostu musimy nauczyć się gry piłką. To priorytet. Granie tzw. "lagi" na Ewę Pajor, jak w ostatnich latach, jest krótkowzroczne. Czasem się sprawdza, bo to jedna z najszybszych napastniczek na świecie, więc najczęściej dobiega do piłki szybciej od rywalek, ale wystarczy, że jej zabraknie - jak w kluczowym dwumeczu poprzednich eliminacji z Czechami - a my zostajemy kompletnie bez pomysłu na grę - argumentuje.  

Mało czasu i kontuzje. Niny Patalon można bronić jak Paulo Sousę

Przez pół roku pracy z kadrą Patalon zdążyła odmienić słowo "ofensywa" przez wszystkie przypadki. Na razie jednak nie odmieniła samej gry Polek w ataku. Ze słabym Kosowem było mnóstwo okazji, ale bardzo mizerna skuteczność - stąd wymęczone 2:1. Z silniejszą Belgią nawet okazji zabrakło. Ale by selekcjonerkę usprawiedliwić, wystarczy sięgnąć po argumenty używane przy bronieniu Paulo Sousy. Czasu na pracę miała mało, już po trzech sparingach zaczęła rywalizację w eliminacjach i musi sobie w nich radzić bez podstawowych zawodniczek.

Sousa nie miał na Euro Arkadiusza Milika i Krzysztofa Piątka, przez cały czas brakuje mu defensywnych pomocników, a na Wembley wyszedł bez Roberta Lewandowskiego. Patalon w kluczowym meczu z Belgijkami nie mogła za to wystawić Katarzyny Kiedrzynek, Sylwii Matysik (weszła dopiero w drugiej połowie), Gabrieli Grzywińskiej i Ewy Pajor, która jest równie kluczowa w grze ofensywnej, jak Lewandowski dla męskiej kadry. - Gdyby wyjąć cztery kluczowe piłkarki Belgii, to ten zespół też wyglądałby zupełnie inaczej. Nie lubię szukać łatwych usprawiedliwień, natomiast taka jest dzisiaj rzeczywistość, że Polska nie ma na tyle szerokiej kadry, by bezboleśnie zastępować podstawowe zawodniczki - mówi Tokarska.

Ale obawy kibiców towarzyszące zmianie stylu może budzić coś jeszcze: czy ten ofensywny styl gry polskiej reprezentacji - zarówno kobiecej, jak i męskiej - w ogóle pasuje. Czy nie przegrywa konfrontacji z rzeczywistością i nie brakuje w tym wszystkich wyrachowania. Sousa po Euro ze zmianami nieco wyhamował, część pomysłów porzucił. Patalon wciąż jest konsekwentna. 

- Polski piłkarz i polska piłkarka są podobni. Zawodzą u nich podobne rzeczy: spokojne przyjęcie i podanie piłki bez potrzeby poprawiania piłki po kilka razy. Przez to cała gra zwalnia i trudno o zaskoczenie rywala. Dlatego później mówi się, że Polska najlepiej gra z kontry i tak już mamy. To jednak żadne nasze DNA, a efekt szkoleniowych błędów i niskiego poziomu treningów w młodości - uważa Tokarska. - Taka kombinacyjna gra i chęć wyprowadzania piłki od własnej bramki, którą pokazały Polki w meczu z Belgią, dodatkowo uwypukla ich techniczne deficyty. Płacimy za to surowo, bo proste błędy prowadzą do straty goli.

- Gdyby jednak przeanalizować całość gry Polek w ostatnim półroczu, widać pozytywy, jest postęp, ale czasami po prostu brakuje jeszcze jakości. Nasze reprezentantki codziennie muszą pracować nad techniką. Z męskiej reprezentacji, od jej kapitana, idzie przykład, że można ten aspekt poprawić w każdym wieku. Przecież Robert Lewandowski wyjeżdżając z Lecha Poznań też był technicznie ograniczony - mówi była reprezentanta Polski, ekspertka TVP Sport. 

Po co Polsce Euro 2025?

Trwających eliminacji - mimo wyniku z Belgią i nikłych szans na awans - nie należy jednak spisywać na straty. Przed reprezentantkami Polski cztery cenne lekcje, a jeszcze wcześniej trzy sparingi, by doszlifować niedoskonałości. - Oczekuję, że przede wszystkim te mecze towarzyskie zostaną na tyle dobrze wykorzystane, że zobaczymy po nich już wyraźny postęp i do dalszej części eliminacji wrócimy lepiej poukładane jako zespół. Do tego dochodzi dopracowanie szczegółów. Mamy chociażby bardzo dużo rzutów wolnych z niedużej odległości, a kompletnie ich nie wykorzystujemy. W kobiecej piłce największe deficyty znajdziemy wśród bramkarek. Tymczasem nasza reprezentacja nawet nie daje rywalkom popełnić błędów. Jeśli mamy taki dzień, jak w Belgii, że trudno przychodzi nam stwarzanie sytuacji, to takim prostym uderzeniem zza muru można sobie bardzo pomóc - uważa Tokarska.

A dlaczego występ w Euro 2025 jest tak istotny, że prezes Boniek wyraźnie wspomniał o nim podczas prezentowania nowej selekcjonerki? - Jeśli turniej będzie u nas - na co bardzo liczę, bo skoro UEFA chce rozruszać kobiecą piłkę we wschodniej części Europy, to powinna nam go przyznać - kobieca piłka w Polsce dostanie wielką szansę. Będzie bowiem zupełnie inaczej eksponowana w mediach, co pozwoli wzbudzić większe zainteresowanie. Tego potrzeba. Poza tym, dla tych dziewięciu miast zgłoszonych do organizacji tego turnieju w Polsce to też kapitalna sprawa, bo chociażby za Holenderkami, Niemkami czy Angielkami jeżdżą tłumy kibiców i na pewno na stadionach byłaby przewaga turystów, a nie miejscowych - mówi Tokarska.

Następne mecze eliminacyjne - z Armenią i Norwegią - reprezentacja Polski zagra w kwietniu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA