To był jeden z dziwniejszych meczów reprezentacji Polski, jakie oglądaliśmy. A oglądaliśmy wszystkie od dawna... Albania atakowała, momentami ośmieszała nas w obronie, była bliska goli. A Polska? A Polska zdobywała kolejne bramki. Głównie dlatego, że w swoich szeregach mamy Roberta Lewandowskiego.
Pierwsza połowa zaczęła się dla nas wyśmienicie. Najpierw Albańczycy złapali trzy szybkie żółte kartki za faule na naszych piłkarzach, a już w 12. minucie biało-czerwoni niespodziewanie łatwo wyszli na prowadzenie. Rzut wolny wykonywał Jakub Moder, który zagrał świetną, "ciętą" piłkę do Kamila Glika, ten zgrał ją na drugą stronę pola bramkowego, a tam do siatki głową wpakował ją Robert Lewandowski, dla którego było to już 70. trafienie w narodowych barwach.
Niestety, od 20. minuty gra Polaków stanęła. Polacy kompletnie nie radzili sobie w drugiej linii, a Albania z każdym kolejnym momentem się rozkręcała. Pod naszą bramką robiło się coraz groźniej i w końcu, w 25. minucie, rywale strzelili gola. Çikalleshi dostał podanie w nasze pole karne, tam niewytłumaczalnie zachował się Kamil Glik, który odsunął się od piłki. Za akcją nie nadążył też Bednarek (to on na początku stracił krycie nad Albańczykiem) i napastnik wpakował piłkę do bramki. Zastanawiać może też interwencja Szczęsnego, bo wydaje się, że z tak ostrego kąta piłka nie powinna wpaść do bramki.
W 30. minucie Paulo Sousa niespodziewanie dokonał pierwszej zmiany. Wpuścił na boisko Pawła Dawidowicza za Bartosza Bereszyńskiego, który znowu radził sobie nie najlepiej na pozycji trzeciego stopera. Okazało się jednak, że Bereszyński miał problem z pachwiną, co nie jest dobrą informacją przed kolejnymi meczami.
Gdy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się wynikiem 1:1, wtedy Polska niespodziewanie wyszła na prowadzenie. Frankowski ponowił swoje dośrodkowanie z prawej strony, a tam najwyżej w polu karnym wyskoczył Adam Buksa. Dla piłkarza New England Revolution była to pierwsza bramka w narodowych barwach. I to w debiucie.
Druga połowa kapitalnie zaczęła się dla Polski. W 54. minucie Robert Lewandowski przejął piłkę na linii środkowej i pobiegł na prawe skrzydło. Tam przepchnął obrońcę i zaczął ścinać w stronę bramki. Tuż przed polem bramkowym położył bramkarza i jeszcze jakimś cudem zagrał wzdłuż bramki, a tam do piłki dopadł Krychowiak, który wpakował piłkę do pustej bramki. Biało-czerwoni grali źle, ustępowali Albańczykom w ataku pozycyjnym, ale byli niebywale skuteczni. Trzy strzały i trzy gole.
W 65. minucie zrobiło się jednak gorąco, bo kolejne prostopadłe podanie przeszyło nasze pole karne, a Glik powalił Manaja. Sędzia nie podyktował rzutu karnego, choć powtórki pokazują, że był to raczej bardzo duży błąd. Chwilę potem mogło być 4:1, bo Polska przeprowadziła ładną akcję, która Lewandowski wykończył strzałem na wślizgu. Sędzia dopatrzył się jednak spalonego Buksy i miał tu rację. Wynik spotkania na 4:1 kapitalnym strzał ustanowił Karol Linetty, który świetnie wykorzystał dogranie Karola Świderskiego.
Kadra Paulo Sousy przyzwyczaiła nas do tego, że w obronie gra źle. Zresztą w ośmiu meczach Portugalczyka mieliśmy bilans bramkowy 14:14. Niestety, wydaje się, że mimo wysokiego zwycięstwa z Albanią, to w czwartek Polacy zagrali chyba najgorszy mecz w obronie w tym roku. Gdyby Albańczycy byli bardziej skuteczni, to mecz spokojnie mógłby się skończyć wysokim remisem. Ba, co ciekawe nasza kadra dopuściła Albanię do większej liczby celnych strzałów, niż Niemców w pamiętnym meczu wygranym 2:0.
W tabeli grupy I prowadzi Anglia, która po zwycięstwie z Węgrami (4:0) ma 12 punktów. Polska zajmuje drugie miejsce z siedmioma punktami. Trzecie miejsce dla Węgrów, którzy mają tyle samo punktów. Albania ma sześć oczek, a Andora po zwycięstwie z San Marino ma trzy punkty.