Paulo Sousa znalazł sposób. Jerzy Brzęczek miał z tym problem. "Niemożliwe"

Jerzy Brzęczek został zwolniony, bo nie potrafił znaleźć sposobu, by pokonać rywala z najwyższej półki. Paulo Sousa co prawda nie ograł Hiszpanii, ale sobotni remis 1:1 jest jak zwycięski, bo utrzymuje nas w Euro 2020. Może też zbudować Polaków, którzy od dawna potrzebowali meczu - mitu założycielskiego.

Za kadencji Jerzego Brzęczka rywalizowaliśmy z Portugalią (dwa razy), Włochami (cztery razy) i Holandią (dwa razy). Nie wygraliśmy ani jednego z tych spotkań, notując raptem trzy remisy. M.in. z tego powodu Brzęczek, choć uzyskał awans na Euro 2020, został w styczniu zwolniony. Zastąpił go Paulo Sousa. 

Zobacz wideo Najpierw autograf, następnie selfie, na koniec uścisk z idolem. Robert Lewandowski nie odmówił przytulenia młodemu kibicowi

Sousa znalazł to, czego szukał Brzęczek

Portugalczyk miał znaleźć sposób, jak grać z najmocniejszymi rywalami. I znalazł! Może było w tym dużo szczęścia (strzał w słupek z rzutu karnego w wykonaniu Gerarda Moreno i rozpaczliwa obrona Polaków w ostatnich minutach), ale nie brakowało też jakości. Biało-czerwoni długimi fragmentami byli bardzo agresywni. Szli wysoko do pressingu, starali się utrudniać Hiszpanom rozgrywanie piłki. Dobrze się przesuwali, szukali szans w kontratakach, byli odważni. Świetne zawody, mimo zmarnowanej sytuacji w pierwszej połowie, rozegrał Robert Lewandowski. Wojciech Szczęsny bronił wreszcie jak bramkarz światowej klasy.

To był zdecydowanie najlepszy występ naszych piłkarzy za kadencji Paulo Sousy. Występ, jakiego nie doczekał się Jerzy Brzęczek. Brakowało mu takiego meczu - mitu założycielskiego, jaki budował poprzednie reprezentacje. Za Leo Beenhakkera było zwycięstwo z Portugalią w Chorzowie 2:1, za Adama Nawałki historyczna wygrana z Niemcami 2:0 na Stadionie Narodowym w Warszawie. W sobotę nie ograliśmy Hiszpanii, ale remis utrzymuje nas w grze o wyjście z grupy podczas mistrzostw Europy. To remis, który smakuje jak zwycięstwo. 

Najlepsi, gdy skreśleni

Polscy piłkarze grają najlepiej wtedy, gdy nikt w nich nie wierzy. W 2006 zanim Beenhakker ograł Portugalczyków, przegrał u siebie z Finami 1:3, zremisował z Serbią 1:1 i ledwo wygrał z Kazachstanem 1:0. Mało kto liczył, że drużyna prowadzona przez Holendra zatrzyma zespół Cristiano Ronaldo, wówczas wschodzącej gwiazdy światowego futbolu. Osiem lat później rywalizowaliśmy z Niemcami, świeżo upieczonymi mistrzami świata. Dwa miesiące wcześniej nasi sąsiedzi cieszyli się z mistrzowskiego tytułu na boiskach w Brazylii, po drodze rozbijając m.in. gospodarzy 7:1. Biało-czerwoni znów byli skazywani na pożarcie, a niespodziewanie wygrali 2:0. W 2016 roku jechaliśmy na Euro po porażce z Holandią i remisie z Litwą. Kibice i eksperci kpili z Nawałki, że chce postawić na Michała Pazdana. Skończyło się najlepszym dotąd występem na turnieju w XXI wieku.

Dawno już nie było takiego defetyzmu wokół naszej reprezentacji, jak przed sobotnim spotkaniem z Hiszpanią. Kto wierzył w korzystny wynik? Prawie nikt. Nawet PZPN zdawał się wątpić, skoro kilka godzin przed meczem odwołał wszystkie niedzielne aktywności medialne piłkarzy i trenera. Cały dotychczasowy turniej taki był - bez wiary. Nie widać było flag na balkonach w polskich miastach, na samochodach, aż takiego zainteresowania meczami. Może to kwestia specyficznej imprezy, rozbitej na różne kraje, może przesytu futbolem, ale na pewno też braku zaufania wobec drużyny narodowej. Sobotni remis z ekipą Luisa Enrique powinien to zmienić.

Nasi piłkarze wyszli na boisko w Sewilli z chęcią udowodnienia, że niesłusznie zostali skreśleni. Pokazali to, czego najbardziej od nich oczekiwano: walki, zaangażowania, pasji w grze, asekuracji. Do tego było też trochę dobrego futbolu z ich strony, kilka ciekawych akcji. A po ostatnim gwizdu sędziego pozostała świadomość, że także i my możemy przeciwstawić się największym. Zazdrościliśmy Szkotom piątkowego remisu z Anglią (0:0), Węgrom sobotniego podziału punktów z Francją (1:1).

Sousa dokonał niemożliwego

A, że Hiszpanie zagrali słabo? Zbyt wolno, zbyt schematycznie? Obyśmy tylko takie problemy mieli podczas turniejów mistrzowskich. Po tym, jak Alvaro Morata trafił na 1:0 w 25. minucie, wierzących w reprezentację Paulo Sousy było jeszcze mniej niż przed meczem. Tym większy szacunek należy się biało-czerwonym, że na boisku dużo mocniejszego rywala potrafili odwrócić niekorzystny wynik.

Połowa zadania wykonana. By remis w Sewilli nie poszedł na marne, potrzeba dobrego wyniku ze Szwecją. Paulo Sousa dokonał niemożliwego - sprawił, że przed ostatnim meczem w grupie na turnieju mamy prawo marzyć o awansie do fazy pucharowej. Nie przegrał meczu o wszystko. Euro nie skończyło się dla nas w sobotę, potrwa co najmniej do środy. A może dłużej? 

Teraz Polacy do awansu potrzebują zwycięstwa lub remisu ze Szwecją. O wiele lepszym scenariuszem byłaby jednak wygrana w środę w Sankt Petersburgu. - Życzę sobie tego, ale musimy pozostać na ziemi - mówił po meczu z Hiszpanią Robert Lewandowski

- Taki niedosyt po tym meczu może być. Jakbyśmy wszystko idealnie zrobili, to moglibyśmy wygrać ten mecz. Dopóki mamy zaangażowanie i wolę walki to jednak sprawa drugorzędna. Mentalnością możemy bardzo wiele. Może nam zabraknąć umiejętności, ale nie woli walki i determinacji - dodał Lewandowski.

Mural na żywo

Emocje start! Chcesz podzielić się swoimi piłkarskimi emocjami? Nic prostszego. Specjalnie na Euro przygotowaliśmy Mural na żywo! Pokaż nam, jak kibicujesz polskiej reprezentacji, a my spośród przesłanych haseł wybierzemy najlepsze i umieścimy je na żywym muralu (jest do obejrzenia w Warszawie pod adresem Waryńskiego 3) oraz największym ekranie LED w Warszawie na placu Unii Lubelskiej.

Więcej o:
Copyright © Agora SA